Po zamieszkach, do których doszło 12 sierpnia na ulicach Charlottesville i tragicznym w skutkach ataku na przeciwników skrajnej prawicy, w Chicago odbył się protest przeciwko rasizmowi i bigoterii.
13 sierpnia w chicagowskim śródmieściu kilkaset osób protestowało przeciwko rasizmowi. Demonstracja odbyła się nazajutrz po wydarzeniach w Charlottesville, w stanie Wirginia, gdzie doszło do starć członków organizacji związanych z białym nacjonalizmem i organizacjami antyrasistowskimi. Związany z ruchem Alt-Right 20-letni James Fields Jr. wjechał samochodem w tłum kontrdemonstrantów zabijając jedną osobę i raniąc 19.
Protestujący w Chicago wyrazili solidarność z ofiarami ataku. Po przejściu z Millenium Park pod Trump Tower demonstranci wznosili antyrasistowskie i antyprezydenckie okrzyki, wyrażając oburzenie brakiem zdecydowanej reakcji Donalda Trumpa, który bezpośrednio po ataku, w swojej wypowiedzi, w sposób bardzo ogólny potępił przemoc po obu stronach ideologicznego sporu.
Dopiero dwa dni po ataku, pod naciskiem mediów i republikańskich polityków, prezydent Trump potępił białych supremacjonistów i Ku Klux Klan, nazywając te organizacje „obrzydliwymi”. Również 14 sierpnia do sprawy odniósł się gubernator Illinois Bruce Rauner, który nazwał atak w Charlottesville „aktem terrorystycznym”.
(gd)
Reklama