Amerykańskie ubikacje a polonijne kible
Pokaż mi ubikację, a powiem ci w jakim kraju jestem – przypomniałem sobie sikając w polonijnej restauracji w Nowym Jorku, a ściślej na Greenpoincie. Bo nie mogłem uwierzyć, że jestem w pępku Ameryki, gdzie byle jaka stacja benzynowa na zad...u ma lepiej utrzymaną toaletę...
- 01/13/2012 01:41 AM
Pokaż mi ubikację, a powiem ci w jakim kraju jestem – przypomniałem sobie sikając w polonijnej restauracji w Nowym Jorku, a ściślej na Greenpoincie. Bo nie mogłem uwierzyć, że jestem w pępku Ameryki, gdzie byle jaka stacja benzynowa na zad...u ma lepiej utrzymaną toaletę niż polonijny lokal na Brooklynie. I nie chodzi tu o sztuczne odświeżacze powietrza (chociaż dlaczego nie?), ale jedynie o czysty pisuar i papier toaletowy.
Więc tak sikałem do tego brudnego pisuaru na Greenponcie, w polonijnej knajpie (bo to już przestała być dla mnie restauracja) i myślałem o polskich dworcach kolejowych z czasów komuny, które były sztandarem systemu, i o instytucji babć klozetowych – twarzach tejże.
Ale wcale nie myślałem z rozżewniem, a raczej z niesmakiem i obrzydzeniem, i przyznam się – odechciało mi się schabowego z frytkami w tym lokalu, wchodząc do którego myślałem, że jest restauracją, a zamykając za sobą drzwi do ubikacji - okazał się zatrzymaną w czasie Polską lat siedemdziesiątych. Chyba, że dla właścicieli wówczas przybyłych z Konina czy innego Szczecina do USA tak ciągle wyglądają standardy, bo innych nie znają. (Nazwa restauracji do wiadomości redakcji).
Zorro
Materiały nadsyłane do Polonijnego Blogowiska prezentują poglądy ich autorów. Redakcja nie identyfikuje się z ich zawartością.
Reklama