W polonijnym eterze hiphopowiec Funky Polak ciągle kultowo śpiewa Polonii: „To przypadek sprawił, że tu jestem/Wujek Sam zachował się z gestem/zielona karta, tak, miałem farta/Dla tych, co nie mieli – też droga otwarta” – a pośpiewują razem z nim polonijni słuchacze i nucą przy otwartych oknach w swoich beemkach i mesiach: „Nie zapomnij, skąd tutaj przybyłem/nie zapomnij, gdzie się urodziłem/bo w pamięci jest siła zaklęta/ więc pamiętaj synu mój...”.
Każdy czuje się lepiej po takim czadzie literacko-patriotycznym, tym bardziej że wykrzyczanym niejednemu „Amerykanowi” w twarz.
W tym samym czasie popularny meksykański zespół z Kalifornii Los Tigres del Norte śpiewa: „Nie przekroczyłem granicy, to granica przekroczyła mnie. Nawet jeśli to rani moich sąsiadów/ jesteśmy bardziej amerykańscy/ niż wszyscy gringos”. I jest to protest song. Przeciwko nastrojom, przeciwko traktowaniu Meksykanów jako ludzi drugiej kategorii, przeciwko ksenofobii i nastrojom antyimigracyjnym. W tym wymownym fragmencie piosenki pod jeszcze wymowniejszym tytułem „Somos más americanos” muzycy przypominają Amerykanom, szczególnie tym z południa, że do 1845 roku dzisiejsze tereny Teksasu należały do Meksyku, tego samego, który obok Ameryki Środkowej był siedzibą jednej z najwcześniejszych i najlepiej rozwiniętych cywilizacji na zachodniej półkuli.
Nie wszyscy Meksykanie przyjechali do USA pięć minut temu. Tak samo jak nie wszyscy Hindusi pracują w Dunkin Donuts, a Polacy „na Jackowie stawiają pierwsze kroki”. Oburza nas pokazywanie polskich sprzątaczek w chustkach na głowie w NBC, ale już jesteśmy zbyt krótcy, by przy elementarnej empatii wczuć się w nastroje tych, których nazywa się przestępcami i gwałcicielami.
Profilowanie jako pomysł na bezpieczeństwo wewnętrzne kraju wypluwa z siebie jako efekt uboczny coraz intensywniejsze nastroje antyimigracyjne. A te dotyczą nie tylko przestępców i gwałcicieli, ale również i nieudokumentowanych polonijnych właścicieli mesiów i beemek, chociaż wydaje się im, że są panami życia.
Implementacja antyimigracyjnych nastrojów w praktyce prowadzi do zagęszczania atmosfery zastraszenia, a poparta odpowiednią oficjalną retoryką oznacza, że nikt, nad kim wisi widmo deportacji za brak papierów, nie upomni się o swoje prawa, nie będzie dochodził sprawiedliwości w sądach, nie pójdzie po podwyżkę, nie zapisze się do związków zawodowych. Będzie go można wykorzystywać, płacić najmniej i odebrać wszystko, co w sensie obywatelskim jest do odebrania.
I oto mamy ludzi drugiej kategorii. Rasę niewolników.
Zaraz, zaraz. Skąd my to znamy?
Małgorzata Błaszczuk
Reklama