Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 01:34
Reklama KD Market

Historia pewnej bezinteresownej miłości

W poniedziałek, 9 stycznia, po 30-godzinnej podróży, Helena Kmieć i Anita Szuwald dotarły do miasta Cochabamba w Boliwii. Pełne energii młode wolontariuszki, należące do organizacji Wolontariat Misyjny Salvator prowadzonej przez polskich salwatorianów, zdecydowały, że w tym odległym miejscu świata chcą przez pół roku pomagać w przedszkolu ochronce prowadzonej przez polskie siostry służebniczki. Radość z rozpoczynającej się misji dokumentowały opisami i zdjęciami na facebookowym fanpage’u. I pewnie nikt prócz bliskich i przyjaciół oraz wąskiego grona znajomych nie wiedziałby o ich bezinteresownej służbie innym ludziom, gdyby nie zabójstwo 25-letniej Heleny, które brutalnie przerwało jej życie, wstrząsnęło społeczeństwem i pozostawiło pytania, na które trudno znaleźć odpowiedź.

Czy to wszystko potrzebne? Jaki sens mają takie wyjazdy? Czy nie lepiej robić coś dobrego bliżej domu, gdzie jest bezpiecznie i spokojnie? Te i podobne pytania cisną się na myśl wielu osobom, kiedy obserwują decyzje młodych, by w życiu nie siedzieć z założonymi rękami, ale wziąć się za konkretne działanie. Przykładem takiego działania jest wolontariat. Zapytałem licealistów w Chicago, jak to rozumieją. Nie musiałem długo czekać na prawidłową odpowiedź. Wolontariat to bezinteresowna pomoc, służba, wyraz miłości względem drugiego człowieka, który jest w potrzebie. Okazuje się, że kilkunastu moich uczniów podejmuje różnego rodzaju wolontariaty, a wielu chciałoby, po usamodzielnieniu się, wybrać się na misyjne szlaki pomocy. I nawet śmierć do niedawna jeszcze nieznanej im koleżanki z Polski nie przeraża ich, a wręcz mobilizuje, bo przecież „do odważnych świat należy”.

Helena Kmieć od 18. roku życia uczestniczyła w nowo powstałej organizacji apostolskiej. Samo jej powołanie do życia było odpowiedzią na głosy młodych, którzy idąc w przeciwnym kierunku do wygodnego stylu życia, proponowanego w konsumpcyjnie i egoistycznie nastawionym świecie, chcą czegoś więcej. Ci młodzi potrafią się poświęcać i iść na całość. W czasie spotkań rejonowych i ogólnopolskich uczą się, że praca na terenach misyjnych może być niebezpieczna, że wymaga odwagi i poświęcenia. Słuchają rad i doświadczeń misjonarzy, poznają kulturę krajów misyjnych, a przede wszystkim uczą się szkoły ewangelizacji, zapatrzeni w Jezusa Chrystusa, podejmują jego wezwanie, by iść na cały świat. To prawdziwi zapaleńcy. Kształcący się na różnych kierunkach uniwersyteckich, korzystają ze zdobywanej wiedzy. Otwarci na świat i różnorodność ras, kultur, religii. Helena, zanim zdecydowała się na Boliwię, była już wcześniej na Węgrzech, w Zambii i Rumunii. Teraz też mogła być misja w Zambii, coś jednak pokierowało ją w stronę Ameryki Południowej. Zanim wyjechały, obie wolontariuszki zbierały pieniądze na ten cel. Na różnych kiermaszach świątecznych rozprowadzały kartki, pierniki, aniołki. Wszystko po to, by móc pojechać, nie obciążając tym wyjazdem nikogo. Wolontariat jest przygodą życia. Jest też szkołą samego siebie. To najlepsze miejsce, gdzie człowiek może poznać siebie i swoją relację do drugiego. W tym wszystkim pomaga mu żywa wiara w Boga i Bogu. Helena naprawdę kochała Pana Jezusa. Przyjmowała swoje życie jako dar od Boga i sama takim darem była dla innych. Tak ją wszyscy wspominają. Jako dar. Nie wstydziła się swojej miłości do Pana, także wtedy, gdy stojąc z grupą młodych na dworcu kolejowym we Wrocławiu, śpiewała swoim anielskim głosem: „Słuchaj Izraelu, Pan jest twoim Bogiem, Pan jest jedyny!”.

Była osobą nietuzinkową. To także ze wspomnień jej przyjaciół. Ta nietuzinkowość, ciepło, talent, odwaga i zwyczajność tworzą jej piękny, duchowy portret. W jednym ze świadectw czytam, że „kochała ludzi. Miała chroniczny niedobór snu, bo zawsze wybierała bycie wśród ludzi. Zamiast odpoczywać, robiła miliony rzeczy”. I jeszcze to, że potrafiła biegle mówić wszystkimi językami miłości. Trudno bowiem życie i pasję takich ludzi jak Helenka zrozumieć bez miłości.

Czy jej wyjazd do Boliwii miał sens? Czy wolontariat misyjny młodych ludzi ma sens? Tak! Ma wielki i głęboki sens! Helena Kmieć stała się kimś, kto potwierdza ten fakt swoim życiem i śmiercią. I mam wrażenie, że nie zniechęca, ale przeciwnie: daje odwagę i budzi do działania. Papież Franciszek mówił młodzieży świata (i nie tylko młodzieży) w Krakowie: „Nie przyszliśmy na świat, aby wegetować, aby wygodnie spędzić życie, żeby uczynić z życia kanapę, która nas uśpi; przeciwnie, przyszliśmy z innego powodu, aby zostawić ślad. To bardzo smutne, kiedy przechodzimy przez życie, nie pozostawiając śladu. A gdy wybieramy wygodę, myląc szczęście z konsumpcją, wówczas cena, którą płacimy, jest bardzo i to bardzo wysoka: tracimy wolność (…) Jezus jest Panem ryzyka, tego wychodzenia zawsze „poza”. Jezus nie jest Panem komfortu, bezpieczeństwa i wygody. Aby pójść za Jezusem, trzeba mieć trochę odwagi, trzeba zdecydować się na zamianę kanapy na parę butów, które pomogą ci chodzić po drogach, o jakich ci się nigdy nie śniło, ani nawet o jakich nie pomyślałeś, po drogach, które mogą otworzyć nowe horyzonty, nadających się do zarażania radością, tą radością, która rodzi się z miłości Boga, radością, która pozostawia w twoim sercu każdy gest, każdą postawę miłosierdzia”. Życie Heleny, Anity i setek młodych ludzi potwierdza te słowa.

Czy zatem bezinteresowna miłość i poświęcenie mają przyszłość w tym groźnym i brutalnym świecie? Oczywiście, że tak! Wierzę, że Helenka Kmieć już jest dla wielu i będzie jeszcze bardziej żywą patronką odważnych decyzji, by kochać bezinteresownie każdego.

ks. Łukasz Kleczka

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. Od 2011 roku przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana.

kleczka

kleczka

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama