Na jednych spada jak grom z jasnego nieba. Inni muszą się nieźle natrudzić, aby metodą prób i błędów znaleźć swoją drugą połówkę. Jeszcze inni za pomocą kilku kliknięć dokonują wstępnej selekcji potencjalnej miłości swego życia. Od prymitywnego internetu końca lat 90., przez fora, czat roomy i komunikatory, aż po media społecznościowe i wyszukane portale randkowe, technologia wkroczyła również w sferę uczuć. W przeddzień walentynek trzy polonijne pary dzielą się z nami niezwykłymi historiami swoich związków, które zaczęły się gdzieś w cyberprzestrzeni.
Przeznaczenie z miRC-u
Czy ktoś pamięta jeszcze internet w formie dial-up? Najpierw wdzwanianie, potem charakterystyczne skrzeczenie, czekanie, wreszcie sukces – jest połączenie! Czasów tych na pewno nie zapomni 33-letnia Gosia z Schaumburga. Były wakacje 2000 roku, gdy w środowisku licealistów z Franklin Park pojawiła się moda na komunikację przez internet. Było to o tyle ekscytujące, że nastolatki, jeszcze bez samochodów, prawa jazdy i smartfonów, latem miały ograniczone możliwości kontaktowania się ze sobą.
Mało kto dziś słyszał o komunikatorze miRC (który nota bene w 2003 r. został uznany za jeden z 10 najpopularniejszych programów internetowych). Usługa umożliwiała rozmowę na tematycznych i towarzyskich kanałach komunikacyjnych. W pokoju „Chicago” pojawił się chłopak – Polak, który od początku przypadł Gosi do gustu. Para nastolatków zaczęła się przyjaźnić. Okazało się, że są z tego samego miasta w Polsce! Mało tego, Łukasz, który dopiero przyjechał do Stanów, miał po wakacjach zacząć naukę w tym samym liceum, do którego chodziła Gosia!
Wymienili się zdjęciami. Po kilku tygodniach zobaczyli się w szkole. Po półtora miesiąca odbyła się pierwsza „oficjalna” randka – na kręgielni, a po dwóch miesiącach Gosia przyprowadziła Łukasza do domu. Rodzice oczywiście od razu go pokochali. Od tamtej pory byli już nierozłączni. Razem ukończyli liceum, razem poszli do community college, razem na studia na UIC i dalej razem na studia magisterskie. Jeszcze przed studiami magisterskimi Łukasz oświadczył się, co zdaniem Gosi było spodziewanym i naturalnym następstwem ich znajomości.
Od początku wiedziałam, że to ten – śmieje się Gosia, która mimo iż w chwili poznania Łukasza miała 17 lat, mówi, że nigdy nie miała wątpliwości. Po 17 latach znajomości i 10 latach małżeństwa nadal twierdzą, że są dla siebie stworzeni. – Podobnie myślimy, mamy podobne poczucie humoru, dokańczamy swoje zdania. Zawsze mówię, że się razem wychowaliśmy. Dwa lata temu ich związek umocnił się jeszcze bardziej, gdy para zaadoptowała syna, Olivera. Teraz znów chcą powiększyć rodzinę i współpracują ze swoją agencją adopcyjną, by przyjąć drugie dziecko.
– To było przeznaczenie. Zakładamy, że w Polsce nigdy byśmy się nie poznali. Ja chodziłabym do liceum, a Łukasz pewnie poszedłby do technikum, poza tym mieszkaliśmy dosłownie na przeciwległych krańcach Tarnowa. Trzeba było przyjechać do USA, żeby się odnaleźć... przez internet.
Paltalk przez ocean
Początek nowego milenium to moda na czaty. Wszyscy je wówczas odkrywali i to po obu stronach oceanu. Paltalk był kolejną usługą oferującą wirtualne rozmowy w pokojach tematycznych. Do dziś dostępny jest w wersji głosowej, wideo i komunikatora internetowego. Właśnie na ten międzynarodowy czat weszła w październikowy weekend 13 lat temu Ilona z Torunia. 17-latka właściwie miała już zamiar się wylogować, gdy postanowiła raz jeszcze zerknąć, czy nie pojawił się ktoś nowy. I pojawił się. Jako że czat miał rewelacyjną nowość, o której mało kto słyszał – kamerkę, Ilona postanowiła zobaczyć nowego znajomego, którego nick sugerował, że może być osobą lekko otyłą. Ku wielkiemu zaskoczeniu po drugiej stronie zobaczyła uśmiechniętego i przystojnego młodzieńca.
Nie mogli się doczekać swoich spotkań w internecie. Ilona wspomina, że przed każdym spotkaniem była tak podekscytowana, z motylami w brzuchu, jakby była na prawdziwej randce. Potrafili rozmawiać ze sobą całymi nocami. Z dnia na dzień przywiązywali się do siebie coraz bardziej. – Naprawdę czułam, że jestem zakochana przez internet. Ilona uświadomiła również rodziców, że poznała chłopaka, którego bardzo polubiła. Był tylko jeden problem, mały szczegół – Robert mieszkał w Nowym Jorku, Ilona w Toruniu.
Na pierwsze spotkanie na warszawskim Okęciu pojechała ze swoim tatą dla ochrony, na wypadek gdyby rzeczywistość okazała się inna od wirtualnej. Nie okazała się. Wręcz przeciwnie, dziś Robert twierdzi, że właśnie podczas tamtego pierwszego spotkania na lotnisku pojawiła się miłość, już nie tylko przyjaźń. Później przyleciał na osiemnastkę Ilony, potem studniówkę. Starał się być z nią w każdym ważnym momencie. Jednak spotkania „w realu” dzieliły miesiące. Każdego 5. dnia miesiąca dostawała bukiet kwiatów – tak obchodzili swoje „miesięcznice”. Okęcie kojarzyło się Ilonie z radością powitań i smutkiem pożegnań.
Nie mogli się doczekać swoich spotkań w internecie. Ilona wspomina, że przed każdym spotkaniem była tak podekscytowana, z motylami w brzuchu, jakby była na prawdziwej randce. Potrafili rozmawiać ze sobą całymi nocami. Był tylko jeden problem, mały szczegół – Robert mieszkał w Nowym Jorku, Ilona w Toruniu"
Rodzice zgodzili się, że jak zda maturę, może starać się o wizę turystyczną. Ilona śmieje się, że była praktycznie idealną kandydatką do odrzucenia wniosku wizowego. Młoda dziewczyna po szkole, bez zobowiązań w kraju, bez kontaktów w Ameryce. A jednak jakimś cudem dostała wizę. Po odebraniu świadectwa maturalnego pakowała walizki do Ameryki.
Spędzili ze sobą pół roku, bo tyle mogła zostać. Nie chciała zostawać nielegalnie. Jednak do kraju wróciła już z pierścionkiem zaręczynowym. Kolejne półtora roku to narzeczeństwo przez telefon, internet, tęsknota i przygotowania pełną parą do ślubu. Po ślubie kościelnym w Polsce – znowu rozłąka. Zmieniły się przepisy i sprawę imigracyjną Ilony mąż musiał kontynuować w Ameryce. To było 10 długich miesięcy. Wreszcie doszło do ostatecznej rozmowy o zieloną kartę w ambasadzie w Warszawie. Podczas gdy Ilona udowadniała w ambasadzie, że są prawdziwym małżeństwem z miłości, jej mąż lądował na Okęciu. Po czterech latach od zawarcia znajomości, młoda para nareszcie mogła być razem bez żadnych przeszkód. W tym roku minie już dziesięć lat od ich ślubu, a owocem miłości jest dwuletnia córka. W zeszłym roku przeprowadzili się z Long Island do Chicago.
Jeden profil, dwie miłości
Czy współczesne portale randkowe działają? Oczywiście – odpowiada 30-letnia Natalia. Osobom żyjącym w amerykańskiej rzeczywistości, zajętym szkołą i pracą, po całym dniu nie chce się nawet wyjść do klubu czy baru. Na portalach takich jak match.com mogą przeglądać setki profilów i filtrować potencjalne miłości swojego życia według pochodzenia, religii, wykształcenia itp. W przypadku Natalii i jej siostry bliźniaczki Angeliki słowem-kluczem było „Polish”.
Cztery lata temu 26-letnie wówczas bliźniaczki uznały, że mieszkając z rodzicami w podmiejskim Des Plaines nigdy nie znajdą sobie chłopaków. Postanowiły więc przeprowadzić się na swoje. Sprawy sercowe nigdy nie zajmowały u nich pierwszego miejsca. Zawsze była nauka i praca. Jednak minęły studia, a dziewczyny dalej same. Wówczas Angelika postanowiła zapisać się do serwisu randkowego match.com. Była wtedy jakaś weekendowa promocja. Już parę dni później do Angeliki uśmiechnęło się szczęście. Od wiadomości, przez telefon, do pierwszej randki, coś zaiskrzyło i znalazła miłość swojego życia. A że członkostwo wykupiła na trzy miesiące, Natalia stwierdziła, że szkoda byłoby zaprzepaścić inwestycję. Nie czekając długo wymieniła zdjęcie siostry na swoje i zaczęła korzystać z jej profilu. Śmieje się, że gdy otrzymała ofertę randki na kręgielni, zorientowała się, że w profilu siostry, która uwielbia kręgle, nigdy nie uaktualniła swoich danych – a Natalia kręgli nie cierpi.
Natalia nie miała takiego szczęścia jak siostra. Minął miesiąc, dwa, w końcu dziesięć, lecz żaden „match” nie wydawał jej się odpowiedni. W końcu przestała zaglądać na portal. Jednak gdy zorientowała się, że z karty kredytowej co miesiąc ściągana jest opłata za członkostwo, postanowiła po raz ostatni wejść na portal, zanim pożegna się z wirtualnym randkowaniem i wykasuje swoje dane. Nagle zainteresował ją jeden profil. Linijka po linijce, zdjęcie po zdjęciu – okazało się, że był to bardzo interesujący chłopak. Na dodatek urodzony tutaj Polak, bo tylko Polacy wchodzili w rachubę. Punkt po punkcie Grzegorz wpasowywał się w listę wszystkich wymagań Natalii. Wkrótce zaczęli się spotykać, a po niecałym roku Grzegorz poprosił ją o rękę.
Natalia twierdzi, że z „matcha” korzystają osoby, które o związku myślą poważnie i wiedzą, czego chcą. Natalia znalazła czego szukała. Szczęśliwym małżeństwem z Grzegorzem są od półtora roku, a sześć miesięcy temu rodzina powiększyła się o syna, Józia. Zaś jej siostra Angelika, która użyczyła Natalii swojego profilu, za swojego „matcha” wychodzi w czerwcu.
Trzy szczęśliwe pary tegoroczne walentynki spędzą kameralnie, ale w świetnym bo swoim towarzystwie. Jeśli ty walentynki spędzasz sam, pamiętaj, że miłość niejedno ma imię. Jedno z nich może kończyć się na .com
Joanna Marszałek
[email protected]