Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 18:23
Reklama KD Market
Reklama

Zamach na Internet

Wyobraźmy sobie, że na ulicy rozmawiają ze sobą dwaj sąsiedzi i że w trakcie tej pogawędki okazuje się, iż jeden z nich płaci dostawcy gazu średnio 100 dolarów miesięcznie, a drugi tylko 50. Jednak w domu tego pierwszego gaz jest doskonałej jakości i posiada bardzo dobre parametry termiczne, podczas gdy u jego sąsiada ugotowanie wody w czajniku zabiera ponad godzinę, bo gaz się ledwo tli. Gdyby coś takiego istotnie miało miejsce, podniósłby się z pewnością spory raban. Tymczasem w wyniku głosowania w agencji FCC właśnie unieważniono zasady tzw. neutralności sieciowej (ang. net neutrality), w wyniku czego mój „gazowy“ przykład stał się nową rzeczywistością Internetu w USA.

Za rządów Obamy ta sama FCC uznała, że dostawcy usług internetowych (Verizon, Comcast etc.) mają taki sam status jak dostawcy wody, gazu, prądu lub połączeń telefonicznych – udostępniają klientom swój „towar”, ale nie mają prawa w żaden sposób go reglamentować lub kontrolować tego, co z nim robią odbiorcy. Innymi słowy, gdy internauta kupuje dostęp do Internetu, musi mieć do wszystkiego, do czego sieć oferuje swobodny dostęp.

Z przyczyn, które trudno jest do końca zrozumieć, obecnej administracji zasady sieciowej neutralności od samego początku bardzo przeszkadzały. Obecny szef FCC, Ajit Pai, twierdzi, że zniesienie tych zasad było konieczne, gdyż były one „zbyt krępujące”. Nie zmienia to w żaden sposób faktu, iż jest to decyzja katastrofalna dla konsumentów i wielu firm technologicznych. Wystarczy podać prosty przykład. W ciągu ostatnich dwóch lat wielu Amerykanów (łącznie z niżej podpisanym) zrezygnowało z telewizji kablowej na korzyść rozwiązań internetowych, takich jak SlingTV. O ile jeszcze kilka dni temu takie firmy jak Comcast, tracące nieustannie klientów, nie mogły w żaden sposób kontrolować dostępu do telewizji przekazywanej przez Internet, na mocy decyzji FCC mogą teraz w każdej chwili wprowadzić dowolne ograniczenia. Wystarczy wszak na tyle spowolnić szybkość przekazu SlingTV, by serwis ten przestał być funkcjonalny.

Gwoli ścisłości, wszystkie wielkie koncerny telekomunikacyjne zapewniają, że – niezależnie od decyzji FCC – nie mają absolutnie żadnych zamiarów wprowadzania preferencyjnego systemu dostępu do internetowych treści. Brzmi to zachęcająco, ale trąci hipokryzją. Jeśli nikt rzeczywiście nie chce kontrolować dostępności do internetowych treści, to po co unieważniać zasady, na które podobno nikt nie zwraca uwagi. To mniej więcej tak, jakby dyrekcja jakiegoś więzienia unieważniła zakaz bicia więźniów przez strażników, z których każdy zarzeka się, iż nigdy nikogo nie będzie bił niezależnie od przepisów.

Dziś trudno jest przewidzieć, jakie konkretne skutki przyniesie eliminacja zasad sieciowej neutralności, tym bardziej, iż zanosi się na to, że decyzja FCC zostanie zaskarżona do sądu. Jednak przykładów w innych krajach nie brakuje. Internetowej neutralności nie ma na przykład w Chinach, tyle że tam odpowiednikiem naszych Comcastów i Verizonów jest komunistyczny rząd, który od lat całkowicie kontroluje to, do czego dostęp w sieci ma przeciętny użytkownik. Niektóre strony są całkowicie niedostępne, a inne „ładują się” tak wolno, że każdy może się zniechęcić. Natomiast strony kontrolowane przez władze działają bez zarzutu.

Sondaże pokazują, że ponad 80 proc. Amerykanów popiera zachowanie sieciowej neutralności. Jednak mimo wielu protestów i petycji, podjęta została decyzja, która jest – nie przymierzając – zamachem na Internet, a szczególnie na jego otwartość i niezależność od polityki i poszczególnych rządów. Tim Berners-Lee, wynalazca World Wide Web, uważany za ojca współczesnego Internetu, podpisał wraz z wieloma innymi znanymi osobami list, w którym stwierdza między innymi, iż w FCC „występuje totalny brak zrozumienia techniki internetowej”. Niestety nie jest to jedyny przykład braku zrozumienia dla czegokolwiek w obecnej administracji.

Andrzej Heyduk

Pochodzi z Wielkopolski, choć od dzieciństwa związany z Wrocławiem. W USA od 1983 roku. Z wykształcenia anglista (Uniwersytet Wrocławski), językoznawca (Lancaster University w Anglii) oraz filozof (University of Illinois). Dziennikarz i felietonista od 1972 roku - publikował m. in. w tygodniku "Wprost", miesięczniku "Scena", gazetach wrocławskich, periodyku "East European Journal", mediach polonijnych, dzienniku "Fort Wayne Journal". Autor słownika pt.: "Leksykon angielskiej terminologii komputerowej" (1991) oraz anglojęzycznej powieści pt.: "The Breslau Conspiracy" (2014).

fot. Flickr.com/photosteve101

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama