Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 22 grudnia 2024 19:56
Reklama KD Market

Z Bytomia do Bronzeville. Jak Michał Rejner wymalował swój amerykański sen

Ile trzeba mieć szczęścia, talentu, determinacji i uporu, aby z piwnicy bloku na śląskim osiedlu trafić wprost do chicagowskiej galerii na swoją pierwszą w życiu wystawę? Amerykański sen Michała Rejnera właśnie się ziszcza, ale tak naprawdę jest on częścią większego snu – o sztuce. I o lepszym świecie.

 

Na południu Chicago, w sercu historycznej afroamerykańskiej dzielnicy Bronzeville przy South Martin Luther King Drive, w piwnicy niewielkiej, ale uroczej galerii urządzonej całej na biało, 22-letni Michał Rejner pracuje nad swoim kolejnym obrazem. Szczupły ciemny blondyn w drelichowym fartuchu pobrudzonym farbami w różnych kolorach, okrągłych drucianych okularach i z rozczochranymi włosami wyglądem dobrze wpisuje się w mit szalonego artysty. Z grzecznością chłopaka z dobrego domu świeżo przybyłego z kraju nad Wisłą prowadzi mnie z parkingu na tyły galerii, a potem metalowymi odrapanymi schodami do swojego królestwa – piwnicy. – Nie ma tu zbyt dużo miejsca, ale i tak więcej niż w piwnicy dziadka – mówi bytomianin i włącza piecyk z lat pięćdziesiątych.

Rzeczywiście pracownia Michała jest niewielka i potwornie zimna, ale za to schludna i urządzona z gustem. Mój wzrok od razu przykuwają trzy duże obrazy wiszące nad starą skórzaną białą sofą. Zza nieprzypadkowych kształtów i plam wyłaniają się z nich afroamerykańskie twarze. W pomieszczeniu jest też niewielka ława, wysoki stół warsztatowy, regał z materiałami i duża mocna lampa skierowana wprost na sztalugę, na której na pozbijanych deskach Michał kończy malować kolejną czarną twarz. Do otwarcia wystawy pozostały około trzy tygodnie. Dla Michała to pierwsza w życiu wystawa jego prac. Dla galerii Blanc to pierwsza wystawa artysty z Polski, pierwsza artysty z Europy Wschodniej, w dodatku najmłodszego, który wystawiał w progach tej galerii. Ile szczęścia trzeba, żeby znaleźć się tu i teraz?

W piwnicy Michał czuje się najlepiej. Większość dzieł, które wkrótce pokaże, powstała w piwnicy dziadka w bloku na jednym z bytomskich osiedli. Tam przesiadywał, wyłączony ze świata, nieraz całymi nocami, bo jak twierdzi, wtedy można wyciągnąć z siebie wszystko.

Malować na poważnie zaczął pod koniec 2016 roku. Wcześniej zajmował się street artem. Zamiłowanie do sztuki drzemało w nim od dziecka, lecz dopiero w połowie studiów na AWF postanowił poświęcić się jej całkowicie. Dla świętego spokoju zdecydował się skończyć studia, przechodząc na indywidualny tok nauczania. W maju br. przyleciał na wakacje do Chicago. Wziął ze sobą elegancką fotoksiążkę ze swoimi pracami, bo akurat była w promocji w nowo powstałej drukarni. Tu znajoma wyciągnęła go na wystawę do galerii Blanc. Pokazał swój album właścicielowi galerii Cliffordowi Rome'owi – tak sobie, bo przecież w najśmielszych snach nie spodziewał się, że jego sztuka zainteresuje kogoś do tego stopnia, że będzie chciał ją wystawić.

– W obrazach wyraźnie zobaczyłem wyłaniającego się artystę. Pomyślałem, że to może być początek czegoś większego, niezwykłego, a fakt, że Mike nie ma formalnej edukacji w zakresie sztuki, jeszcze bardziej dodaje smaku tej niesamowitej historii – mówi nam Clifford Rome. – Kto by pomyślał – dzieciak z Polski tworzący dzieła stanowiące najwyższą wartość dla kultury afroamerykańskiej.

Kto to widział?

Michał nigdy nie pobierał nauk w zakresie sztuk wizualnych. Nie chodzi do muzeów i galerii, bo nie chce, aby sztuka innych wpłynęła na jego twórczość. Chce, aby to, co tworzy, wypływało tylko z niego. Nie wszystkim może się to podobać. Gdy po powrocie do Polski rozpoczął internetową zbiórkę na kosztowną wysyłkę swoich obrazów, odezwały się głosy oburzenia studentek Akademii Sztuk Pięknych. Jak to? Bez wykształcenia? Bez warsztatu? Na pierwszą wystawę do Stanów? Kto to widział?

Ale w Ameryce wszystko jest możliwe. Nawet dla chłopaka, który przyznaje, że nie jest zbyt otwarty i towarzyski, nie lubi imprez, a na dodatek zmaga się z barierą językową. – Wiem, że robię dużo błędów, więc na razie wolę siedzieć cicho i się nie odzywać – śmieje się. Pojawienie się na otwarciu wystawy będzie dla niego nie lada wyzwaniem. Teraz musi przygotować przestrzeń, urządzić ją po swojemu i przede wszystkim sam wypromować wystawę.

Michała interesuje sztuka współczesna, różne jej techniki i formy przekazu. Maluje olejem na płycie pilśniowej, pozbijanych deskach, starych drzwiach. Lubi nadawać nowe życie przedmiotom. Jego głowa pełna jest pomysłów, które chciałby zrealizować w przyszłości, jeśli ta pierwsza, najważniejsza wystawa się uda. Na razie wszystkie swoje siły skupia na Serii I – obejmującej 24 obrazy przedstawiające głównie odkształcone twarze afroamerykańskich kobiet. Przyznaje, że fascynuje go ich budowa – policzki, oczy i usta, tak różne od widywanych na co dzień w Polsce europejskich twarzy. Czasami maluje je zupełnie z wyobraźni, czasami inspirację czerpie z fotografii. Oprócz upodobania jest również przesłanie – w XXI wieku nie powinno być podziałów rasowych, nienawiści czy braku akceptacji. – Wygląd czy kolor skóry nie powinny dominować w relacjach międzyludzkich. Malując Afroamerykanki, chciałem podkreślić, że dla mnie te podziały nie istnieją. I chciałbym, żeby tak było dla reszty świata.

Dla galerii Blanc to pierwsza wystawa artysty z Polski, pierwsza artysty z Europy Wschodniej, w dodatku najmłodszego, który wystawiał w progach tej galerii. Ile szczęścia trzeba, żeby znaleźć się tu i teraz?"



Bronzeville, gdzie znajduje się galeria Blanc, historycznie była tętniącą życiem kolebką afroamerykańskiej kultury Chicago w czasach Wielkiej Migracji. Dziś ponad 85 proc. jej mieszkańców stanowią Afroamerykanie, a od pewnego czasu w dzielnicy obserwuje się swego rodzaju ożywienie. Ale Michał ma o tym niewielkie pojęcie, podobnie jak nie wiedział, że Chicago jest w czołówce najbardziej posegregowanych rasowo amerykańskich miast.

Pocztówka z USA

Wysyłka 25 obrazów dużego formatu za ocean okazała się niełatwym przedsięwzięciem. Niektóre z dzieł mają nawet półtora na półtora metra. Do tego koszty zabezpieczenia, zapakowania ich, oprawy i promocji wystawy na miejscu. Potrzebne były pieniądze i to niemałe, bo sama wysyłka oszacowana została na sześć tysięcy złotych. Trzeba było wyjść z piwnicy dziadka do ludzi – sprzedać swój pomysł i prosić o pomoc finansową. Część pieniędzy Michał zarobił sam, malując ściany w mieszkaniach, z resztą pomogli internauci. Jeden obraz udało się sprzedać w Polsce za 3400 dol. – cenę oszacowaną przez zaaranżowanego przez galerię Blanc amerykańskiego rzeczoznawcę. Młodemu artyście trudno odmówić uporu i determinacji. Za wsparcie pieniężne ufundował atrakcyjne nagrody. Za ofiarowane ponad 1000 zł można było „wygrać” kolację z artystą na warszawskiej starówce, wybrany obraz i podziękowanie na wystawie, za mniejsze datki – kubek, puzzle lub pocztówkę z USA.

Rodacy stanęli na wysokości zadania. Michał uzbierał 11 tysięcy złotych i w połowie listopada ponownie znalazł się w Chicago. Dostał klucze do galerii, gdzie w piwnicy rozłożył swój warsztat, by na miejscu stworzyć jeszcze kilka dzieł. Może wchodzić i wychodzić, kiedy chce. Pragnie żyć ze sztuki, oddać się jej całkowicie, móc eksperymentować i podejmować nowe wyzwania. Na razie jednak chce spłacić dług wdzięczności wobec osób, które uwierzyły w niego i jego amerykański sen i pomogły w zbiórce funduszy na wystawę w Chicago. Stąd powrót do Polski na wiosnę nie ulega wątpliwości. W dalszych planach wystawienie Serii I w Polsce. – Myślę, że jestem to winien ludziom. A dalej – zobaczymy.

Pod nazwą galerii Blanc kryje się koncepcja jego właściciela i obrotnego przedsiębiorcy z Bronzeville. Blanc – to białe płótno pozwalające każdemu zaproszonemu artyście na wyrażenie siebie i swojej twórczości bez narzuconych szablonów. To nie tylko przestrzeń galeryjna, lecz również miejsce spotkań, które ma zjednywać ludzi przez sztukę. Choć przez swoją lokalizację w naturalny sposób ma misję promowania kultury afroamerykańskiej, otwarte jest dla każdego i zaprasza do dyskusji – o sztuce, życiu, kwestiach społecznych, politycznych i duchowych. O marzeniach, różnorodności, o tym, co nas łączy i co nas dzieli. Czy jesteśmy gotowi na podjęcie tej dyskusji?

Michał Rejner serdecznie zaprasza na otwarcie swojej wystawy pt. „Seria 1”, które odbędzie się 12 stycznia od godz. 18 do 21 w galerii Blanc pod adresem 4445 S. Martin Luther King Dr. Wystawa potrwa do 23 lutego.

Tekst i zdjęcia: Joanna Marszałek

[email protected]

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama