Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 24 listopada 2024 09:26
Reklama KD Market

Nowe otwarcie czy gra pozorów? Jak prezydent Obama radzi sobie z Rosją

Historia pokazuje, że relacje amerykańsko-rosyjskie to od zawsze jedno z głównych wyzwań polityki zagranicznej każdego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Nie inaczej sytuacja wygląda w przypadku...
Historia pokazuje, że relacje amerykańsko-rosyjskie to od zawsze jedno z głównych wyzwań polityki zagranicznej każdego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Nie inaczej sytuacja wygląda w przypadku czterdziestego czwartego z nich. Mimo iż Europa przestaj być, na rzecz regionu Azji i Pacyfiku, głównym obiektem zainteresowania USA, to jednak strategia względem Rosji  wciąż stanowi  istotny element prowadzenia działań na arenie międzynarodowej przez Biały Dom. Bilateralny podział świata to dziś wprawdzie już zamierzchła przeszłość, ale stosunki na linii Waszyngton-Moskwa budzą powszechne zainteresowanie mediów, politycznych ekspertów na całym świecie i są pewnym wyznacznikiem skuteczności prezydenckiej administracji. Od początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku obserwujemy jak oba państwa próbują współpracować, a częściej rywalizować w nowej rzeczywistości. Przez niespełna cztery lata głównymi reżyserami poczynań Stanów Zjednoczonych i Rosji na arenie międzynarodowej byli Barack Obama i Dymitri Miedwiediew – prezydenci obu państw. Czas ten obfitował w wiele wydarzeń, które odbiły się szerokim echem w świecie polityki globalnej. W kontekście kadencji ich poprzedników na tych stanowiskach (George'a W. Busha i Wladimira Putina) możemy mówić o pewnym zwrocie i odprężeniu we wzajemnym partnerstwie. Pierwsze poważne spotkanie z rosyjską rzeczywistością polityczną, jeszcze podczas kampanii prezydenckiej 2008 roku nie było łatwe dla Obamy. Konflikt na granicy gruzińsko-rosyjskiej i konieczność zajęcia stanowiska wobec kontrowersyjnego sporu okazał się nie lada wyzwaniem dla przyszłego prezydenta. Brak stanowczej i niepozostawiającej wątpliwości wypowiedzi ze strony kandydata Partii Demokratycznej został wówczas odebrany jako znaczące potknięcie. W jego wypowiedziach na temat Rosji w 2008 roku więcej było bezpiecznych, okrągłych zdań, niż prawdziwie spójnych, konkretnych koncepcji dotyczących tego państwa. Wtedy kryzys gospodarczy nie wydawał się tak fundamentalnym problemem w skali światowej. Jak pokazały kolejne lata, to właśnie finansowa recesja stała się główną osią konstrukcyjną uprawiania polityki zarówno wewnętrznej jak i zagranicznej. Względy ekonomiczne były według prezydenckiej administracji jedną z głównych przyczyn wycofania się z planów rozmieszczenia w Polsce i Czechach elementów tzw. tarczy antyrakietowej. Warto przyjrzeć się głębiej posunięciom, które poprzedziły decyzję o zastąpieniu systemu proponowanego przez George'a W. Busha na rzecz uboższej wersji obrony przeciwrakietowej. Z perspektywy czasu trudno znaleźć inny niż PR-owski powód tak błyskawicznej decyzji o gruntownym przeobrażeniu stosunków amerykańsko-rosyjskich. Choć perspektywa konieczności podpisania nowego układu START stawała się coraz bliższa, tak cała otoczka i szumne zapowiedzi amerykańskich dyplomatów dotyczące resetowania kontaktów już wtedy budziły wątpliwości. Przedkładanie tymczasowych celów politycznych ponad długofalowe strategie dotyczące obronności państwa, musiało zastanawiać. Zwłaszcza, że Rosjanie nie okazywali gestów mających świadczyć o zmianie imperialistycznego dyskursu prowadzonego przez nich w erze Putina. Szybko stało się jasne, że dla USA cena za wszelkie ustępstwa ze strony wschodu będzie bardzo wysoka. Można więc powiedzieć, że sama decyzja o RESECIE była podyktowana bardziej chęcią wzmocnienia ideologicznego nurtu prezentowanego przez Baracka Obame jeszcze w czasie kampanii tj. wsparcia wizerunku prezydenta – zdecydowanego przeciwnika zbrojeń, działacza na rzecz światowego pokoju. Kluczowym celem RESETU, oprócz redukcji zbrojeń, związanym z podpisaniem nowego układu START, stało się szukanie kompromisowych przestrzeni np. w ramach działalności w organizacjach międzynarodowych. Amerykanie chcieli na fali przynajmniej początkowego umiarkowanego entuzjazmu po stronie rosyjskiej próbować załatwiać możliwie dużo spraw jak np. współpraca przeciwko planom atomowym Iranu, zaopatrzenia dla wojsk w Afganistanie, czyli problemów raczej doraźnych. Trudno zatem nie odnieść wrażenia, iż nie są to cele, dla których tak łatwo rezygnuje się z podpisanych już wcześniej porozumień. Z drugiej strony sprawa irańska urosła w tamtym momencie do problemu globalnego a Stany Zjednoczone widziały w gospodarczym partnerze Iranu – Rosji, swojego własnego sprzymierzeńca. 17  września 2009 roku prezydent Obama ogłosił kluczowy punkt nowej strategii wobec Rosji, a więc zmianę planów dotyczących rozmieszczenia elementów tarczy antyrakietowej. Z jednej strony dając ostateczny sygnał na nowe otwarcie z Moskwą, z drugiej zaś uderzając w cenionych dotychczas partnerów w Europie środkowo-wschodniej. Dużo na temat tego, jak będzie wyglądała kadencja Baracka Obamy i jego aktywność w sferze zagranicznej mogła powiedzieć jego wizyta w Moskwie w 2009 roku. Z miejsca uznana została za jedno z najważniejszych wydarzeń politycznych roku. Tymczasem nie przyniosła żadnych wiążących decyzji. Oczywisty jest fakt, że przynieść nie mogła, gdyż najważniejsze sprawy nie są negocjowane na takich spotkaniach. Wspólnie z Miedwiediewem Obamie udało się stworzyć wówczas swego rodzaju polityczny teatr mający za zadanie stworzyć wrażenie niezwykle rewolucyjnych zmian zachodzących w stosunkach Rosji i USA. Specjaliści od marketingu politycznego z obu stron oceanu podgrzewali wzniosłą atmosferę. Wielu ekspertów dziwiło się takiemu podejściu gospodarza Białego Domu do rozmów. Dość uległa postawa wobec coraz słabszej politycznie czy gospodarczo Moskwy musiała zastanawiać. Podobnie jak silne granie antyatomową kartą i zawiązywanie porozumień w gruncie rzeczy znacznie osłabiających amerykański potencjał militarny. W tych okolicznościach całą wizytę i to, co podczas niej mówił Obama, należałoby raczej odczytywać jako sukces przywódców Rosji. W wymiarze propagandowym pokazali oni, że wciąż są poważnym i liczącym się uczestnikiem polityki międzynarodowej. W medialnych przekazach mniej słychać było o różnicach w dyskusji na trudniejsze tematy. Nie zagłębiano się w dyskusje o Ukrainie czy Gruzji, bo nawet najbardziej pokojowe inicjatywy USA nie mogą skłonić przede wszystkim Putina do decyzji o zmianie kursu polityki opartej na kontrolowaniu naturalnych stref wpływów. Barack Obama w latach 2009-2012 był często zmuszony rywalizować z podwójnym przeciwnikiem. Nietuzinkowy tandem Miedwiediew-Putin to z pewnością dla kogoś takiego jak Obama, polityka bez większego doświadczenia w sprawach międzynarodowych, trudny przeciwnik. Osobiste relacje między przywódcami od lat mają znaczący wpływ na sposób prowadzenia polityki na najwyższym szczeblu. Po mrocznych latach zimnej wojny, gdy o każdy kompromis było niezwykle ciężko w latach dziewięćdziesiątych XX wieku kilkukrotnie obserwowaliśmy jak politycy z Waszyngtonu i Moskwy nawiązywali kontakty na stopie mniej oficjalnej. Dość wspomnieć przyjacielską współpracę Billa Clintona i Borysa Jelcyna czy George'a W. Busha, który potrafił „spojrzeć w duszę Władimira Putina”. Wprawdzie Obama i Miedwiediew nie nawiązali aż tak bliskich stosunków, ale dało się zauważyć pomiędzy nimi pewne pozytywne napięcie. Za przykład niech posłuży piętnaście konwersacji dotyczących podpisania nowego układu START. Być może wynikało ono z faktu, iż obaj wstępując na urząd w sferze polityki zagranicznej mieli sporo wyzwań i dużo do udowodnienia. Obama zdecydował się przerwać impas, jaki charakteryzował ostatnie lata kadencji duetu Bush – Putin. Miedwiediew musiał pokazać, że nie jest wyłącznie prezydentem przejściowym. Czynniki te wpłynęły na polepszenie wzajemnych relacji obu państw, czego znakiem była wypowiedź prezydenta USA na pożegnalnym spotkaniu z ustępującą głową państwa rosyjskiego. „Minione trzy lata były prawdopodobnie najlepszymi latami w historii stosunków rosyjsko-amerykańskich w ciągu minionej dekady”.  Obama podkreślał przy tym rolę przyjaźni pomiędzy nim a Miedwiediewem. Jak ujawniły depesze opublikowane przez portal Wiki Leaks nieco inaczej postrzegali rosyjskiego przywódcę amerykańscy dyplomaci. W swoich sądach byli oni dalecy od prezentowanego przez Obamę optymizmu, a bliżsi klasycznemu amerykańskiemu pragmatyzmowi. Dyplomaci wyraźnie zauważali kontrast pomiędzy dwoma rosyjskimi prezydentami. Putin, to według nich wciąż znaczący gracz, „samiec alfa”. Miedwiediew zaś określany jest jako niewyraźny, niedecyzyjny. Proces resetowania wzajemnych relacji jest skomplikowany. Sieć wzajemnych powiązań bywa momentami na tyle gęsta, że pojedyncze zdarzenie, niefortunna wypowiedź, poddają pod wątpliwość całą koncepcję. W znacznym stopniu współpraca opiera się na małych kroczkach. Dominuje obopólne badanie się i zdobywanie zaufania. Bardziej palące kwestie jak np. wstąpienie kolejnych państw dawnego ZSRR do NATO umiejętnie redukowane są w medialnym dyskursie. Taki stan rzeczy nie mógł jednak trwać w nieskończoność i w końcu i ważkie kwestie musiały wypłynąć na pierwszy plan. Szybko okazało się, że RESET to w dużej mierze fasada, a prawdziwe problemy wciąż są dla Stanów Zjednoczonych i Rosji miejscem, gdzie o zgodę na jakiekolwiek ustępstwa trzeba zabiegać nad wyraz długo. W ostatnich miesiącach coraz większym cieniem na relacjach Wschód-Zachód rzuca się reakcja organów międzynarodowych na wydarzenia w Syrii. Rosjanie, jako jedyni z liczących się państw, sprzeciwiają się restrykcyjnej reakcji ONZ wobec reżimu Baszara Assada. Moskwa oponuje też przeciw jeszcze większej presji na Iran w związku z jego atomowymi planami. Najpoważniejszym kłopotem jest jednak z całą pewnością wciąż nierozwiązana sprawa nowego systemu obrony przeciwrakietowej NATO w Europie. Warto zauważyć tu pewną zmianę retoryki we wzajemnych kontaktach. Początkowo, dzięki dobrej atmosferze, rozmowy były prowadzone dość zachowawczo. Słychać było głosy szukania tzw. "trzeciej drogi" czy też nawet budowania wspólnego systemu obronnego. Propozycje odważne, toteż spotykały się z kurtuazyjnymi odmowami. Marazm nie mógł trwać w nieskończoność. Wraz z coraz częstszym poruszaniem tematu tarczy antyrakietowej, zwłaszcza po stronie rosyjskiej, wracała zimnowojenna retoryka. Dopóki nie uda się osiągnąć choćby niewielkiego porozumienia dotyczącego wspomnianych systemów, dopóty udana współpraca w mniejszych sprawach, czy w ramach organizacji międzynarodowych nie zdoła zmienić obrazu RESETU. Nic zatem dziwnego, że eksperci coraz częściej mówią o nowym „zimnym pokoju", niż o słynnym RESECIE. Wyodrębniając sztandarowe sukcesy lat polityki administracji prezydenta Baracka Obamy na linii Stany Zjednoczone-Rosja w latach 2009-2012 spoza retoryki RESETU należałoby z pewnością wymienić: - podpisanie traktatu Nowy Start dotyczącego redukcji arsenałów nuklearnych w 2009 roku - wsparcie przez Rosję rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ dotycząca sankcji na Iran i zapewnienie o nie dostarczaniu Iranowi rakiet S-300 - przystąpienie Rosji do Światowej Organizacji Handlu w 2011 roku - porozumienia dotyczące możliwości transportu nad terytorium Rosji amerykańskiego zaopatrzenia do Afganistanu - bezkonfliktowe rozwiązanie skandalu szpiegowskiego w 2010 roku - ciche przyzwolenie Moskwy na operację ONZ w Libii zakończoną obaleniem rządów Muammara Kadafiego Rok 2012 wydaje się być newralgiczny z punktu widzenia dalszej przyszłości stosunków amerykańsko-rosyjskich w wydaniu proponowanym przez duet Obama-Miedwiediew. Po pierwsze, to rok wyborczy.  Po drugie, pewne sprawy dyskutowane w ramach szeroko pojętego RESETU nie mogą dłużej pozostawać w zawieszeniu. Nie od dziś wiadomo, że Władimir Putin, a także jego współpracownicy wciąż pod kątem retorycznym mocno osadzeni są w czasach zimnowojennych. Antyamerykanizm mają niejako zakorzeniony. Także ze względów czysto ambicjonalnych Putin może chcieć udowodnić nie tylko Miedwiediewowi, ale i opinii międzynarodowej, że podobne cele można osiągać w bardziej zdecydowany sposób. Podobnie jak w Moskwie, po drugiej stronie oceanu wynik listopadowych wyborów prezydenckich będzie miał fundamentalne znaczenie dla przyszłości RESETU. W przypadku powtórnego zwycięstwa obecnego prezydenta, daleką od jastrzębich zapędów administrację Obamy czeka nie lada wyzwanie. Prezydent USA ma świadomość, że w kontaktach z Putinem wiele zagadnień będzie negocjował od podstaw i mniej będzie zależeć od niego samego. Wszak otwartym pozostaję pytanie, na ile Putin w ogóle będzie otwarty na dalsze negocjacje w sprawach związanych z obroną przeciwrakietową Europy czy innych zagadnień, gdzie Zachód potrzebuje wsparcia Federacji Rosyjskiej. Nawet w słynnej, podsłuchanej przez media wypowiedzi z rozmowy z Miedwiediewem prezydent USA zapewnił o swojej większej elastyczności, gdyby udało mu się pozostać w Białym Domu na drugą kadencję. Jeśli jednak w listopadzie zwycięży kandydat Partii Republikańskiej Mitt Romney o kontynuowaniu RESETU można zapomnieć. Były gubernator stanu Massachusetts już jakiś czas temu wprost zadeklarował, że proces ocieplania relacji z Rosją w kształcie proponowanym przez Obamę należy szybko zakończyć. W innej wypowiedzi Romney uznał wschodniego partnera za wroga numer jeden na arenie międzynarodowej. Maciej Głaczyński Maciej Głaczyński – student Instytutu Amerykanistyki i Studiów Polonijnych Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. W latach 2007-2010 relacjonował przebieg najważniejszych wydarzeń siatkarskich w kraju. (spotkania ligowe, mecze reprezentacji, europejskie puchary). Pasjonat historii polityki zagranicznej USA.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama