Niesłyszący artysta malarz i fotograf Maciej Gryko został oficjalnym dokumentalistą Burning Mana, dorocznego festiwalu na pustyni w Nevadzie. Jako pierwsza osoba z Polski otrzymał nominację na członka zespołu wolontariuszy, rejestrującego niezwykłe wydarzenie. Znajdzie się w gronie fotografów, filmowców i artystów o światowej sławie, utrwalających kolejną edycję niezwykłego widowiska. Zanim Maciej Gryko uda się do Nevady, odwiedzi Polonię w Chicago.
Rokrocznie od prawie 30 lat na pustyni Black Rock w stanie Nevada wyrasta miasto pełne futurystycznych i surrealistycznych instalacji, które po ośmiu dniach, na zakończenie festiwalu, zostaje rytualnie spalone wraz z gigantyczna kukłą (stąd nazwa: Burning Man czyli Płonący Człowiek). W wielkim happeningu bierze udział kilkadziesiąt tysięcy żądnych wrażeń osób z USA i z całego świata, w tym elity z Doliny Krzemowej i Hollywoodu, artyści, sportowcy, znane osobistości, cyganeria i zwykli ludzie. W tym roku festiwal odbywa się pod hasłem „I, Robot”, a wiodącym projektem będzie budowa świątyni „Galaxia”, która może się okazać najciekawszym z dotychczasowych przedsięwzięć festiwalu.
W tegorocznej edycji Płonącego Człowieka ma wziąć udział niesłyszący artysta fotograf z Polski Maciej Gryko w roli oficjalnego dokumentalisty wydarzenia. Znany jest w Polsce i w Europie jako współautor flagi, która spodobała się piłkarzom Barcelony, i jako artysta ulicznych prac, które nadają kolory ulicom Olsztyna. Jako pierwsza osoba z Polski otrzymał nominację na członka zespołu wolontariuszy, rejestrującego niezwykłe wydarzenie. Znajdzie się w gronie fotografów i filmowców o światowej sławie, utrwalających kolejną edycję widowiska. Gryko od 2014 r. realizuje własny projekt dokumentalny „Faces of Burning Man”. Jest to wielotysięczny zbiór zdjęć, portretów uczestników festiwalu, instalacji i zwykłego obozowego życia. Choć nie słyszy, udało mu się poznać i zaprzyjaźnić z organizatorami festiwalu, którzy byli zachwyceni jego twórczością.
Nominacja na członka zespołu dokumentującego Burning Mana była dla Polaka ogromną niespodzianką. Propozycję przyjął z radością. Zdawał sobie sprawę, że to niepowtarzalna szansa otwierająca nowe możliwości twórczego rozwoju oraz wielkie osiągnięcie – tym bardziej znaczące, że jest osobą niepełnosprawną. Gryko słuch stracił w dzieciństwie na skutek przebytej choroby, ale nigdy nie poddał się ułomności i nie pozwolił, by go zdominowała. Na świat patrzy z uśmiechem i optymizmem. Cieszy go to, że może korzystać z życia i czerpać z niego pełnymi garściami, że może realizować swoje zainteresowania i pasje, bo dla niego sztuka nie ma ograniczeń.
Jak wspomina, w 1995 r. zaczął tworzyć street art. Prace z tego okresu są kolorowe i przypominają Nowy Jork, czy podobne metropolie na przełomie lat 60 i 70. – Była to próba buntu przeciwko szarej rzeczywistości. W Polsce wszystko było takie samo, robione z szablonu, wszystko szare i smutne. Razem z kolegami mieliśmy swoją grupę, świetnie się w niej odnajdywałem i zyskałem szacunek za wysokie umiejętności techniczne w malowaniu. „Głuchy” do dziś jest pamiętany we wielu miastach Polski. Olsztyn w tamtych czasach był jak znana firma. Street art. Dawał możliwość ekspresji artystycznej i czasami przynosił korzyści. W tamtych czasach wszyscy wydawaliśmy całe kieszonkowe od rodziców na farby, aby tylko tworzyć. Z biegiem czasu przyszły zlecenia komercyjne – opowiada artysta.
Ważną rolę w życiu Gryki ma sport, a konkretnie koszykówka, w którą gra już 28 lat. – Tak jak street art, koszykówka dała mi nowe życie. W obu dziedzinach miałem sukcesy i to było kluczowe w budowaniu silnego charakteru. Byłem w stanie przeciwstawiać się przeciwnościom, bo wiedziałem, że jestem w czymś dobry. Jednak to też było okupione ciężkim wysiłkiem, bo zarówno sport, jak i malarstwo, to bardzo duży wysiłek i psychiczny, i fizyczny. Z naciskiem na to, że malarstwo wielkoformatowe jest jeszcze trudniejsze od sportu. Po namalowaniu flagi dla Barcelony, miałem problemy z kolanami przez pół roku. Siedem dni pracy po 10 godzin w oparach farby niszczy zdrowie. Trudno to porównać do czegokolwiek. Nieludzki wysiłek. Ale było warto i niczego nie żałuję. Teraz lecę do Stanów i Burning Man jest moim priorytetem – zaznacza Gryko.
Artysta już w sierpniu przyleci do USA. Marzy, by dokupić dodatkowy teleobiektyw, którego koszt (około tysiąc dol.) na razie przekracza jego możliwości, ale w Nevadzie bardzo ułatwiłby pracę. Potrzebny jest również sprzęt kempingowy. Maciej Gryko planuje, że przyleci do USA w połowie sierpnia, spędzi kilka dni w Nowym Jorku, a następnie odwiedzi Chicago, gdzie spotka się z Polonią. Ma nadzieję, że z jej pomocą zrealizuje swoje marzenia i przygotuje się do roli dokumentalisty Burning Mana. Osoby, które chciałyby wesprzeć artystę, mogą to zrobić za pośrednictwem PayPal odwiedzając witrynę: https://polakpotrafi.pl/projekt/faces-of-burning-man albo poprzez e-mail:[email protected]
Życzmy naszemu rodakowi szczęścia i powodzenia w zamierzonym celu. Oczywiście będziemy śledzić jego poczynania i na bieżąco informować naszych Czytelników.
Tekst: Ewelina Chwałek
Zdjęcia: Maciej Gryko
Reklama