"Profesjonaliści prezentujący najwyższy poziom będą teraz zawsze mogli powiedzieć po prostu: 'nie wiedziałem'. To wymówka, którą teraz będziemy mogli stosować" - napisał w mediach społecznościowych Kyrgios i łatwo się domyśleć, że to jego komentarz do sprawy Świątek.
W czwartek ujawniono, że Świątek w sierpniu miała pozytywny wynik testu na niedozwoloną substancję - trimetazydynę (TMZ). Próbkę od 23-letniej tenisistki pobrano 12 sierpnia, czyli tuż po zakończeniu igrzysk olimpijskich w Paryżu, gdzie wywalczyła brązowy medal. Polka nie grała wówczas w żadnym turnieju. Międzynarodowa Agencja Integralności Tenisa, czyli niezależna organizacja dbająca o czystość i uczciwość w tej dyscyplinie sportu, ustaliła, że było to spowodowane zanieczyszczeniem leku - melatoniny, który Polka przyjmowała na jet lag i problemy ze snem, a naruszenie przepisów nie było celowe. Stwierdzono to po przeprowadzeniu wywiadów z tenisistką i jej otoczeniem oraz na podstawie licznych ekspertyz i analiz, w dwóch laboratoriów akredytowanych przez Światową Agencję Antydopingową (WADA).
Na Świątek nałożono miesięczną dyskwalifikację, która ostatecznie dobiegnie końca 4 grudnia, co szef Polskiej Agencji Dopingowej (POLADA) Michał Rynkowski ocenił jako "praktycznie najmniejszy możliwy wymiar kary".
Mocnym wpisem do sprawy odniosła się była liderka światowego rankingu Simona Halep. Rumunka między październikiem 2022 a marcem 2024 pauzowała z powodu złamania przepisów dopingowych - najpierw miała pozytywny wynik testu, a później dopatrzono się nieprawidłowości w jej paszporcie biologicznym. ITIA pierwotnie zdyskwalifikowała ją na cztery lata, a karę zmniejszył znacząco - do dziewięciu miesięcy - Międzynarodowy Trybunał ds. Sportu (CAS), do którego tenisistka z Konstancy się odwołała.
"(...) Dlaczego jest tak duża różnica w traktowaniu i ocenie? Nie mogę znaleźć powodu i chyba nie ma logicznej odpowiedzi" - stawiała pytania Rumunka, która zarzuciła ITIA złą wolę i nierówne traktowanie.
W sieci nie brakuje też pytań, dlaczego tenisowe ciała nadzorcze, pomne przypadku Sinnera, tak długo zwlekały z informacją o przypadku Świątek i procedurze odwoławczej, o którą Polka wystąpiła.
"Takie podejście kreśli okropny obraz tego sportu" - skomentował portugalski dziennikarz tenisowy Jose Morgado.
Sinner był w podobnej sytuacji jak Polka. W organizmie aktualnego lidera światowego rankingu tenisistów w marcu dwukrotnie wykryto śladowe ilości poprawiającego wydolność sterydu anabolicznego - klostebolu, który znajduje się na liście substancji zakazanych w sporcie. ITIA o sprawie poinformowała jednak w sierpniu. Włoch nie został w ogóle zawieszony, gdyż nie stwierdzono jego umyślnego działania. Z przeprowadzonego przez ITIA dochodzenia wynika, że zakazana substancja dostała się do jego organizmu z winy fizjoterapeuty, który użył produktu zwierającego klostebol, by opatrzyć ranę na palcu, a następnie masował zawodnika bez rękawiczek.
Jedyne straty, jakie poniósł Sinner, to punkty i premia finansowa za zwycięstwo w turnieju Masters 1000 w Indian Wells.
Jednak pod koniec września do CAS odwołała się kierowana przez Witolda Bańkę WADA. Według jej opinii postępowanie i decyzja ITIA były niezgodne z obowiązującymi przepisami. Zdaniem WADA zasadna byłaby dyskwalifikacji w wymiarze od roku do dwóch lat.
ITIA broni się, że zarówno Sinner, jak i Świątek w regulaminowym terminie 10 dni złożyli stosowne odwołania, co zgodnie z przepisami skutkowało tym, że nie upubliczniono informacji o ich kłopotach dopingowych.
"Każdą sprawę traktujemy w oparciu o fakty i dowody, a nie na podstawie imienia, nazwiska gracza, jego rankingu czy narodowości. Jeżeli w organizmie gracza zostanie znaleziona zakazana substancja, dokładnie badamy tę kwestię" - odpowiedziała ITIA niemieckiej agencji prasowej DPA na pytanie dot. przypadków Sinnera i Świątek.
Niejako w obronie organów jurysdykcyjnych, jak i samych zawodników, stanął czwarty w klasyfikacji tenisistów Taylor Fritz. Jak tłumaczył, szanuje wszystkie opinie, ale bez poznania szczegółów konkretnych przypadków trudno jest ferować wyroki, a on nie lubi spekulować. Zaznaczył też, że najbardziej martwi go "szalone uprzedzenie" komentujących wobec rywali swoich ulubieńców.
"Jeśli to rywal gracza, którego wspierasz, ma pozytywny wynik testu, to jesteś w drużynie +nazwijmy go ćpunem bądź oszustem czy zhejtujmy go tak bardzo, jak to możliwe+, a jeśli chodzi o twojego ulubieńca, to jest on +niewinny, nie ma po co zadawać pytań+" - wskazał Amerykanin.