W ubiegły czwartek w stolicy Chile, Santiago, przedstawiciele 11 krajów strefy Pacyfiku utarli nosa Ameryce, a ściślej obecnej administracji. Podczas gdy Donald Trump plecie o podwyżkach ceł importowych na stal oraz aluminium i zaciera ręce nad perspektywą wszczęcia wojny handlowej, po obu stronach Oceanu Spokojnego zawiązała się unia gospodarcza, która w sumie stanowi prawie 15 proc. światowej gospodarki i na której terytorium mieszka ponad 500 milionów ludzi. Chodzi oczywiście u układ zwany Trans-Pacific Partnership, którego nazwę w ostatniej chwili zmieniono na Comprehensive and Progressive Trans-Pacific Partnership (CPTPP).
Stany Zjednoczone miały był integralną częścią tego porozumienia, a administracja Baracka Obamy odegrała kluczową rolę w procesie negocjowania szczegółów układu. Był to proces niezwykle skomplikowany i żmudny, a to, że porozumienie zostało osiągnięte było sporym sukcesem. Jednak Trump tuż po objęciu władzy wszystko wyrzucił do kosza, gdyż – jak twierdził – był to dla Ameryki “bad deal”. Ponieważ jednak obecny prezydent w zasadzie nigdy niczego nie czyta, trzeba założyć, iż nie miał pojęcia o tym, co partnerstwo z 11 krajami przewidywało, a z TPP wycofał się przede wszystkim dlatego, że był to układ skażony nieodwracalnie podpisem urodzonego na Marsie muzułmańskiego wroga numer jeden, czyli Obamy.
Po odwrocie Ameryki powszechnie przewidywano, że do podpisania porozumienia nigdy nie dojdzie, czyli że decyzja Trumpa spowoduje kliniczną śmierć paktu. Stało się jednak zupełnie inaczej. W wyniku dalszych negocjacji – głównie za sprawą Japonii, Kanady, Australii i Meksyku – CPTPP został podpisany, a Stany Zjednoczone znalazły się za ekonomiczną burtą w strefie, która jest dla nas bardzo ważna, gdyż zagraża jej dominacja Chin. Podczas gdy w Waszyngtonie budowane są bezsensowne bariery handlowe, tak romantycznie wiążące się z ideą budowy muru granicznego, na mocy CPTPP znacznie zliberalizowane zostaną warunki wymiany towarowej, a cła importowe będą mocno obniżone.
Jednak we wszystkim tym nie chodzi bynajmniej tylko o sprawy ekonomiczne. Jednym z głównych celów powstania układu było stworzenie silnej strefy wolnego handlu i wspólnoty politycznej, co miało stanowić przeciwwagę dla coraz bardziej rozpychających się wszędzie Chińczyków. Strefa taka właśnie powstała, tyle że bez Ameryki, która pod wodzą Trumpa zachowuje się jak globalna, zamknięta w sobie zrzęda, obrażona na wszystko i na wszystkich oraz wiecznie w taki czy inny sposób rzekomo pokrzywdzona.
W znamiennym wystąpieniu w maju ubiegłego roku Angela Merkel powiedziała, że Europa musi nastawić się na to, by radzić sobie sama, w imię własnych interesów, bez oglądania się na USA. Teza taka została w Niemczech wypowiedziana przez szefa rządu tego kraju pod raz pierwszy od czasu zakończenia II wojny światowej, co świadczy o skali europejskiej frustracji tym, co się w Ameryce dzieje. Układ podpisany w Santiago rozszerza znacznie strefę obojętności na amerykańskie poczynania.
Najsmutniejsze jest to, że Amerykanie w swojej historii już wiele razy flirtowali z izolacjonizmem, zarówno politycznym, jak i gospodarczym, i zawsze kończyło się to dla kraju fatalnie. Wydawać by się zatem mogło, że powrotu do tego rodzaju praktyk już nie będzie. Żeby jednak wyciągać jakiekolwiek wnioski z historii, trzeba czasami coś przeczytać lub czymś się na poważnie zainteresować przez więcej niż 30 sekund. Nałogowe oglądanie Fox News niestety nie wystarczy.
Andrzej Heyduk
Pochodzi z Wielkopolski, choć od dzieciństwa związany z Wrocławiem. W USA od 1983 roku. Z wykształcenia anglista (Uniwersytet Wrocławski), językoznawca (Lancaster University w Anglii) oraz filozof (University of Illinois). Dziennikarz i felietonista od 1972 roku - publikował m. in. w tygodniku "Wprost", miesięczniku "Scena", gazetach wrocławskich, periodyku "East European Journal", mediach polonijnych, dzienniku "Fort Wayne Journal". Autor słownika pt.: "Leksykon angielskiej terminologii komputerowej" (1991) oraz anglojęzycznej powieści pt.: "The Breslau Conspiracy" (2014).
fot.MARIO RUIZ/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama