Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 04:52
Reklama KD Market

Cierpki temat. Prawdziwa historia Święta Dziękczynienia

Mądra maksyma głosi, że „ignorancja jest błogosławieństwem”. Jeśli lubisz i obchodzisz Thanksgiving – nie czytaj dalej. Historię piszą zwycięzcy, ale ta, którą stworzono na użytek wspólnotowego amerykańskiego mitu, przykrywa krwawą i brutalną prawdę.

Większość z nas, pierwszego pokolenia amerykańskiej Polonii zna przynajmniej zarys historii o wygłodniałych Pielgrzymach, którzy w 1620 roku po przybiciu do brzegu w zatoce Cape Cod, nie pomarli z głodu tylko dzięki pomocy życzliwych Indian, którzy nakarmili ich, nauczyli uprawiać kukurydzę i łowić ryby, a rok później, po udanych zbiorach, zasiedli razem z białymi osadnikami do wielkiej trzydniowej dziękczynnej uczty. A potem wszyscy żyli długo i szczęśliwie. To na pamiątkę tej międzyetnicznej uczty w przedostatni czwartek listopada Amerykanie obchodzą Thanksgiving, czyli Święto Dziękczynienia. Wraz z nimi świętują imigranci, w tym Polacy. Wszak to dzień wolny od pracy, okazja do spotkania rodziny i przyjaciół przy suto zastawionym stole. Święto niby obce, ale z łatwością adoptowane, bowiem wdzięczność to emocja uniwersalna i ponadnarodowa, a wśród pierwszych osadników byli Polacy. Podpatrując anglosaską tradycję stawiamy zatem na stole upieczonego indyka, ziemniaki z sosem i słodko-cierpki sos żurawinowy. Przed posiłkiem w dobrym tonie jest wspomnieć, za co jest się w życiu wdzięcznym.

Jeśli przeżywasz Święto Dziękczynienia właśnie w taki sposób i nie chcesz doświadczyć nieprzyjemnego dysonansu poznawczego, powinieneś w tym momencie przestać czytać ten artykuł. Jeśli jednak zdecydujesz się na kontynuowanie lektury, przy świątecznym stole oprócz cierpkiego sosu pojawić się może dość cierpki temat. Prawdziwa historia Thanksgiving ma się bowiem do wtłoczonego w zbiorową świadomość mitu jak szara codzienność do filmowych produkcji ze studia Disneya.

Urocza i podnosząca na duchu historyjka o wspólnej uczcie białych osadników i rdzennych mieszkańców Ameryki niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Powstała zresztą dopiero w drugiej połowie XIX w., jako część mitu założycielskiego Stanów Zjednoczonych. Wkrótce potem znalazła się w podręcznikach i pomagała zasymilować się imigrantom. Do Stanów tłumnie przybywali Włosi, Irlandczycy i Polacy, traktowani jako obywatele drugiej kategorii i tania siła robocza. Żeby poczuli się trochę lepiej, dostawali na dzień dobry pracę w rzeźniach i stalowniach oraz mit o dzielnych Pielgrzymach, na których mogli się wzorować, a nawet poczuć się jak ich kontynuatorzy. Nawet samo określenie „Pielgrzymi” pochodzi z końca XIX wieku, jak i zresztą samo Święto Dziękczynienia, uznane za państwowe dopiero w 1863 roku przez prezydenta Abrahama Lincolna.

Historia przyjacielskiej uczty na stałe wryła się w umysły Amerykanów, a wspólne biesiadowanie Indian i Pielgrzymów to mit, z którym mało kto dyskutuje, o podważaniu nie wspominając. Wątpliwe jest, aby pierwsi osadnicy usiedli z Indianami do wspólnego stołu, ale załóżmy, że tak się stało. Z pewnością nie zrobili tego z wdzięczności do autochtonów ani z dobroci płynącej z ich purytańskich serc. „Pielgrzymi” w sposób całkowicie otwarty uważali Indian za czarcie pomioty, ludzi dzikich i okrutnych, a jedynym i najbardziej prawdopodobnym powodem spotkania mogła być próba przekupienia tubylców i zdobycia części ich ziem, oczywiście za przysłowiową garść paciorków.

Skąd zatem wzięło się Święto Dziękczynienia? Otóż pierwsi osadnicy nie byli zbyt zdolnymi myśliwymi ani rolnikami, wobec czego jedli wtedy, kiedy udało im się coś upolować lub wyhodować, choć częściej – gdy ukradli plony z indiańskich pól. Głód zaglądał im do talerzy bardzo często, więc jako religijni fanatycy, postanowili uczynić z niego narzędzie religijne i wymyślili dzień postny obchodzony na chwałę Bożą i zaliczany w poczet przyszłego zbawienia. Przestrzeganie postu przychodziło im dość łatwo, zwłaszcza że do jedzenia zazwyczaj było niewiele. Zdarzało się więc, że post przeciągał się do kilku dni, a kiedy w końcu udało im się zdobyć posiłek, uznawali go za dar z niebios i spożywali jako dziękczynny.

„Pielgrzymi” w sposób całkowicie otwarty uważali Indian za czarcie pomioty, ludzi dzikich i okrutnych, a jedynym i najbardziej prawdopodobnym powodem spotkania mogła być próba przekupienia tubylców i zdobycia części ich ziem, oczywiście za przysłowiową garść paciorków"





Po raz pierwszy Dzień Dziękczynienia ogłosił w roku 1637 gubernator Kolonii Massachusetts John Winthrop. Nie zrobił tego, aby zachować dla przyszłych pokoleń pamięci o wspólnej uczcie białych z Indianami ani z sympatii dla tych drugich. Gubernator Winthrop ogłosił święto, aby uhonorować bezpieczny powrót bandy zabijaków, którzy wrócili do osady po dokonaniu masakry Indian Pequot. Dziewięćdziesięciu osadników wspomaganych przez Indian z wrogich Pequotom plemion okrążyło przed świtem indiańską wioskę położoną nad rzeką Mystic. Wioska otoczona była wysoką palisadą, a prowadziły do niej dwa wejścia. Anglicy zatarasowali je i podpalili indiańską osadę. Uciekających Indian zabijano rapierami i kulami z muszkietów. Zginęło blisko 700 Indian, w tym kobiety i dzieci, większość ofiar spłonęła żywcem. Plemię Pequot zostało wybite prawie do nogi, a niedobitki sprzedano jako niewolników. To właśnie na pamiątkę zamordowania 700 Indian gubernator Winthrop ustanowił Święto Dziękczynienia.

Nie od dzisiaj wiadomo, że historia nigdy nie jest prosta i piszą ją zwycięzcy. 120 lat temu sielankową historię zwycięzcy umieścili w szkolnych podręcznikach, a korzystające z nich kolejne pokolenia przyjęły ją jako pewnik. Natomiast prawdziwą historię Thanksgiving znają nieliczni pasjonaci historii i rdzenni mieszkańcy Ameryki Północnej, dla których Święto Dziękczynienia jest dniem bolesnym i przypominającym o zagładzie, jaką zgotował ich przodkom biały człowiek. W przedostatni czwartek listopada amerykańscy Indianie obchodzą dzień żałoby.

Wdzięczność za to, co my – imigranci – mamy w Stanach Zjednoczonych, za nasze domy, prace, poziom życia i bezpieczeństwo, jest uzasadniona i potrzebna. Ale bez uznania, że amerykański sen bazuje na indiańskim koszmarze, cierpieniu i śmierci, bezrefleksyjne świętowanie wdzięczności zawiera w sobie element nieco makabryczny. My, Polacy jesteśmy narodem, którego żyjący przedstawiciele byli świadkami Zagłady. Nikogo nie namawiam, aby nie szanować amerykańskiej tradycji i ignorować Święto Dziękczynienia. Może jednak, spotykając się w gronie bliskich i przyjaciół przy pieczonym indyku, choćby z szacunku dla własnej tragicznej historii i kierowani fundamentalnym poczuciem przyzwoitości, powinniśmy wspomnieć o 700 ofiarach bojówki gubernatora Johna Winthropa. O ludobójstwie, które było początkiem białej Ameryki, z której zdobyczy dane jest nam dziś z wdzięcznością korzystać.

Grzegorz Dziedzic

[email protected]

Zdjęcie główne: Jean Leon Gerome Ferris, Pierwsze Święto Dziękczynienia, 1621 r. fot.Library of Congress/Wikipedia

1 (3)

1 (3)

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama