Od kilku tygodni – albo od kilku miesięcy, zależy jak liczyć – PiS grilluje swój własny rząd uporczywie powtarzanymi pogłoskami o „rekonstrukcji”. Najpierw były spekulacje prasowe, że Jarosław Kaczyński zastąpi Beatę Szydło jako premier. Nigdy ich jasno nie zdementowano, toteż były powtarzane coraz głośniej i głośniej oraz obudowywane pogłoskami o nadchodzącej rekonstrukcji gabinetu. Który z ministrów zostanie, który wyleci, który zostanie, nie – wyleci, nie – zostanie, tamten wyleci, a ten zostanie, a może odwrotnie. Tak tygodniami.
Apogeum przyszło w minionym tygodniu, gdy półoficjalnie ogłoszono, że nowym premierem będzie Mateusz Morawiecki. O ile dotąd można było tłumaczyć, że premier Szydło jest OK, ale Kaczyński jeszcze lepszy, że nic jej nie ujmując, przyszła chwila, gdy prawdziwy przywódca całego obozu powinien wzmocnić swą siłę urzędem, bo to i tamto, spór z Europą i tak dalej – jakoś jeszcze elektorat umiał to przyjąć do wiadomości. W końcu wiadomo, że to Jarosław Kaczyński jest „komendantem” całej „dobrej zmiany”. Ale gdy teraz się okazuje, że Kaczyński wcale nie musi, ale Szydło, której nigdy nie postawiono w obozie władzy żadnego sensownego ani choćby nawet bezsensownego zarzutu, mimo wszystko nie może być premierem dalej, to już naprawdę jak w czeskim filmie „nikt nic nie wie”.
Powiedzieć, że osłabiło to wszystko rząd, a zwłaszcza premier, to nic nie powiedzieć. Najbardziej „pisowski” elektorat nie umiał sobie wyobrazić, o co tu właściwie chodzi – a „zwykły człowiek”, o którym tyle mówi PiS, najzwyczajniej w świecie zgłupiał. Przecież jest dobrze, wyniki gospodarcze mamy świetne, dopiero co cieszyliśmy się, że premier tak sobie świetnie radzi w Europie, a tu nagle… O co chodzi?
Otóż wyjaśnienie jest proste, ale nie można go ogłosić publicznie. Po dwóch latach stabilnych rządów, po wyzbyciu się obaw związanych ze wszystkimi wieszczonymi tej ekipie kryzysami, od „greckiego bankructwa” po „skakanie z okien” w ucieczce przed milionowymi buntami społecznymi, w obliczu trwałego skompromitowania się i „eseldyzacji” opozycji, frakcje w PiS wzięły się za łby. Już zupełnie bez wstydu, bez dotychczasowej ostrożności. Buldogi wyszły spod dywanu i zaczęły się tarzać po nim. Ziobryści, macierewiczowcy, „zakon PC”, gowinowcy, od dawna już ostro rywalizujący o pieniądze i wpływy, zwłaszcza w spółkach skarbu państwa i mediach, instynktownie uznali, że już czas dać sobie po razie i zająć jak najlepsze pozycje do walki o listy wyborcze za dwa lata i do walki o sukcesję po nie najmłodszym już przecież Komendancie. Wysłanie go na premiera, żeby zakopał się w papierach, uplątał w urzędoleniu i nie mógł już frakcji dłużej kontrolować, było ostatnim zgodnym interesem ich wszystkich. Stąd uparty lobbing i błagania.
Pomysł z Morawieckim wydaje się rozpaczliwą obroną Komendanta – postawić na człowieka, który nie ma za sobą frakcji, który wszystko zawdzięcza Kaczyńskiemu i, mówiąc żargonem partyjnym, „wisi” tylko i wyłącznie na nim. I tym sposobem dać rozwydrzonym frakcjom po nosie i spróbować je poprzycinać.
Tylko że sytuacja jest zupełnie inna niż w opozycji. Wtedy prezes PiS był jedynym szafarzem wszelkich dóbr i pożytków, jakie się z partyjną działalnością wiązały. Teraz, gdy PiS przejął kontrolę nad państwem, latyfundia powiększyły się ponad jego możliwości zapanowania nad nimi – jak w średniowieczu, dostały się baronom, i tak samo jak w średniowieczu, baronowie są wprawdzie wasalami króla, ale już wasale baronów – nie. Prezes może się na ciebie pogniewać, a minister po cichu posadkę w spółeczce, grancik czy kontrakcik da. Więc i wasal, i baron zhardzieli.
Mści się błąd popełniony w założeniach – błąd przejmowania przez zaufanych ludzi tego, co należało reformować, zmieniać systemowo. PiS wszedł na ścieżkę poprzedników i jakkolwiek skończy się sprawa z premierostwem, nie widzę, jakby mógł z tej równi pochyłej zejść.
Rafał A. Ziemkiewicz
(ur. 1964), rodem ze wsi, żyje w mieście, inteligent w 2. pokoleniu - absolwent polonistyki UW, pisarz, publicysta i współpracownik mediów elektronicznych. Autor ponad 20 książek – powieści (m.in. Walc Stulecia, Ciało Obce, Żywina, Zgred), zbiorów opowiadań (Coś Mocniejszego), felietonów (Viagra Mać, Uwarzałem Że) oraz esejów (Polactwo, Myśli Nowoczesnego Endeka, Jakie Piękne Samobójstwo). Negatywnie ustosunkowany do rzeczywistości i klasy panującej III RP. Jest jednym ze współprowadzących satyryczne podsumowanie dnia >>W tyle Wizji<< w TVP Info.
twitter.com/R_A_Ziemkiewicz
www.facebook.com/rziemkiewicz
Bartłomiej Zborowski/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama