Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 04:34
Reklama KD Market

Zespół PE wykluczył polskich europosłów z misji obserwacyjnych na wybory

Przedstawiciele Zespołu ds. Wspierania Demokracji i Koordynacji Wyborów PE wykluczyli trzech europosłów EKR, w tym Ryszarda Czarneckiego i Kosmę Złotowskiego, z przyszłych misji obserwacyjnych na wybory. "To przykład podwójnych standardów" – ocenił Czarnecki.

W liście adresowanym do szefów frakcji konserwatystów Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR) w Parlamencie Europejskim Syeda Kamalla i Ryszarda Legutki (PiS) przedstawiciele Zespołu ds. Wspierania Demokracji i Koordynacji Wyborów (DEG) David McAllister i Linda McAvan informują o wykluczeniu posłów Ryszarda Czarneckiego, Kosmy Złotowskiego i Brytyjczyka Davida Campbella Bannermana ze wszystkich przyszłych misji obserwacyjnych na wybory z ramienia PE do końca obecnej kadencji. Zaznaczono przy tym, że "decyzja ma charakter natychmiastowy".

Powodem decyzji jest misja obserwacyjna europosłów w Azerbejdżanie podczas wyborów prezydenckich 11 kwietnia. Przedstawiciele Zespołu informują, że w związku z pogorszeniem warunków demokratycznych w Azerbejdżanie DEG jednogłośnie postanowił nie wysyłać do tego kraju oficjalnej delegacji obserwatorów PE. Jak informują, azerska opozycja zbojkotowała wybory z powodu braku rzeczywistego współzawodnictwa między kandydatami. Mimo to EKR zlekceważył decyzję Zespołu i wysłał europosłów do Azerbejdżanu, co stało się powodem ich wykluczenia z przyszłych misji - wskazują McAllister i McAvan.

Decyzję w rozmowie z PAP skomentował Ryszard Czarnecki. "To absurdalna decyzja. Była to oficjalna delegacja grupy politycznej EKR, która podjęło prezydium grupy. Niewysyłanie do Azerbejdżanu misji jest tylko wpychaniem tego kraju w ręce Moskwy i błędem politycznym. Część europosłów tego nie rozumie. (…) Pytanie, jaką politykę ma prowadzić PE – pomagać krajom czy wpychać je w ręce Rosji" – powiedział. Dodał, że w Azerbejdżanie delegacja spotkała się m.in. z głównym kandydatem opozycji.

Według europosła list McAllistera i McAvan zawiera nieścisłości. "Przykładowo zawiera fragment o tym, że wcześniej byłem w Uzbekistanie wbrew woli tych ludzi. Ja jednak nigdy nie byłem w Uzbekistanie" – podkreślił.

Jak przypomniał, wcześniej z prezydentem Azerbejdżanu Ilhamem Alijewem spotykała się m.in. szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini, kanclerz Niemiec Angela Merkel, a sam Alijew w 2017 r. odbył oficjalne wizyty m.in. do Niemiec, Francji i Belgii. "To przykład podwójnych standardów" – dodał.

McAllister i McAvan napisali w liście, że "biorąc pod uwagę dotychczasowe działania i wypowiedzi Pana Ryszarda Czarneckiego (zwłaszcza w Azerbejdżanie i Uzbekistanie w 2016 r. oraz Armenii w 2017 r.)" zwracają się "z prośbą o rozważenie, czy dalsze reprezentowanie przez niego EKR w Zespole ds. Wspierania Demokracji i Koordynacji Wyborów jest właściwe i przysłuży się interesom i wizerunkowi ugrupowania".

Kosma Złotowski (PiS), który był szefem misji do Azerbejdżanu, jest zdziwiony decyzją DEG. Jak mówi, misja obserwacyjna na wybory w Azerbejdżanie nie była z ramienia PE, lecz grupy EKR. Dodał, że nie widzi powodu, dla którego misje obserwacyjne na wybory organizowane przez frakcję miałyby potrzebować zgody europosłów.

"W wyniku tych wyborów prezydentem został Ilham Alijew. O ile wiem, szef Rady Europejskiej Donald Tusk był jednym z pierwszych, którzy składali mu gratulacje. Czyli wyborów nie można obserwować, ale ich wyniki przyjmuje się z entuzjazmem. To jest jakiś paradoks" – powiedział PAP.

Zaznaczył, że nie ma zamiaru odwoływać się od decyzji DEG. "Nie należę do tej grupy obserwatorów, dotąd chyba nigdy nie obserwowałem wyborów jako wysłannik PE. (…) Nie będę się odwoływał, ale też nie będę nikogo prosił, aby mnie wysyłał w jakiekolwiek misje. O tym, gdzie jadę z taką misją, decyduję ja i moja grupa polityczna" – powiedział. Jak dodał, europosłowie na miejscu spotkali się również z przedstawicielem opozycji, który był kandydatem na prezydenta.

W liście McAllister i McAvan informują też, że media w Azerbejdżanie "obszernie" relacjonowały wizytę europosłów, a "ich obecność w Azerbejdżanie podczas wyborów, podobnie jak ich wypowiedzi, były dla nas - delikatnie rzecz ujmując - sporym zaskoczeniem".

"W specjalnym oświadczeniu potwierdzono, że Parlament Europejski nie wyśle swojej delegacji i że żaden z członków Parlamentu nie otrzymał mandatu do występowania w roli obserwatora i wypowiadania się w imieniu PE. Członkowie waszego ugrupowania (EKR) wiedzieli o tym oświadczeniu, wydanym po to, by zapobiec nadużywaniu przez miejscowe media wypowiedzi obserwatorów zaproszonych prywatnie. Członkowie ugrupowania EKR zostali ostrzeżeni, że ich udział w tego rodzaju +fałszywych+ misjach obserwacyjnych może doprowadzić do wykluczenia ich z oficjalnych zespołów obserwacyjnych PE" – napisali w liście do Kamalla i Legutki.

"W kilku krajach, a także w Azerbejdżanie podczas wyborów prezydenckich w 2013 r. oraz w referendum konstytucyjnym w 21016 r., kontrolowane przez państwo media wykazywały wyraźną tendencję do stwarzania atmosfery dwuznaczności wobec mandatu prywatnie zaproszonych obserwatorów, starając się stworzyć u odbiorców wrażenie, że reprezentują oni naszą instytucję" – wskazali.

McAllister i McAvan podkreślają, że "obawy te po raz kolejny okazały się uzasadnione". Ich zdaniem "podważa to integralność PE i znacząco uderza w jego wiarygodność jako wysoko cenionego uczestnika w dziedzinie obserwacji wyborów". "Respektując prawo każdej politycznej grupy do wysyłania swoich przedstawicieli do krajów trzecich podczas wyborów, uważamy że wysyłanie +obserwatorów+ tam, gdzie PE wyraźnie oświadczył, że nie będzie przeprowadzał działalności monitorowania, jest niezwykle szkodliwe dla wizerunku Parlamentu Europejskiego" – czytamy w liście.

"Nie trzeba chyba dodawać, że ciepłe uwagi wspomnianych członków waszej grupy na temat organizacji i przebiegu tych wyborów stoją w jaskrawej sprzeczności ze wstępnymi ustaleniami misji OBWE-ODIHR, w skład której weszli cieszący się światowym uznaniem, profesjonalni i niezależni eksperci i obserwatorzy, którzy przyglądali się procesowi wyborczemu na miejscu w wielu częściach kraju podczas całej kampanii wyborczej, posługując się precyzyjną metodologią, sprawdzoną wielokrotnie w ostatnich 10 latach" – zaznaczyli przedstawiciele Zespołu ds. Wspierania Demokracji i Koordynacji Wyborów.

Ze Strasburga Łukasz Osiński (PAP)

fot.PATRICK SEEGER/EPA
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama