Czy jesteśmy sami we wszechświecie? To pytanie regularnie rozpala wyobraźnię naukowców i badaczy zjawisk paranormalnych, szczególnie gdy niezidentyfikowane obiekty latające są obserwowane przez profesjonalistów, a nie przez tropicieli latających spodków. O kosmitach znowu zrobiło się głośno, a to za sprawą pilotów pasażerskich samolotów i astronomów z Harvardu.
9 listopada o godz. 6.47 am wieża kontrolna w irlandzkim Shannon otrzymała pytanie zadane przez pilotkę pasażerskiego samolotu linii British Airlines, lecącego nad Atlantykiem, z Montrealu do Londynu. Kobieta pilotująca samolot zapytała kontrolerów, czy w rejonie, przez który właśnie przelatuje odbywają się jakieś powietrzne ćwiczenia wojskowe, o których załoga pilotowanego przez nią Boeinga 787 nie została powiadomiona. Wieża odpowiedziała, że nie, a radar nie pokazuje żadnych obiektów w pobliżu samolotu. „Ok, ale poruszają się bardzo szybko” – odpowiedziała pilotka i opisała kilka bardzo jasnych obiektów, które w szyku przeleciały po lewej stronie samolotu, a następnie z ogromnym przyspieszeniem odleciały na północ. Niezidentyfikowane obiekty latające widzieli także inni członkowie załogi samolotu. W tym momencie do wieży kontrolnej odezwał się pilot samolotu linii Virgin Airlines, lecącego z Orlando do Manchesteru, który zgłosił zaobserwowanie dwóch obiektów poruszających się w skoordynowany sposób z ogromną prędkością dwóch machów (dwukrotna prędkość dźwięku). Niezidentyfikowane obiekty na niebie widzieli też piloci norweskiego samolotu, lecącego w tym czasie ze Stewart, w amerykańskim stanie Nowy Jork, do Shannon.
W związku z kilkoma równoległymi zgłoszeniami o UFO (Unidentified Flying Object, niezidentyfikowany obiekt latający), Irlandzki Inspektorat Lotnictwa Cywilnego wszczął dochodzenie, mające wyjaśnić pochodzenie i naturę tajemniczych latających obiektów.
Meteoryty? Kpiny!
Eksperci oświadczyli, że tajemnicze obiekty były prawdopodobnie... meteorytami, które spalały się na skutek tarcia po wejściu w ziemską atmosferę. Nagłe przyspieszenie obiektów miało wynikać z oddziaływania grawitacyjnego naszej planety.
Na tak trywialne wyjaśnienie ufolodzy i tropiciele teorii spiskowych odpowiedzieli pustym śmiechem i przypomnieli, że rząd amerykański, który przez dekady utrzymywał, iż istnienie słynnej bazy Area 51 jest tylko tworem ich bujnej wyobraźni, w 2013 roku potwierdził jej istnienie. Raport CIA nie wspomina co prawda ani słowem o UFO, ale twierdzi, że w Nevadzie na terenie tajnej bazy wojskowej odbywały się przez lata testy eksperymentalnych samolotów, w tym szpiegowskich. Wisienką na torcie było przyznanie się Pentagonu do przeznaczenia 22 milionów dolarów na rządowe badania „nietypowych kosmicznych zagrożeń”, co zwolennicy teorii o istnieniu kosmitów natychmiast zinterpretowali jako sfinansowanie badań nad UFO.
Cygaro z kosmosu
Temat UFO i odwiedzin przedstawicieli pozaziemskich cywilizacji pojawił się w ostatnich tygodniach w światowych mediach również za sprawą rozprawy naukowej profesorów Uniwersytetu Harvarda, Shmuela Bialy'ego i Abrahama Loeba. Astronomowie opisali odkryty w kosmosie w październiku ub. roku obiekt o nazwie 1I/2017U1 Oumuamua (po hawajsku – „przybywający z daleka”). Przypominający ogromne cygaro lub przemierzający przestrzeń kosmiczną drapacz chmur obiekt ma 400 metrów długości i 40 metrów szerokości. Naukowcy namierzyli Oumuamuę pędzącą w stronę Słońca z prędkością wykluczającą przynależność obiektu do Układu Słonecznego. Kosmiczny przybysz, jak żadna zaobserwowana dotąd asteroida lub kometa, pokryty jest czerwonawą warstwą węgla, a nie skał lub lodu. Nietypowy dla naturalnego pochodzenia obiektu kształt sugeruje, zdaniem autorów rozprawy, że został skonstruowany przez obcą cywilizację. Zanim zniknął z oczu astronomów w styczniu br., po minięciu Słońca... przyspieszył, co dodatkowo rozpaliło wyobraźnię badaczy. Przyspieszanie astronomicznych obiektów przelatujących w pobliżu gwiazdy nie jest niczym niezwykłym i jest spowodowane emisją gazów uwalnianych np. przez komety, na skutek podniesienia temperatury obiektu w pobliżu Słońca. Sęk w tym, że Oumuamua nie ciągnęła za sobą gazowego ogona. Bialy i Loeb zasugerowali, że przyspieszenie mogło być skutkiem zastosowania cienkiego i niewidocznego przez ziemskie teleskopy kosmicznego żagla, który złapał słoneczny wiatr, czyli emitowaną przez Słońce wiązkę rozpędzonych wysokoenergetycznych cząstek. Naukowcy postawili hipotezę, że kosmiczne cygaro może być próbnikiem wysłanym miliony lat temu przez wysoko rozwiniętą pozaziemską cywilizację, by poszukiwać innych planet i form życia. Według kolejnej hipotezy harvardzkich astronomów, podłużny obiekt to dryfujący w przestrzeni fragment uszkodzonego większego mechanizmu lub statku kosmicznego.
"Nie jesteśmy sami"
Media, łase na ufologiczne sensacje, natychmiast podchwyciły i nagłośniły hipotezy astronomów, ale doniesienia o domniemanym próbniku wysłanym przez obcych szybko spotkały się z krytyką ekspertów. Jednak Loeb, szef harvardzkiego Wydziału Astrofizyki stwierdził, że teorię o próbniku sformułował dopiero po odrzuceniu wszystkich hipotez o naturalnym pochodzeniu Oumuamuy. Krytycznym kolegom po fachu odpowiada, że „są zbyt konserwatywni „ i podkreśla, że twierdzenie, jakoby Ziemianie byli sami we wszechświecie jest przejawem arogancji.
Czym zatem jest Oumuamua, tajemniczy podłużny obiekt przybyły z przestrzeni międzygwiezdnej? Być może nigdy się nie dowiemy, bo zniknął z ekranów najczulszych kosmicznych teleskopów i popędził dalej w bezkres wszechświata. Chyba że Loeb i Bialy mają rację i za próbnikiem na Ziemi pojawią się ci, którzy wysłali go w kosmos. A może to właśnie oni przelecieli 9 listopada w pobliżu wybrzeży Irlandii? Nie wiadomo. Jak mawiał agent Fox Mulder z kultowego serialu „Z Archiwum X” – „prawda wciąż gdzieś tam jest”. Pewne jest natomiast, że wystarczy wspomnieć o kosmitach, by z szanowanego ale nieznanego szerzej naukowca w jednej chwili stać się astronomem światowej sławy.
Grzegorz Dziedzic
[email protected]
Na zdjęciu głównym: Asteroid 1I/2017 U1 'Oumuamua fot.European Southern Observatory / M. Kornmesser/NASA
Reklama