Od dzieciństwa uczono mnie, żeby nigdy do nikogo nie zwracać się wykrzyknikiem „ej!”, bo to bardzo niekulturalne i niegrzeczne. Kiedy zatem ostatnimi dniami przeczytałem informację o tym, że w Rzymie pojawiły się dziesiątki antypapieskich plakatów zatytułowanych: „Ej, Franek! Gdzie jest twoje miłosierdzie?”, pierwszą myślą było: „Co za wyjątkowe chamstwo i całkowity brak kultury!”. Póki co nie wiadomo, kto stoi za całą akcją, jednak kimkolwiek jest ów ktoś, zasługuje na najwyższą naganę.
Franciszek jest od pierwszych chwil swojego pontyfikatu wyjątkowo ostro krytykowanym papieżem. Już sam fakt, że urodził się i wychował na południowej półkuli, w Argentynie, a nie w Europie, był dla pewnego kręgu ludzi prawdziwym policzkiem. To nic, że pochodzi z rodziny włoskich emigrantów, nie był jednak typowany jako ktoś szczególnie oczekiwany jako biskup Rzymu. Jego zdecydowana postawa w obronie biednych, bezrobotnych i uciskanych, prostota w byciu, bezpośredniość i samo imię Franciszek, które obrał w chwili ogłoszenia wyboru, przyjmowane były z niesmakiem. A cóż dopiero powiedzieć, kiedy zaczął stopniowo odchodzić od watykańskich salonów, idąc konsekwentnie w kierunku prostoty i zwyczajności życia pośród ludzi, będąc bliskim ich codzienności? Media od samego początku ten podział opinii potwierdzały i pogłębiały. Nie ukrywam, że sam długo, bo blisko dwa i pół roku, zmagałem się z trudną akceptacją stylu obecnego pontyfikatu i samego papieża Franciszka. Działo się to dlatego, że go po prostu nie znałem i nie robiłem nic w kierunku poznania osoby Jorge Mario Bergoglio, karmiłem się jedynie tym, co wyczytałem w medialnych komentarzach lub czytając wyrwane często z kontekstu słowa papieża. Do czasu. Na całe szczęście! Cieszę się, że dzisiaj jest inaczej, że moje zdanie o następcy Świętego Piotra uległo całkowitej zmianie. Dzisiaj czytam nie tylko jego osobę, ale cały styl jego bycia i każde słowo, które wypowiada oficjalnie i mniej oficjalnie, zupełnie w innym kluczu. Jako rzymski katolik i prezbiter Kościoła, odczytuję Franciszka jako prawdziwy dar Boga na dzisiejsze czasy.
Tak się składa, że osiem lat życia spędziłem, mieszkając zaledwie trzy minuty od placu św. Piotra w Rzymie. Z okna mojego pokoju widziałem okna apartamentów papieskich. Czas moich studiów i życia w międzynarodowej wspólnocie zakonnej mojego zgromadzenia przypadał na ostatnie trzy lata życia i pontyfikatu św. Jana Pawła II i pięć lat pontyfikatu Benedykta XVI. Będąc dosyć bacznym obserwatorem życia Kościoła, żyjąc w samym jego sercu, mogłem doświadczyć prawdy o tym, że Kościół jest święty, ale tworzą go grzeszni ludzie. Także w kościelnych dykasteriach można było spotkać ludzi autentycznie wierzących, dla których misja w sercu Kościoła jest prawdziwą służbą, spotkać można było też, niestety, karierowiczów. Zło zawsze i wszędzie swoimi mackami chce omotać człowieka i kusząc go możliwością posiadania, wzbogacania się, władzą, kierowaniem innymi oraz przyjemnością bycia kimś wyjątkowym, zwodzi go i powoduje, że człowiek traci swoje pierwotne ideały i staje się kimś, kim nie chciał być wcześniej. O takiej działalności Złego można przeczytać już w Ewangelii. Nie dziwi więc, że atakuje też z powodzeniem ludzi zaangażowanych w Kościele. Ostatnie lata życia św. Jana Pawła II były naznaczone głośnymi spekulacjami na temat rezygnacji starego i chorego papieża, dla rzekomego dobra całego Kościoła. Wybór i pontyfikat Benedykta XVI, bardzo nie na rękę wielu ludziom, ze względu na „pancerny” styl myślenia papieża, jego wierność tradycji i szczerą miłość do Boga i Kościoła, wywołały bolesne dla niego ataki z różnych stron. Oskarżanie papieża choćby tylko o grzech i zło pedofilii wśród duchownych sadzało go na ławie oskarżonych. Ośmieszenia i uderzenia były wyjątkowo zajadłe, a mimo tego niewielu było takich, którzy potrafiliby merytorycznie uzasadnić swoje poglądy i postawę ze względu na wybitny intelekt papieża oraz jego wielką pokorę. W końcu bardzo osobista decyzja o abdykacji stała się nie tylko powodem plotek, ale także była zupełnie nieoczekiwanym ruchem, krzyżującym plany przeciwników. I nie można ukryć prawdy, że źródła tego zła, rozbijającego jedność w całym Kościele i świecie, znajdują się często w bezpośredniej bliskości celu.
Wybór Franciszka to kolejny twardy orzech do zgryzienia i cios dla pewnej grupy. Papież z Argentyny dość szybko okazał się niewygodny dla wielu. Wierzę jednak w to, że Pan Bóg, który jest ponad wszystkim, pokazuje, że na tej prawdziwej wojnie duchowej, która trwa, potrzebny jest na nowo front, w którym Kościół wybiera oręż ubóstwa. Miłosierdzie wobec najbiedniejszych ludzi, z marginesu społecznego, bezrobotnych, uchodźców. Jasna postawa zakasania rękawów i pochylenia się nad szeroko rozumianą biedą, przy jednoczesnej rezygnacji z posiadania i bogacenia się, próżnego karierowiczostwa. Taki kierunek jest naprawdę niewygodny. A jeśli dochodzi do tego totalna reorganizacja struktur zarządzania, wiążąca się z oczyszczeniem tego, co narosło przez lata, to zupełnie jasne są próby ośmieszenia Franciszka wraz z prostacką metodą krytykanctwa, którą obrano ostatnimi dniami w Rzymie.
Wobec takich bądź co bądź bolesnych ciosów ujmuje mnie spokój papieża. „Ej, Franciszku! Wprowadziłeś zarząd komisaryczny w kongregacjach, usunąłeś księży, sprawiłeś, że poleciały głowy w Zakonie Kawalerów Maltańskich i u franciszkanów Niepokalanej, zignorowałeś kardynałów. Gdzie jest twoje miłosierdzie?”. Gdzie? Autorzy kampanii pomyśleli najwyraźniej o sobie i obronie swoich racji, nie widząc, że miłosierdzie rozlewa się wokół, na każdego, kto pokornie uzna stan swojego życia i odnajdując miłosierdzie, będzie dążył do przemiany swojego życia i sam stawał się miłosierny dla innych. Antypapieskie nastroje nie są niczym nowym. Osobiście staję po stronie Piotra, bo wierzę, że on sam twardo stoi po stronie Jezusa Chrystusa. Dlatego, Franciszku, odbudowuj dalej Kościół i świat!
ks. Łukasz Kleczka
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. Od 2011 roku przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana.
fot.Giorgio Onorati/EPA
Reklama