Blok partii chadeckich CDU/CSU wygrał co prawda wybory do Bundestagu, jednak wynik znacznie poniżej oczekiwań i przejście SPD do opozycji spowodowały, że Angela Merkel znalazła się w poważnych tarapatach. Pozostała jej tylko jedna opcja - sojusz z FDP i Zielonymi.
Arytmetyka powyborcza jest nieubłagana: kierowany przez Merkel blok partii chadeckich CDU/CSU ma zbyt mało głosów (33 proc.), by utworzyć wspólny rząd z preferowanym koalicjantem - liberalną Wolną Partią Demokratyczną (FDP) - 10,7 proc. Z tego samego powodu niemożliwa jest także koalicja chadeków z Zielonymi (8,9 proc.).
Ponieważ dotychczasowy partner Merkel - Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD) - zdecydował się ze względu na katastrofalny, najgorszy w powojennej historii tej partii wynik w wyborach (20,5 proc.) na przejście do opozycji, niemieckiej kanclerz pozostała jedna jedyna opcja - "Jamajka". W ten sposób publicyści i politycy nazywają sojusz CDU/CSU (kolor czarny), FDP (kolor żółty) i Zielonych.
Sklecenie koalicji z CDU, bawarskiej CSU, FDP i Zielonych będzie z pewnością niezwykle trudnym zadaniem. O "kwadraturze koła" pisze w tym kontekście "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Świadoma tych trudności Merkel apelowała po ogłoszeniu pierwszych wyników sondażowych do SPD o "wykazanie odpowiedzialności za kraj", jednak przegrany kandydat SPD na kanclerza Martin Schulz nie pozostawił cienia wątpliwości co do zamiarów swojej partii.
"SPD nie wejdzie do koalicji (z CDU/CSU)" - oświadczył Schulz. "Jeśli (Merkel) chce do mnie zadzwonić, niech dzwoni. Uważam jednak, że powinna lepiej wykorzystać swój czas i zadzwonić raczej do innych" - zaznaczył szef SPD.
Podczas dyskusji telewizyjnej bezpośrednio po zamknięciu lokali wyborczych w niedzielę Schulz ostro zaatakował Merkel, czego dotychczas nawet w kampanii wyborczej unikał. "Jest pani największą przegraną tych wyborów" - powiedział, dodając, że Merkel jest "odkurzaczem cudzych pomysłów". Zdaniem SPD Merkel "podkrada" pomysły innym partiom, by realizować je jako swoje.
Merkel wykluczyła zarówno rząd mniejszościowy, jak i przyspieszone wybory, gdyby negocjacje koalicyjne skończyły się fiaskiem. "Spekulacje o ponownych wyborach byłyby ignorowaniem wyników głosowania" - zastrzegła.
Rozmowy o koalicji jeszcze się nie zaczęły, jednak liderzy mniejszych partii już zajmują miejsca w blokach startowych, stawiając pierwsze żądania i zaznaczając nieprzekraczalne "czerwone linie".
Bawarska CSU, tworząca z CDU jeden klub parlamentarny w Bundestagu, lecz bardzo uczulona na punkcie swojej programowej odrębności, jako jedna z pierwszych zgłosiła postulaty.
Szef CSU i premier Bawarii Horst Seehofer powiedział w Monachium, że obie "siostrzane" partie muszą najpierw ustalić między sobą wspólne stanowisko, zanim podejmą rozmowy z FDP i Zielonymi.
Seehofer przypomniał przy okazji, że jego postulat ustalenia maksymalnej liczby uchodźców, którzy będą mogli wjechać do Niemiec, jest nadal aktualny. Władze Bawarii domagają się, by ograniczyć ich liczbę do 200 tys. rocznie. Zarówno dla Merkel, jak i dla Zielonych postulat CSU jest nie do przyjęcia.
Przedmiotem sporu będzie zapewne też kwestia łączenia rodzin. W marcu przyszłego roku ubiega termin czasowego zawieszenia prawa niektórych kategorii uchodźców do sprowadzenia rodzin do Niemiec. CSU domaga się przedłużenia okresu obowiązywania tych ograniczeń, Zieloni są temu przeciwni, Merkel się zastanawia.
Rozmowy z FDP nie będą wcale łatwiejsze. "Chcemy fundamentalnej zmiany dotychczasowej polityki, w przeciwnym razie będziemy opozycją" - podbija cenę szef liberałów Christian Lindner.
Szefa FDP niepokoją przede wszystkim pomysły prezydenta Francji Emmanuela Macrona dotyczące Unii Europejskiej, podzielane przez cześć niemieckich polityków. Nie do przyjęcia jest dla Lindnera odrębny budżet strefy euro, który - jego zdaniem - byłby "instrumentem transferu niemieckich pieniędzy na konsumpcję we Francji".
Liberałowie są tradycyjnie zwolennikami niskich podatków, podejrzliwie spoglądają na dotychczasowy "zwrot" w polityce energetycznej, prowadzący do drogiej energii, choć uznają cele konferencji klimatycznej z Paryża. W polityce wobec Rosji Lindner proponuje "zamrożenie" sprawy Krymu i ponowne zaproszenie przez kraje G7 Władimira Putina do rozmów.
Ani Merkel, ani Zieloni nie mają na takie "ocieplanie relacji" z Moskwą ochoty.
Niemieccy politolodzy są zdania, że pomimo różnicy poglądów na wiele spraw politycy postawią dobro kraju ponad partykularne interesy partyjne. "Myślenie propaństwowe zwycięży. Europa czeka na stabilny niemiecki rząd. Merkel wie o tym, inni też o tym wiedzą" - powiedział PAP Hajo Funke z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie.
Jego kolega po fachu Karl-Rudolf Korte uważa, że nowy rząd powstanie szybciej niż cztery lata temu, gdy Merkel została zaprzysiężona 17 grudnia.
"Czas Angeli Merkel dobiega końca" - pisze Antje Sirleschtov w komentarzu opublikowanym we wtorek w "Tagesspieglu". Jamajka może stać się zdaniem autorki "ostatnim wielkim projektem" Merkel. "Jeżeli uda się zmontować taką koalicję i jeśli uda się przekonać do niej ludzi, będzie można potem powiedzieć, że tej jesieni kanclerz uratowała swoją głowę i ukoronowała swoje panowanie nowoczesną koalicją rządową" - czytamy w "Tagesspieglu".
Jeżeli jednak Merkel poniesie fiasko, to będzie to jej ostateczna porażka - ostrzega Sirleschtov. W Niemczech nie ma klimatu dla rządu mniejszościowego, a jeśli miałaby jednak powstać koalicja z SPD, to ceną za zgodę socjaldemokratów będzie odejście Merkel - przewiduje komentatorka.
Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)
Reklama