Boże Narodzenie, święta tak bardzo wyczekiwane (podobno), stosunkowo szybko się skończyło. Wspominana wiele razy komercjalizacja tych świąt powoduje, że w bogatym świecie ich „celebrowanie” w sklepach i marketach rozpoczyna się wcześnie, ale też zaraz, kilka dni po świętach, wielu ludzi o nich już nie pamięta. Z Nowym Rokiem rozpoczyna się karnawał i jeszcze tylko spotkania opłatkowe przypominają o świątecznej tradycji. Wielka szkoda. Zauważam, że ja sam także, z roku na rok, śpiewam coraz mniej kolęd, łapiąc się na tym, że zapominam tekstu kolejnych zwrotek. Nawet mniej kolęd słucham. Bożonarodzeniowe dekoracje też jakoś szybciej zaczynają nużyć i będzie je trzeba wcześniej posprzątać. Patrząc na to wszystko nieco pesymistycznie, chciałbym jednak jakoś tę zeświecczaną nieco tradycję obudzić. Przywrócić Bożemu Narodzeniu jego właściwe miejsce i naturalny blask.
Kupiłem przed laty w małym sklepiku w Rzymie figurkę uśmiechniętego Dzieciątka Jezus, wytwarzanego z gliny, rękami Małych Sióstr Jezusa. Figurka jest tak mała, że mieści się w dłoni. Wiele takich figurek sprezentowałem ludziom, którzy nie ukrywali wielkiej radości z tego prostego, bardzo skromnego daru. Figurka ta od wielu lat jest dla mnie inspiracją. Swoją prostotą, zwyczajnością, uśmiechem małego Jezusa i otwartymi rączkami budzi moje najpiękniejsze uczucia. A jeszcze towarzysząca temu świadomość, że „produkują” ją bardzo zwyczajne siostry zakonne, żyjące prawdziwie ubogo, wśród ludzi ubogich, na wzór domu Świętej Rodziny z Nazaretu, dodaje uroku i serdeczności. Bynajmniej jednak nie o tkliwość mi chodzi.
Boże Narodzenie i tygodnie, które rozpoczynają te święta, według liturgii trwają zaledwie do niedzieli Chrztu Pańskiego, zaś według dawnej tradycji – do dnia 2 lutego. Jest to czas, który zaprasza do zwyczajnej i prostej radości. Nieskomercjalizowanej, a w ten sposób bezcennej. Trzymając w dłoniach figurkę Dzieciątka Jezus, myślę sobie o tym, jak bardzo często sami komplikujemy sobie rzeczywistość. Narzekając i utyskując, trudno znaleźć choć odrobinę radości. A przecież już sam śpiew kolęd, niegdyś tak bardzo popularny i lubiany, jest opowiadaniem całej historii i przekazaniem duchowej głębi Bożego Narodzenia. Kiedyś ksiądz na spowiedzi zadał mi na pokutę zaśpiewanie kolędy. „Tak u siebie w pokoju, dla Pana Jezusa”. Nie ukrywałem zdziwienia, wszak nie był to okres kolędowy. Szybko zrozumiałem jednak sens i wartość tego zadania. Bo nie było ono jedynie czymś bezmyślnym, ale sprowokowało refleksję na temat prostoty życia, pokory i ubóstwa. Śpiewając kolędy, staję się bohaterem wydarzenia, o którym właśnie opowiadam. A to pokazuje mi, czy potrafię być szczęśliwy, czy nie. Czy cieszy mnie coś, co proste i zwyczajne, czy raczej potrzebuję silnych i wyjątkowych bodźców do tego, by się ucieszyć. Tak naprawdę dopiero wtedy czuję się bardziej wolny i otwarty na świat wartości, których nie da się fizycznie wymierzyć ani wycenić, kiedy mam do dyspozycji środki ubogie, co nie znaczy bynajmniej „dziadowskie”.
Kiedyś w niektórych rejonach Polski chodzili kolędnicy. Z gwiazdą betlejemską, od drzwi do drzwi pukali, śpiewając kolędy i otrzymując coś w zamian. Jakiś czas temu pojawiły się także Orszaki Trzech Króli, zapoczątkowane niewinnie od szkolnych jasełek, które postanowiono przenieść na ulice Warszawy. Dzisiaj stają się dobrze przygotowanym wydarzeniem w wielu miastach Polski i za granicą, także w Chicago, gdzie orszak idzie z kościoła św. Ferdynanda do św. Władysława. Te uliczne jasełka nie ograniczają swojej widowni do grupy ludzi, którzy chcą w nich uczestniczyć. Są swoistą prowokacją dla każdego, kto akurat spotka to wydarzenie na swojej drodze. Jest jedną z nowych form ewangelizacji, która odważnie wychodzi na zatłoczone ulice miast. Papież Franciszek tak skomentował to dzieło: „Uczestnicząc w nich i kierując do spotkanych ludzi pozdrowienie świętego Franciszka: «Pokój i dobro», przypominajcie wszystkim, że Jezus narodzony w Betlejem jest obecny w świecie, jest blisko nas, przynosi nam zbawienie, pragnie zamieszkać w sercu każdego człowieka”. To znowu słowa prostego przesłania, którego jednak bardzo potrzebuje współczesny człowiek.
Jak zachować Boże Narodzenie w sercu i myśli, kiedy świat konsumpcji biegnie już ku następnym świętom? – takie pytania stawiają sobie także w Ameryce. Może właśnie warto zachować i kultywować świętowanie Bożego Narodzenia, idąc częściej na mszę do kościoła, słuchając i śpiewając kolędy, mając wciąż w domu świąteczne dekoracje, uczestnicząc w jasełkach czy Orszaku Trzech Króli? A także nie rezygnować ze spotkań rodzinnych i przyjacielskich, by siedząc przy cieple rozświetlonej choinki, budować serdeczne relacje, na które coraz częściej brakuje czasu.
ks. Łukasz Kleczka
Reklama