Donald Trump wygłosił prawie 90-minutowe orędzie do narodu i Kongresu, czyli doroczne przemówienie o stanie państwa. Mowa ta była jedną z najdłuższych w ostatnim półwieczu, co mnie zdziwiło, bo w zasadzie nie ma o czym gadać – wiadomo wszak powszechnie, że pod rządami obecnego prezydenta wszystko jest piękne i wspaniałe, a Ameryka zmierza w kierunku niczym niezmąconego szczęścia. Za tę kompletną fikcję nie można nawet specjalnie Trumpa winić, gdyż przy tej akurat okazji wszyscy w zasadzie prezydencie chwalą się wątpliwymi osiągnięciami i wróżą rychłe nadejście raju. Jednak rozziew między światem oratorstwa a rzeczywistością był w tym roku szczególnie duży.
W przemówieniu nie zabrakło górnolotnych, wyświechtanych frazesów, np. o tym, że gdy Amerykanie natrafiają na górę, wspinają się na nią, a jeśli na drodze stanie im jakieś wyzwanie, stawiają mu dzielnie czoła. Ja bym jeszcze dodał, że gdy Amerykanie natrafiają na granicę międzynarodową, budują tam wysoki mur, ale to już inna sprawa.
W tej sielankowej wizji apoplektycznie szczęśliwej Unii pojawiły się dwa istotne wyłomy. Po pierwsze, Trump dał do zrozumienia, że imigranci przybywają do USA głównie po to, żeby nas zabijać, co jest o tyle zaskakujące, iż statystyki mówią od lat coś zupełnie odmiennego, ale to w zasadzie nie ma większego znaczenia, gdyż fakty już dawno przestały kogokolwiek w Waszyngtonie interesować. Po drugie, Trump raz jeszcze zasugerował, iż w zasadzie jest gotów do zaatakowania Korei Północnej, niezależnie od konsekwencji: „Doświadczenia z przeszłości wskazują, że uległość i ustępstwa prowadzą tylko do zwiększonej agresji. Nie powtórzę błędów wcześniejszych administracji, które doprowadziły nas do tej niebezpiecznej sytuacji. Dziś zobowiązujemy się do uhonorowania pamięci Otto“. Chodziło oczywiście o Otto Warmbiera, Amerykanina przetrzymywanego w Korei Północnej, a później odesłanego do domu w stanie śpiączki, która zakończyła się zgonem.
W miarę jasne jest to, że „uhonorowaniem” pamięci Otto może być wyłącznie atak na Koreę i nie są to tylko czcze domysły. Na kilka godzin przed przemówieniem Trumpa okazało się, że Victor D. Cha, mianowany wcześniej na ambasadora USA w Korei Południowej, został nagle pozbawiony tej nominacji. Stało się tak dlatego, że niedoszły ambasador zdradził się z poglądem, iż jest przeciwny jakiemukolwiek amerykańskiemu atakowi prewencyjnemu na komunistyczne państwo koreańskie i że nie jest przygotowany do zorganizowania ewakuacji z Półwyspu Koreańskiego tysięcy obywateli USA. Na łamach dziennika „The Washington Post“ Cha stwierdził, że jakikolwiek konflikt militarny na tym półwyspie byłby jednoznaczny nie tylko ze śmiercią tysięcy Koreańczyków, ale również zagładą Amerykanów w liczbie mniej więcej takiej jak populacja Pittsburgha.
Jak można się domyślać, poglądy te nie zachwyciły Trumpa, przez co Cha stracił nominację, a w Korei Południowej nadal nie będzie amerykańskiego ambasadora. Fakt ten sam w sobie nie jest zbyt zaskakujący, jako że po roku rządów Trumpa Ameryka nadal nie ma ambasadorów w 57 krajach świata, co wynika głównie z tego, iż świat zewnętrzny nie bardzo interesuje obecną administrację. Jednak to, że Cha w ogóle wypowiadał się na temat ewentualnej ewakuacji Amerykanów sugeruje w mocno niepokojący sposób, iż tego rodzaju działania są przez administrację rozważane, a zatem rozważana jest również możliwość wszczęcia wojny.
W sumie zatem ogólne przesłanie przemówienia Trumpa jest takie, że sprawy mają się w dechę i wszyscy będziemy przez długie lata pławić się w dobrobycie, choć jednocześnie będą nas trzebić nielegalni imigranci, a w Azji dojdzie do wojny nuklearnej, która może przywędrować aż do amerykańskich wybrzeży.
Jest dobrze, ale jeszcze nie beznadziejnie. Oby tak dalej.
Andrzej Heyduk
Pochodzi z Wielkopolski, choć od dzieciństwa związany z Wrocławiem. W USA od 1983 roku. Z wykształcenia anglista (Uniwersytet Wrocławski), językoznawca (Lancaster University w Anglii) oraz filozof (University of Illinois). Dziennikarz i felietonista od 1972 roku - publikował m. in. w tygodniku "Wprost", miesięczniku "Scena", gazetach wrocławskich, periodyku "East European Journal", mediach polonijnych, dzienniku "Fort Wayne Journal". Autor słownika pt.: "Leksykon angielskiej terminologii komputerowej" (1991) oraz anglojęzycznej powieści pt.: "The Breslau Conspiracy" (2014).
fot.WIN MCNAMEE/POOL/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama