Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 14:28
Reklama KD Market
Reklama

Gloryfikacja prymitywów



Terroryści bywają bardzo różni. Niektórzy są dobrze wyszkoleni w swoim morderczym dziele i mają odpowiednie wsparcie finansowe oraz logistyczne ze strony swoich mocodawców, którzy powierzają im wykonywanie zadań. Inni to osamotnieni i sfrustrowani osobnicy, którzy teoretycznie działają w imieniu takich organizacji jak al-Kaida czy ISIS, ale tak naprawdę prowadzą prywatne wojny i nie mają żadnych konkretnych związków ze zorganizowanym terroryzmem. Problem w tym, że zarówno media, jak i liczni ludzie przepytywani przez owe media przy okazji coraz to nowych ataków terrorystycznych, mają coraz częściej zwyczaj irytującego gloryfikowania poczynań zamachowców.
W jednym z programów telewizyjnych usłyszałem na przykład komentatora, który wyraził zaskoczenie tym, iż zamachowiec w Manchesterze – podobno człowiek znany w swoim sąsiedztwie jako cichy i spokojny – był zdolny do „wykonania tak wyszukanego ataku”. Wyszukanego? W jaki sposób? Biorąc pod uwagę wszystko to, co dotychczas wiemy o wydarzeniach w brytyjskim mieście, atak polegał na tym, iż zamachowiec wszedł w posiadanie tzw. pasa samobójców, co podobno w Wielkiej Brytanii nie jest specjalnie trudne, a następnie wybrał sobie cel – koncert gwiazdy muzyki pop. Dalsze „wyszukanie organizacyjne” jego działań polegało zapewne na następującym procesie myślowym: „Ustawię się w foyer hali koncertowej i poczekam, aż zaczną wychodzić stamtąd ludzie, a gdy otaczać mnie będą setki nastolatków, zdetonuję ładunek”.
Zorganizowanie tego krwawego ataku nie wymagało jakichś wielkich nakładów finansowych, synchronizacji działań różnych grup ludzi, ani też jakichkolwiek specjalnych zdolności. Tym samym zamachowiec z Manchesteru niczym się nie różnił od zdesperowanych, zradykalizowanych kretynów, którzy wjeżdżali uprzednio ukradzionymi ciężarówkami w spacerujące po ulicach Nicei oraz Berlina tłumy ludzi. I na tym między innymi polega zasadniczy problem zapobiegania tego rodzaju atakom – trudno jest zatrzymać pojedynczego szaleńca, który przypuszcza samobójczy szturm na obiekty publiczne bądź na zwykłych przechodniów, bez uprzedniego wciągania w tego rodzaju proste działania jakichkolwiek organizacji.
Jeśli już koniecznie trzeba mówić o tym, że jakiś atak był w taki czy inny sposób wyszukany, z pewnością do kategorii tej należą zsynchronizowane poczynania czterech grup terrorystów, którzy 9 września 2001 roku porwali samoloty pasażerskie z zamiarem rozbicia ich o wybrane cele w Nowym Jorku i Waszyngtonie. Akcja ta wymagała skomplikowanego planowania, dużej ilości pieniędzy, legalnego przerzucenia terrorystów do USA, nie mówiąc już o konieczności wyszkolenia niektórych z nich tak, by mogli skutecznie sterować przez pewien czas wielkimi samolotami. W porównaniu do tych poczynań, 22-letni Salman Abedi, którzy rozerwał się na strzępy w celu uśmiercenia jak największej ilości młodych ludzi, był morderczym prymitywem.
W ostatecznym rozrachunku każdy terrorysta, niezależnie od metod działania i powiązań organizacyjnych, jest po prostu mordercą. Trudno jest jednak zrozumieć, dlaczego tendencją ostatnich paru lat jest traktowanie przez media i specjalistów każdego kolejnego zamachowca jak niezwykle utalentowanego mistrza sztuki terrorystycznej, tak jakby z definicji chodziło o zasugerowanie, że mamy do czynienia z zagrożeniem znacznie bardziej wyrafinowanym, niż mogłoby się wydawać. Zwykle jest zupełnie inaczej. W języku angielskim istnieje termin lone wolf attacker, który definiuje terrorystę, działającego w osamotnieniu i z własnej inicjatywy. Byłoby dobrze, gdyby media miały zwyczaj dodawać, że ów „osamotniony wilk” jest zwykle matołem.

Andrzej Heyduk

Pochodzi z Wielkopolski, choć od dzieciństwa związany z Wrocławiem. W USA od 1983 roku. Z wykształcenia anglista (Uniwersytet Wrocławski), językoznawca (Lancaster University w Anglii) oraz filozof (University of Illinois). Dziennikarz i felietonista od 1972 roku - publikował m. in. w tygodniku "Wprost", miesięczniku "Scena", gazetach wrocławskich, periodyku "East European Journal", mediach polonijnych, dzienniku "Fort Wayne Journal". Autor słownika pt.: "Leksykon angielskiej terminologii komputerowej" (1991) oraz anglojęzycznej powieści pt.: "The Breslau Conspiracy" (2014).

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama