Kryzys związany z częściowym zamknięciem rządu doprowadził już do tego, że nie wiadomo, czy w najbliższy wtorek prezydent Donald Trump wygłosi w Kongresie coroczne orędzie o stanie państwa. Niestety zakładnikami politycznego kryzysu znów stali się imigranci.
Wszystko wskazuje na to, że Donald Trump nie wygłosi corocznego orędzia w wyznaczonym wcześniej terminie. To kolejny rozdział politycznej wojny amerykańsko-amerykańskiej. Przewodnicząca Izby Reprezentantów z Partii Demokratycznej zablokowała właśnie prezydentowi możliwość wystąpienia na Kapitolu, powołując się zresztą na niemożność zapewnienia bezpieczeństwa w związku z zamknięciem wielu agencji rządowych. Jednocześnie jej środowisko polityczne stanowczo odrzuciło ostatnią propozycję Trumpa dotyczącą między innymi kwestii statusu osób korzystających z programu Deferred Action for Childhood Arrivals (DACA). Trzeba przyznać, że nie bez powodu. Propozycja Trumpa przewiduje trzyletnie przedłużenie ochrony przed deportacją dla uczestników DACA oraz dla imigrantów korzystających z Temporary Protected Status (TPS) w zamian za zgodę demokratów na przeznaczenie 5,7 miliardów dolarów na budowę ogrodzenia wzdłuż południowej granicy. Czyli ciągle są to rozwiązania prowizoryczne, zamiast konkretów. Przy okazji Biały Dom zredukował nieco swoje plany mówiąc o konieczności budowania ,,fizycznej” zapory tylko na niektórych odcinkach granicy z Meksykiem.
Przedłużanie niepewności
Dla większości bezpośrednio zainteresowanych, to co zaproponował Biały Dom jest trudne do zaakceptowania. “Niestety, propozycja prezydenta to jedynie przedłużanie niepewności i chaosu – mówi 24-letnia Jazmin Ramirez, uczestniczka programu DACA. – Teraz (Trump) chce trzymać nas jako zakładników tylko po to, aby wybudować bezużyteczne ogrodzenie. Nie jesteśmy pionkami, o które można się targować”.
Obrońcy praw imigrantów i środowiska polityczne zbliżone do demokratów nie przebierają już w słowach. Szefowa Immigrant and Refugee Rights Coalition Policy Lisa Sherman-Nikolaus określiła propozycję Trumpa jako ,,kolejną propozycję okupu”. Przypomniała też, że większość Amerykanów opowiada się od lat w sondażach za stworzeniem młodym imigrantom prawnej ścieżki do obywatelstwa.
Trudno nie zrozumieć tych emocji. Osoby korzystające z DACA i TPS oczekują na permanentne rozwiązanie ich sytuacji, a nie kolejnych lat niepewności. Przedłużenie ochrony przed deportacją nie zmieni prawnego statusu Dreamersów, czyli osób, które wwieziono do USA jeszcze jako nieletnie czy wręcz małe dzieci. Sąd Najwyższy nie rozpatrzy też prędko tej sprawy, bo właśnie odmówił wzięcia jej na wokandę. W przypadku TPS chodzi o ludzi, którzy często mieszkają w Stanach od kilku dekad, zapuszczając korzenie w amerykańskiej rzeczywistości. To dlatego Nancy Pelosi po raz kolejny powtórzyła, że będzie się domagać rozwiązań permanentnych, które zakończą życie w niepewności setkom tysięcy osób.
Trudne dwa lata
Imigranci od dwóch lat mają powody do obaw, w związku z brakiem trwałych rozwiązań prawnych. W ciągu dwóch lat prezydentury Donald Trump nie zasypał gruszek w popiele. Podlegające mu resorty, Departamenty: Stanu, Bezpieczeństwa Krajowego oraz Sprawiedliwości podjęły bardzo konkretne kroki, aby ograniczyć liczbę osób pragnących przenieść się na stałe do USA i utrudnić życie tym, którzy już tu mieszkają. I nie dotyczy to jedynie ludzi żyjących bez ,,papierów”. Stany Zjednoczone zredukowały prawie do minimum liczbę przyjmowanych uchodźców. Wzrosła za to liczba odrzucanych wniosków o przyznanie azylu. Zwiększyła się także liczba zatrzymań niekaranych imigrantów, a próba zakończenia programów Deferred Action for Childhood Arrivals oraz Temporary Protected Status wystawiła setki tysięcy ludzi na niebezpieczeństwo deportacji. ,,Jeśli jesteście tu nielegalnie, powinniście się bać” – groził w 2017 roku w Kongresie Tom Homan, pierwszy nominowany przez Trumpa szef Immigration and Customs Enforcement (ICE). I administracja dotrzymywała słowa. Średnia dzienna liczba aresztowań imigrantów wzrosła w ubiegłym roku budżetowych do 436, w porównaniu z 300 w roku 2016. Z tych 436, średnio 139 zatrzymań dotyczyło osób bez przeszłości kryminalnej. Dwa lata wcześniej było przeciętnie 46 takich imigrantów.
20 października ubiegłego roku w ośrodkach nadzorowanych przez ICE przetrzymywano 44631 ludzi, co było niechlubnym rekordem. Dla przykładu w roku budżetowym 2016 w tych samych ośrodkach przebywało średnio 34376 osób. Nawiasem mówiąc odnotowana w październiku liczba była o ponad 4 tysiące wyższa od zatwierdzonej przez Kongres.
O historii dzieci odseparowanych od rodziców mówiły media na całym świecie. Ale przedłużył się także, średnio do 59 dni, czas przetrzymywania w ośrodkach osób nieletnich, zatrzymanych na granicy bez opieki dorosłych. W 2016 roku średni czas wynosił 35 dni. Powodem była zmiana polityki Department of Health and Human Services, który zaostrzył przepisy o przekazywaniu dzieci członkom rodzin żyjących w USA. Jeśli potencjalny opiekun nie ma uregulowanego pobytu, grozi mu deportacja.
Wizowe odmowy
Dwa lata prezydentury Trumpa przyniosły także spadek legalnej imigracji – wzrosła zarówno liczba odmów wiz w podlegających Departamentowi Stanu placówkach konsularnych, jak i oddalonych spraw w urzędach United States Citizenship and Immigration Service, będących częścią Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego. W roku budżetowym 2018 odrzucono aż 620311 wniosków o zielone karty, czyli o 37 proc. więcej niż w 2016 r. Podobnie było z innymi kategoriami wiz.
To tylko suche liczby, ale za każdą z nich kryje się ocean strachu i obaw o los własny, członków rodzin, czy całych społeczności. Poczucie bezpieczeństwa stracili nie tylko nielegalni imigranci (ci nigdy go zresztą nie mieli), ale także osoby, które nie złamały prawa imigracyjnego, ale skorzystały np. z jakiegoś programu pomocy społecznej. Nie może to pozostać bez wpływu na nastroje społeczne w kraju, w którym imigranci stanowią kilkanaście procent całej populacji.
Więcej zakładników
Oczywiście w tej politycznej grze zakładnikami nie są wyłącznie imigranci. To także ponad 800 tysięcy pracowników rządu federalnego, bądź wysłanych na przymusowy bezpłatny urlop, bądź pracujących bez wynagrodzenia. Oraz – w coraz większym stopniu – wszyscy mieszkańcy USA, którzy z upływem czasu coraz dotkliwiej będą odczuwać skutki zamknięcia rządowych agencji. Warto więc przypomnieć politykom, że ich praca polega także na umiejętności zawierania kompromisów.
Jolanta Telega
[email protected]
fot.ERIK S LESSER/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama