Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 01:55
Reklama KD Market

Stracona wizja

Gdy przed laty powstawała Unia Europejska i gdy dotarła potem do takiego poziomu integracji, iż przestały w zasadzie istnieć wewnętrzne granice państwowe, a ludzie zaczęli posługiwać się wspólną walutą, wydawało się przez pewien czas, iż Stary Kontynent dokonał niebywałego i niezwykle optymistycznego przełomu. Zanosiło się na to, że wreszcie zerwana zostanie wielowiekowa tradycja, zgodnie z którą Europa to kontynent anachronicznych, nieco nacjonalistycznych i zamkniętych w sobie państw, między którymi prędzej czy później dochodzi do tarć prowadzących nieuchronnie do wojen. Wizja Europy otwartej, choć oczywiście nadal podzielonej na odrębne nacje, była kusząca i obiecująca, mimo nieustannych narzekań ze trony eurosceptyków.

Dziś wszystko to zdaje się zmierzać ku upadkowi, który w tym przypadku oznacza wykonanie wielu kroków wstecz i powrót do niezbyt chlubnej przeszłości. Europa z wolna pogrąża się w fali taniego populizmu. Jego polityczni piewcy obiecują ludziom raj na ziemi i grożą przez najazdem "obcych" oraz rzekomo katastrofalnymi następstwami globalizmu. Okazuje się, że wystarczy dać wyborcom jakieś tam pieniądze, obciąć kilka podatków i odwołać się do ich patriotyzmu, by nagle żmudne dzieło integracji zostało zmarnotrawione.

Populiści brytyjscy spowodowali rozwód Londynu z resztą Europy. Prawicowa populistka francuska, Marine Le Pen, może w kwietniu tego roku zostać nowym prezydentem kraju, co – jak twierdzą niektórzy – będzie ostatecznym zwiastunem rozpadu Unii. W Niemczech partia populistów ustawicznie zyskuje na popularności. Natomiast obecne rządy Polski i Węgier już od dawna wiosłują zawzięcie w kierunku zaściankowego, bogoojczyźnianego modelu państwowości.

Wszystkim tym siłom przybył oczywiście nowy sojusznik, choć na razie nie wiadomo, czy będzie to sprzymierzeniec realny, czy też pozorny. Donald Trump wygrał wybory na mocy licznych obietnic, których dotrzymanie może okazać się niezwykle trudne, choć nie ma to już większego znaczenia. Jego wizja Ameryki jest niemal złowróżbna i zakłada postępującą izolację kraju od reszty świata. Hasło "America First" jest być może w pewnych kręgach ponętne, ale w gruncie rzeczy zwiastuje powrót do doktryn, których próbowano już w historii USA bez większego powodzenia.

Nikt nie jest w stanie przewidzieć, czy obecna moda na populizm i narodowy izolacjonizm to tylko zjawisko przejściowe, czy bardziej trwałe. Populiści straszą nas nieustannie globalizmem, tak jakby został on w jakiś sposób stworzony przez polityków i tzw. elity rządzące. Jednak w gruncie rzeczy jest to naturalna konsekwencja postępu technologicznego i przemian demograficznych. Tego nikt nie jest w stanie wyeliminować. Jedyną inną możliwością jest udawanie, że tak naprawdę świat w XX wieku za bardzo się nie zmienił i że należy powrócić do anachronizmów, które przyniosły nam dwie wojny światowe.

Być może wizję otwartego społeczeństwa globalnego da się przynajmniej częściowo zachować. Na razie jednak szanse na to wydają się być dość odległe.

Anrzej Heyduk

fot.Patrick Seeger/EPA
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama