Aby przenieść się w czasie niepotrzebna jest maszyneria rodem z filmów science-fiction. Wystarczy uregulować radioodbiorniki na częstotliwość 1450 AM i posłuchać programu „Polska w muzyce, pieśni i słowie”, prowadzonego przez Marię Grzegorzewską. To istniejący relikt epoki, w której nieznany był internetowy hejt, a dziennikarze cieszyli się powszechnym szacunkiem.
Takich programów jak „Polska w muzyce, pieśni i słowie” już nie ma. W czasach hałaśliwych dżingli, kontrowersyjnych tematów i coraz bardziej bezkompromisowej bitwy o słuchacza, program prowadzony przez panią Marię Grzegorzewską to „żywa skamielina” polonijnej radiofonii. 14 lutego minęły 84 lata od radiowego debiutu jej męża – redaktora Adama Grzegorzewskiego.
Panią Marię odwiedzam w spokojnym domu na przedmieściach Chicago. Włosy spięte, biały kołnierzyk do czarnego sweterka, gustowne choć skromne perłowe korale. – Podupadłam fizycznie bardzo w ostatnich latach. Lekarze nie chcą zoperować mi biodra, mówią, że serce może nie wytrzymać. Gdybym była na chodzie, to ugotowałabym dla pana obiad – tłumaczy Maria Grzegorzewska, częstując mnie ciastkiem i herbatą z cytryną i miodem. – Ale może jeszcze wrócę do formy – dodaje. Pomimo ukończonych 93 lat i konieczności korzystania z chodzika, pani Maria ma umysł lotny i jasny. Gdy proponuję rozmowę na temat prowadzonego przez nią programu radiowego, od razu napotykam na kontrę: – Nie, o mnie nie będziemy rozmawiać, bo ja jestem tylko kontynuatorką. Ja skromna jestem, ale opowiem panu o Adasiu.
Rozmawiamy zatem o Adasiu, czyli zmarłym w 2004 roku mężu pani Marii, Adamie Grzegorzewskim, nestorze i ikonie polonijnego eteru.
Adam Grzegorzewski urodził się w Warszawie w 1911 roku. Jego ojciec Jan Grzegorzewski był dziennikarzem warszawskiego „Robotnika”. Adam miał jedenaście miesięcy, kiedy w pewien poniedziałek ojcu doniesiono, że w czwartek przyjdą po niego żandarmi i siłą wcielą do rosyjskiego wojska. Jan Grzegorzewski miał wówczas powiedzieć „Umrę, a do wojska rosyjskiego nie pójdę”. A że wkrótce z Gdańska wyruszał do Ameryki okręt handlowy, Jan Grzegorzewski zdecydował się na nagłą emigrację, pozostawiając w Warszawie żonę, małego Adasia i jego starszą siostrę. W Chicago zatrzymał się u znanej polonijnej rodziny Lubiczów i znalazł pracę jako redaktor w „Dzienniku Związkowym”. W 1914 roku w Europie wybuchła wojna i kontakt z rodziną w Polsce był niemożliwy. Dopiero po zakończeniu wojny Jan Grzegorzewski sprowadził do Ameryki swoją córkę, a pięć lat później, w roku 1923 – 12-letniego wówczas Adasia. W 1927 roku Grzegorzewskiemu udało się sprowadzić do Chicago żonę. Rodzina była w komplecie. Niestety, rok później redaktor Jan Grzegorzewski zmarł nagle na zapalenie płuc.
Adam miał wtedy 17 lat i uczył się w Kolegium Związku Narodowego Polskiego w Cambridge Springs w Pensylwanii. Trudna sytuacja ekonomiczna rodziny zmusiła młodego Grzegorzewskiego do powrotu do Chicago. Adam znalazł pracę i kontynuował naukę na uniwersytecie Loyoli, gdzie studiował prawo. Przerwał jednak studia, ożenił się i założył rodzinę. Imał się wielu zajęć, między innymi był inspektorem lotniczym. Ponownie podjął studia, tym razem dziennikarskie. Okazało się, że wybór kierunku był strzałem w dziesiątkę.
14 lutego 1933 roku zadebiutował w radiu WSBC w programie „Quo Vadis”, a następnie na stacji WGES prowadził program dla młodzieży „Gaudeamus Igitur”. Swój sztandarowy program „Polska w muzyce, pieśni i słowie” prowadził nieprzerwanie od 1955 r. aż do swojej śmierci w 2004 roku. Na jego programach nadawanych na falach 1490 AM wychowywały się kolejne pokolenia Polaków mieszkających w Chicago i sąsiednich stanach. Maria Grzegorzewska wspomina, że pewnego dnia Adam dowiedział się, że grupa dzieci zbiera się podczas jego programu przed radioodbiornikiem, żeby uczyć się polskiego. Grzegorzewski, jako patriota, człowiek czynu i wielki orędownik polskości postanowił, że będzie nieodpłatnie udzielał im lekcji polskiego. Pod koniec roku szkolnego uczniowie Grzegorzewskiego pomyślnie zdali szkolny egzamin z języka polskiego.
– Adaś był działaczem, społecznikiem, wszędzie było go pełno, miał niespożyte pokłady energii. Pomagał polskim i amerykańskim sierotom, co roku na Boże Narodzenie przebierał się za Świętego Mikołaja i szedł z prezentami do jednego z chicagowskich sierocińców – mówi mi pani Maria.
Przez lata swojej pracy prowadził wiele akcji charytatywnych i zbiórek, m.in. na odbudowę Zamku Królewskiego w Warszawie, Centrum Zdrowia Dziecka, czy pierwsze elektronowe organy dla kościoła Mariackiego w Gdańsku. Ciekawostką jest, że w czasie II wojny światowej Adam Grzegorzewski pracował dla Białego Domu. – Adaś był jednym z trzech lokalnych radiowców, którzy dostawali materiały z Waszyngtonu i prezentowali je na antenie. Dostawali za to dolara rocznie, ale liczyło się to, że byli zarejestrowanymi pracownikami Białego Domu – wspomina Maria Grzegorzewska, która przez ostatnie sześć lat pomagała chorującemu na serce mężowi prowadzić program.
(...) coraz mniej jest teraz szacunku wśród ludzi, także na antenie"
Grzegorzewscy nadawali ze studia znajdującego się w ich domu na ulicy Wellington w Chicago. – Pewnego dnia pojechałam z mężem do lekarza. Wracamy do domu, a tam okno wybite, wszystko wyniesione, nawet nasze buty, kapelusze i ubrania. Włamywacze zniszczyli radiowe studio. To po zdewastowaniu studia w 1989 r. Grzegorzewski zdecydował, że swój program zacznie nadawać na falach 1450 AM. – Do domu przychodził inżynier z radia, bo stan zdrowia męża pogarszał się i nie pozwalał mu na jeżdżenie do stacji. – W czwartek, na trzy dni przed śmiercią, Adaś prowadził program tak, jakby przeczuwał, że robi to po raz ostatni. Pożegnał się z Polonią, podziękował słuchaczom i sponsorom. W piątek był już bardzo słaby, ale usiadł na kanapie i powiedział do mnie „Marysiu, ty poprowadzisz to radio”. Ani słowa więcej. W niedzielę, 26 września 2004 r. Adam Grzegorzewski zmarł w wieku 93 lat.
Program „Polska w muzyce, pieśni i słowie” jest nadawany trzy razy w tygodniu. We wtorki i czwartki o godz. 20.00 program prowadzi pani Maria, w środy otwiera i zamyka program prowadzony przez ojców paulinów z Doylestown – amerykańskiej Częstochowy. Przed każdym programem do pani Marii przychodzi inżynier dźwięku. Odbiera wypełnione odręcznym pismem logi, dzięki którym może zmontować program ze wskazanych przez autorkę fragmentów i utworów muzycznych. Na parę minut przed programem inżynier dzwoni do pani Marii i nagrywa czytany serwis. – Jest przy tym sporo pracy, bo po programie muszę też napisać raport dla stacji, ale prowadzenie programu pomaga mi pozostać aktywną, daje zajęcie i cel – mówi Maria Grzegorzewska. – Już kilka razy miałam zamiar zawiesić program, ale przyjaciele i słuchacze przekonali mnie, żebym wciąż nadawała. Słuchacze najbardziej lubią, kiedy z taśmy puszczam głos Adasia. Dzwoni do mnie często jeden słuchacz z Minnesoty i pyta: „Pani Mario, kiedy znowu usłyszę głos mojego ulubionego anonsera?”. Zawsze powtarza, że słuchał programu, od kiedy był jeszcze małym chłopcem.
Pani Maria jest na bieżąco z polonijnym radiem, chętnie słucha programów Andrzeja Kiesza, Łucji Śliwy i Zofii Borys. Innych programów też, choćby tylko fragmentów, żeby być na bieżąco. Podoba jej się współczesne dziennikarstwo, ale ma też zastrzeżenia. – Nie dba się teraz o młodzież, o to żeby przekazać jej naszą polską historię i tradycję. Tego mi brak. Może ja nie słucham dokładnie, ale coraz mniej jest teraz szacunku wśród ludzi, także na antenie. Trzeba, żeby ludzie bardziej się szanowali nawzajem, tak jak było kiedyś.
– Robimy wszystko co w naszej mocy, żeby ułatwić pani Marii życie. Schody do studia są zbyt strome, żeby była w stanie po nich wejść. Dlatego wysyłamy do niej inżyniera, który nagrywa program w domu. Nie pobieramy za to żadnych opłat, to taki prezent od radia dla pani Grzegorzewskiej – mówi Lucyna Migała, dyrektor programowa radia 1450 AM. – Jej program ma swoich wiernych słuchaczy i życzymy sobie i pani Marii, żebyśmy za rok mogli obchodzić jubileusz 85-lecia radiowej pracy państwa Grzegorzewskich.
Pytam, czy Maria Grzegorzewska jest tylko kontynuatorką radiowego dzieła męża, czy wniosła może do programu swój własny styl. – Pani Maria nie tylko kontynuuje dzieło Adama Grzegorzewskiego, ale dużo do programu wnosi. Ma przyjemny głos, bardzo dobrze mówi po polsku, a dodatkowo jest bardzo kobieca i po prostu słodka. Prowadzenie programu to dla pani Marii ogromny wysiłek, ale równocześnie stanowi sens i treść jej życia – mówi Lucyna Migała.
O komentarz na temat programu „Polska w muzyce, pieśni i słowie” i proszę polonijnych radiowców z chicagowskich stacji komercyjnych.
Zygmunt Rygiel z Polskiego FM-u: – W czasach, kiedy radio staje się coraz bardziej nowoczesne, a polonijne programy dorównują stacjom komercyjnym w Polsce czy w Stanach Zjednoczonych, zdarza się, że zapominamy o naszej tradycji. Myślę, że warto się cofnąć do tradycji radia polonijnego sprzed 30, 50, a nawet 80 lat. Chicago pod względem polonijnej radiofonii jest wyjątkowe, zawsze wyprzedzaliśmy pod tym względem inne polonijne skupiska, takie jak Detroit czy Nowy Jork. Kiedy ja zaczynałem moją przygodę z radiem w latach 90. dominowały programy tradycyjne: Adama Grzegorzewskiego, Zofii Borys, Boba Lewandowskiego. Do dziś z sentymentem wracam do tego typu programów, bo one uświadamiają mi nasze dziedzictwo. Ich autorzy prezentowali często muzykę ludową i poważną, na którą w stacjach komercyjnych brakuje miejsca i czasu. W komercyjnych czasach, w jakich żyjemy, warunki dyktuje rynek, ale skoro programy takie jak „Polska w muzyce, pieśni i słowie” potrafią się utrzymać, to znaczy, że jest na nie zapotrzebowanie. Dla niektórych słuchaczy mogą wydawać się skostniałe, czy nieco ułomne pod względem technicznym, ale jest grupa odbiorców, która na te programy czeka. Dobrze, że są; to nasze radiowe dziedzictwo, nie możemy się go wypierać ani wstydzić. Wręcz przeciwnie, powinniśmy szczycić się różnorodnością radia, jakie mamy w Chicago. Program państwa Grzegorzewskich ma swoich wiernych słuchaczy. Pani Marii Grzegorzewskiej gratuluję, że pomimo tego, że czasy się zmieniają, potrafi zachować poziom i charakter swojego programu.
Program prowadzony przez panią Marię ceni Jacek Niemczyk ze Stacji Chicago, menadżer radia WPNA 1490 AM: – Teraz wystarczy post na „fejsie”, mówiący „jestem patriotą”, i autor tego wpisu momentalnie staje się „prawdziwym Polakiem”. Czasy tych, którzy z potrzeby serca poświęcali swój czas, pieniądze, a często i życie, mijają bezpowrotnie. Takie osoby jak państwo Grzegorzewscy powinny być przykładem dla nas wszystkich. Trudno jednak winić świat za to, że się zmienia. Radio jako medium w XXI wieku także ma inne zadania niż miało kiedyś. Wciąż jednak warto dbać o piękną formę przekazu mądrych myśli. Myśli patriotycznych, które powinny Polaków na obczyźnie łączyć i mobilizować do wspólnego działania, a nie dzielić.
Takich ludzi jak Adam Grzegorzewski jest wśród nas coraz mniej. Odchodzą, a wraz z nimi wartości, o których obecnie zamiast piękną polszczyzną coraz częściej mówimy językiem internetowego hejtu. Warto choćby na chwilę przenieść się w czasy, kiedy ludzie się szanowali mimo różnych poglądów, a patriotyzm i przywiązanie do tradycji były wartościami wspólnymi. By poczuć tę niegdysiejszą już atmosferę, wystarczy włączyć radio i posłuchać programu „Polska w muzyce, pieśni i słowie”.
Grzegorz Dziedzic
[email protected]