Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 04:04
Reklama KD Market

Powrót do starego



Federalna agencja o nazwie Congressional Budget Office nie jest zwykle tematem codziennych rozmów. Jednak począwszy od roku 1974 pełni ważną rolę, gdyż jest z założenia ciałem ponadpartyjnym i niezależnym, a jego naczelnym zadaniem jest analizowanie pomysłów legislacyjnych oraz inwestycyjnych Kongresu pod kątem tego, ile kosztować będzie sfinansowanie poszczególnych inicjatyw. Przez niemal cały czas swego istnienia oceny CBO traktowane były z szacunkiem przez praktycznie wszystkich polityków. Niestety właśnie się to zmieniło.

Ostatnie dni przyniosły krytykę CBO przez kilku różnych przedstawicieli obecnej administracji. Padają stwierdzenia, że analizy tego biura nie zawsze są trafne i że należy je traktować z ostrożnością. Skąd ten nagły sceptycyzm? Odpowiedź jest prosta – w najbliższą środę CBO ma opublikować swoją opinię na temat proponowanej przez republikanów nowej ustawy o ubezpieczeniach medycznych. Wszyscy są w zasadzie zgodni co do tego, iż werdykt biura nie będzie zbyt przychylny w stosunku do tej propozycji. Specjaliści są zdania, że analizy wykażą, iż zatwierdzenie republikańskiej propozycji spowoduje znaczną podwyżkę kosztów ochrony zdrowia i pociągnie za sobą utratę ubezpieczenia medycznego przez miliony ludzi.

Zgodnie z zasadą, że najlepszą obroną jest atak, już teraz kwestionuje się to, co powie CBO, mimo że na razie nikt nie wie dokładnie, co się w środę stanie. Jednak na wszelki wypadek, w tempie godnym olimpijskiego sprintu, dwie komisje Kongresu w czasie nocnych obrad szybko przepchnęły projekt ustawy, ignorując zupełnie od lat stosowaną praktykę, że obrady dotyczące nowych aktów legislacyjnych rozpoczynają się dopiero po opublikowaniu przez CBO stosownych analiz finansowych.

Ów pośpiech republikanów jest tyleż zdumiewający, co śmieszny. Gdy w roku 2001 prezydenturę objął George W. Bush, Biały Dom oraz obie izby Kongresu znajdowały się pod republikańską kontrolą (zresztą po raz pierwszy od 70 lat). Mimo to przez wszystkie te lata nie pojawiła się ani jedna inicjatywa dotycząca amerykańskiego systemu ochrony zdrowia. Nikt w tej sprawie nie obradował po nocach i nikt niczego nie proponował, gdyż był to temat, który władz federalnych nie interesował.

Dziś też w zasadzie nie interesuje. Wielkie fanfary wokół tzw. Obamacare replacement wynikają nie tyle z chęci, by Ameryce coś rzetelnego zaproponować, lecz wyłącznie z obsesyjnego bzika na punkcie unieważnienia jednego z najważniejszych dokonań prezydentury Baracka Obamy. Natomiast sama ustawa, która już dziś nazywana jest „Ryancare”, nie jest niczym nowym, lecz stanowi powrót do starego, czyli do sytuacji, w której w „przemyśle medycznym” nie są najważniejsi pacjenci, lecz wielkie towarzystwa ubezpieczeniowe, w których kieszeniach siedzą liczni wpływowi politycy.

Dla przeciętnego, średnio zarabiającego mieszkańca USA ów powrót do starego to oczywista i smutna prawda – amerykańska ochrona zdrowia jest jedną z najlepszych na świecie, ale dostępu do niej nie mają i na razie nie będą mieć miliony ludzi, którzy zapewne pamiętają jeszcze, jak przed kilkoma miesiącami Donald Trump mówił o tym, że ubezpieczeniami medycznymi obejmie „absolutnie wszystkich”.

Andrzej Heyduk

Pochodzi z Wielkopolski, choć od dzieciństwa związany z Wrocławiem. W USA od 1983 roku. Z wykształcenia anglista (Uniwersytet Wrocławski), językoznawca (Lancaster University w Anglii) oraz filozof (University of Illinois). Dziennikarz i felietonista od 1972 roku - publikował m. in. w tygodniku "Wprost", miesięczniku "Scena", gazetach wrocławskich, periodyku "East European Journal", mediach polonijnych, dzienniku "Fort Wayne Journal". Autor słownika pt.: "Leksykon angielskiej terminologii komputerowej" (1991) oraz anglojęzycznej powieści pt.: "The Breslau Conspiracy" (2014).
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama