Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 01:55
Reklama KD Market

Czas przecieków



W Unii Europejskiej trwa akurat sezon wyborczy. Nikt się tym nie pasjonuje, poza bezpośrednio zainteresowanymi i kibicującymi im mediami, czemu się zresztą trudno dziwić. Wiadomo przecież, że „wspólnotowe” instytucje, choć niewiarygodnie drogie i rozbudowane, to fasady, a decyzje polityczne podejmują przywódcy unijnych państw, na czele z kanclerz Niemiec.

Mimo to walka o trzy najwyższe unijne stołki jest zawzięta, bo to nie tylko fantastyczne synekury – przewodniczący unijnych instytucji zarabiają jak prezesi wielkich banków i mają iście bizantyjskie dwory – ale także wpływ na redystrybucję ogromnych pieniędzy. Szczególnie dotyczy to stanowiska przewodniczącego Komisji Europejskiej. Przygotowywane przez nią eurodyrektywy przepompowują miliardy euro z kieszeni podatników do wielkich graczy światowej gospodarki i finansów pod pretekstem ekologii, polityki surowcowej i energetycznej, ochrony europejskich miejsc pracy, dofinansowywania europejskiego eksportu i tak dalej.

Z punktu widzenia prostego obywatela taki sezon jest o tyle ciekawy, że w zgodnej na co dzień mafii pojawiają się konflikty na tyle silne, iż jedni zaczynają na drugich „sypać”. I tak właśnie przydarzyło się z Jeanem-Claudem Junckerem, byłym premierem Luksemburga, a obecnie kończącym swą kadencję szefem Komisji. Nigdy nie pisałem o nim inaczej niż per „stary przekrętacz”, ale dopiero w ramach porachunków między europejskimi „socjaldemokratami” a „chadekami” (biorę nazwy politycznych klanów w cudzysłów, bo te identyfikacje są już od wielu lat czysto umowne) europejskie media puściły farbę o sprawach, które niby nie są tajemnicą, ale mocą politycznej europoprawności nie wolno było ich zauważać.

Konkretnie ze zmowy milczenia wyłamał się brytyjski „Guardian”, pismo lewicowe. No, ale też opublikowane przez nie sensacje uderzyły w „chadeków”, którzy rozbuchali się tak bardzo, że wymówili dotychczasowy podział z „socjaldemokratami” i próbują zgarnąć całą pulę – stanowiska przewodniczących europarlamentu, Komisji i Rady Europejskiej – którą dotąd się oba klany dzieliły.

Przypomniano więc, że Jean-Claude Juncker był organizatorem i wieloletnim patronem procederu wyprowadzania przez koncerny zysków spod opodatkowania w krajach członkowskich. To między innymi dzięki niemu Luksemburg jest od lat gigantyczną pralnią pieniędzy, pozwalającą koncernom przeznaczać zyski na nowe gulfstreamy dla prezesów zamiast na okrzyczaną „sprawiedliwość społeczną” i „europejską solidarność”, z której unijni przywódcy są tak bardzo dumni i tak chętnie pouczają w tej kwestii innych, a już Polskę zwłaszcza.

W sumie to, co ujawniła europejska lewica, żeby dopiec „chadekom”, to i tak przysłowiowy pikuś. Wiadomo, że istotą problemu nie jest obłuda jednego polityka – fakt, szczególnie żałosnego – który latami co innego gadał, a co innego robił, blokując zakulisowo wszelkie działania, które mogłyby poprawić „ściągalność podatków” na terenie Unii. Istotą problemu jest chora konstrukcja unijnego „superpaństwa”, które nie potrafi spełnić żadnych oczekiwanych przez Europejczyków zadań. Jest natomiast gigantycznym pasożytem, hubą wysysającą soki z gospodarki kontynentu i kolonialną strukturą obezwładniającą państwa narodowe, zwłaszcza te nowo wcielone, by otworzyć je na eksploatację i, trzeba użyć tego niemodnego słowa, wyzysk korporacji i banków mających swe korzenie w krajach „starej Unii” i żyjących w symbiozie z partyjnymi nomenklaturami oraz eurokracją.

Uboczną ciekawostką jest to, czy „chadekom” uda się wziąć wszystkie trzy wspomniane stanowiska, czy jednak będą musieli oddać jedno „socjaldemokratom” – bo w tym ostatnim wariancie jest oczywiste, że tym, który poleci, będzie Donald Tusk.

Rafał A. Ziemkiewicz
twitter.com/R_A_Ziemkiewicz
www.facebook.com/rziemkiewicz
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama