Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 17 listopada 2024 20:26
Reklama KD Market

Ile kosztuje przemoc w Chicago?

/a> fot.123RF Stock Photos


Mieszkańców dzielnic nieobjętych krwawą wojną gangów łączy przekonanie, że uliczna przemoc to problem dzielnic, w których rozlegają się strzały. W rzeczywistości płacimy za nią wszyscy.

Na początek trochę liczb

Z raportu Uniwersytetu Chicago, dotyczącego przemocy z użyciem broni palnej, wynika, że w 2016 r. na ulicach Chicago postrzelonych zostało 4379 osób. Od kul w Wietrznym Mieście zginęło w zeszłym roku 764 osoby, o 279 osób więcej niż w roku 2015. Dla porównania, w Nowym Jorku, którego populacja niemal trzykrotnie przewyższa chicagowską, w 2016 roku zastrzelonych zostało 335 osób. Chicago jest dziś synonimem miasta owładniętego przestępczością, w którym non stop rozlegają się huki wystrzałów. Od kul ginie tu rocznie więcej ludzi niż łącznie w Nowym Jorku i Los Angeles.

Gdzie strzelają

Pod względem geograficznym przestępczość z użyciem broni palnej rozłożona jest w Chicago nierównomiernie i dotyczy przede wszystkim dzielnic zamieszkanych przez społeczności afroamerykańskie i latynoskie, położonych na południu i zachodzie miasta – West i East Garfield Park, Fuller Park, Englewood, Austin oraz North Lawndale. Przemoc, gangi i uliczne strzelaniny są tam codziennością i mają wyniszczający wpływ na życie ich mieszkańców. Jedną z najbardziej niebezpiecznych dzielnic Chicago jest Englewood – niegdyś bogate, tętniące życiem i świetnie funkcjonujące ekonomicznie centrum południowej części Wietrznego Miasta. Dziś Englewood straszy opuszczonymi budynkami i pustymi działkami pełnymi śmieci. Główna 63. ulica była kilkadziesiąt lat temu pełna sklepów, restauracji i punktów usługowych, ale większość biznesów dawno przeniosła się w bezpieczniejsze rejony miasta. Stopa bezrobocia w Englewood przekracza 40 proc. Bieda i przemoc idą w parze z segregacją rasową – Englewood jest niemal w całości zamieszkane przez Afroamerykanów.

Cena przestępczości

Badania przeprowadzone w 2009 roku przez działający na Uniwersytecie Chicago The Crime Lab dowodzą, że całościowe koszty przestępczości z użyciem broni palnej wynoszą w Wietrznym Mieście 2,5 miliarda dol. w skali roku. Jeśli tę sumę podzielimy przez liczbę wszystkich gospodarstw domowych okaże się, że finansowe koszty ulicznych strzelanin wynoszą 2,5 tys. dol. na gospodarstwo domowe. Natomiast jeśli uaktualnimy te wyliczenia i weźmiemy pod uwagę wzrost wskaźników brutalnej przestępczości w Chicago oraz stopę inflacji – koszty ulicznych strzelanin A.D. 2017 można wycenić na 4,1 miliarda dolarów rocznie, czyli ok. milion dolarów za każdą ofiarę.

Zdaniem Center for American Progress, które przeprowadziło w 2012 szerokie badania na temat ceny przemocy, przestępczość kosztuje Chicago aż 5,3 miliarda dol. rocznie, ale jej wskaźniki wzrosły w ciągu pięciu ostatnich lat, a wraz z nimi powiększyły się koszty. Liczba ta jest szokująco wysoka, szczególnie jeśli zestawimy ją z przyjętym na 2017 rok budżetem Chicago, wynoszącym 8,2 mld dolarów. Skąd zatem wzięła się tak ogromna suma? Dodano do siebie koszty pomocy medycznej i rekonwalescencji ofiar, koszty pracy policji, utrzymania więźniów, a także te bardziej nieuchwytne, takie jak straty przychodów firm, wpływów z podatków, spadek inwestycji i wartości nieruchomości oraz relatywny spadek liczby miejsc pracy.

Koszty ulicznych strzelanin A.D. 2017 można wycenić na 4,1 miliarda dolarów rocznie, czyli ok. milion dolarów za każdą ofiarę"



Szpital kosztuje

Najprościej ustalić jest koszty medyczne:
900-1,2 tys. dol. – koszt dowiezienia ofiary strzelaniny ambulansem do szpitala,
800 dol. – koszt pracy patologa za pojedynczą sekcję zwłok,
52 tys. dol. – średni koszt pobytu jednej ofiary strzelaniny na oddziale urazowym,
35 tys. dol. – średni koszt rekonwalescencji jednej ofiary, obejmujący fizykoterapię i pomoc psychologiczną.

W latach 2009-16 łączne koszty szpitalnego leczenia ofiar strzelanin wyniosły 447 mln dol. Do tej sumy należy dodać jednak pensje chirurgów, anestezjologów i lekarzy innych specjalizacji, ponieważ są naliczane oddzielnie. Ale koszty medyczne to tylko część tego, co płacimy za przemoc w Wietrznym Mieście.
Zabójstwa przeliczają się na straty w liczebności populacji. W sposób bezpośredni, ponieważ ofiarami są mieszkańcy Chicago, ale przede wszystkim w sposób pośredni.

Zaklęte koło

Jak obliczyli badacze z The Crime Lab, na jedno uliczne morderstwo przypada 70 wyprowadzających się z miasta osób. Chicago zajmuje pierwsze miejsce wśród największych miast USA pod względem wyprowadzania się mieszkańców. Wraz z nimi ubywa przychodów podatkowych i konsumpcyjnych, co odbija się negatywnie na kondycji lokalnych firm i rynku pracy, a to z kolei na poziomie inwestycji i notowaniach ratingowych miasta. Powstaje zaklęte koło, ponieważ wzrastająca przestępczość powoduje spadek przychodów z podatków; to z kolei – mniej środków na walkę z przestępczością, co oczywiście skutkuje wzrostem jej wskaźników. A większa przestępczość oznacza większe wydatki. Koło się zamyka.

Następny poważny wydatek to policyjne pensje. Każde morderstwo na chicagowskich ulicach oznacza nadgodziny dla policjantów, którzy muszą wykonać rutynowe czynności zabezpieczające, śledcze i oczywiście wszystko to zaprotokołować i przedstawić w raportach. Przy bardziej skomplikowanych sprawach podatnik płaci za tysiąc, lub półtora tysiąca policyjnych nadgodzin spędzonych dodatkowo przy śledztwie dotyczącym pojedynczego morderstwa. Oznacza to, że policyjny roczny budżet na nadgodziny jest praktycznie wyczerpany w ciągu pierwszego kwartału każdego roku.

Strzelaniny i uliczna przemoc odbijają się również na stanie lokalnego rynku nieruchomości, a co za tym idzie – na cenach domów, i to nie tylko w dzielnicach położonych na południu i zachodzie miasta. Pomiędzy dzielnicami, w których wskaźniki przestępczości są najwyższe i najniższe, dysproporcja cen nieruchomości jest porażająca. Przestępczość sprawia, że ceny domów i mieszkań spadają w dzielnicach uznanych za niebezpieczne. Im niższe ceny – tym większa przestępczość – tej zależności nie da się nie zauważyć. Specjaliści od rynku nieruchomości wyznaczyli granicę cen domów, poniżej której następuje znaczny wzrost przestępczości w danej dzielnicy. W Chicago wynosi ona 200 tys. dol. za jednorodzinny dom. Tymczasem w dzielnicach Wietrznego Miasta uznawanych za niebezpieczne, ceny domów są często znacznie niższe. Jeśli chodzi o podatki od nieruchomości, to ich wysokość jest też ściśle powiązana z przestępczością. Skoro rosną wydatki z nią związane, miasto potrzebuje dodatkowych środków, by zmniejszyć deficyt budżetowy i sukcesywnie podnosi podatki, także od nieruchomości.

Z wyliczeń ekspertów wynika, że zredukowanie brutalnej przestępczości o 25 proc. przyniosłoby miastu oszczędności rzędu 276 mln dol., jeśli chodzi o koszty bezpośrednie, a koszty pośrednie – zmniejszyłyby się aż o 1,1 mld dol. w skali roku.

Skorzystać z wypróbowanych wzorów

Pomysłów na zmniejszenie przemocy w Chicago nie brakuje. Najlepszym pomysłem wydaje się pójście śladami Nowego Jorku, gdzie przestępczość spadła drastycznie w wyniku zwiększenia liczby policjantów i zaostrzenia kontroli i kar za nielegalne posiadanie broni, przy jednoczesnym zainwestowaniu w ożywienie ekonomiczne podupadłych dzielnic oraz stworzenie programów zawodowych i terapeutyczno-motywacyjnych dla młodzieży. W ich stworzenie i rewitalizację najbiedniejszych dzielnic władze Nowego Jorku zainwestowały w latach dziewięćdziesiątych miliard dolarów. W wyniku tych działań przestępczość w Nowym Jorku zmalała o 56 procent.

Tymczasem w Chicago obserwujemy postępujący wzrost brutalnej przestępczości, który zdaniem badaczy związany jest przede wszystkim ze zmniejszeniem o blisko 80 proc. ilości policyjnych kontroli na chicagowskich ulicach. Władze miasta, z burmistrzem Emanuelem na czele, w obawie przed spadkiem wyborczych notowań, wybierają rozwiązania zastępcze, jak wyposażenie policjantów w kamery przypięte do mundurów, co przynosi skutek odwrotny do zamierzonego. Mieszkańcy bezpieczniejszych, w większości „białych” dzielnic, żyją w przeświadczeniu, że uliczna przemoc nie dotyczy ich bezpośrednio, w związku z czym sondaże pokazują brak społecznej zgody w inwestycje na rzecz jej zredukowania.

Najwyższy czas zrozumieć, że nawet jeśli strzelaniny na chicagowskich ulicach nie zagrażają naszemu fizycznemu bezpieczeństwu – stanowią spore zagrożenie dla naszych portfeli. Po prostu wszyscy za nie płacimy.

Grzegorz Dziedzic

[email protected]
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama