Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 10:31
Reklama KD Market
Reklama

Inauguracyjny blues



W dniu 20 stycznia odbędzie się inauguracja 45. prezydenta USA, Donalda Trumpa. Wszystko wskazuje na to, iż nie będzie to okazja do prezentowania sielankowego szczęścia Ameryki. Część oficjalna będzie oczywiście przebiegać niemal tak ja zwykle – dostojni goście, muzyka, modlitwy, śpiewy oraz zaprzysiężenie. Za kulisami dzieje się jednak wiele rzeczy, które sugerują, że nowy prezydent wystartuje do swoich rządów w dość dziwny sposób.

Po pierwsze, niektórzy zaproszeni goście stwierdzili, że nie chcą mieć z tym wydarzeniem nic wspólnego. Po drugie, zabraknie wielu sław estrady, które też nie chcą się obok i ku czci Trumpa pokazywać. Nawet niektórzy członkowie mormońskiego chóru z Utah postanowili, że wolą siedzieć w domu.

Wszystko to w niczym nie zmienia faktu, iż Trump stanie się prezydentem i pojedzie do Białego Domu, by zasiąść przy walizce z nuklearnymi kodami i zastanowić się, kiedy po raz pierwszy odpalić jakąś rakietę i w czyim kierunku. Amerykańska sukcesja władzy na szczęście znowu zadziała tak jak powinna, ale tym razem będzie miała dość niezwykły kontekst. Miliony ludzi deklarują, że nie zamierzają w żaden sposób obserwować waszyngtońskich uroczystości. Fascynujące mogą się okazać w tym świetle późniejsze dane na temat tego, jak wielu telewidzów oglądało inaugurację, a jak wielu wolało pójść na spacer. Obawiam się, że dane te nie będą zbyt pomyślne dla nowej administracji. Jednak taki bierny telewizyjny protest to nie wszystko.

Liczne organizacje zapowiadają na 20 stycznia uliczne protesty pod hasłem „Not My President”. Jedna z tych demonstracji ma się odbyć w okolicy Kapitolu, choć zapewne inauguracja będzie od niej szczelnie odgrodzona. A już na następny dzień przewidziany jest marsz kobiet na stolicę kraju, w którym udział może wziąć ponad 200 tysięcy ludzi. Będzie to tym samym największy protest przeciw obejmującemu władzę prezydentowi od niepamiętnych czasów.

Trump został legalnie wybrany nowym przywódcą USA i może to wszystko kompletnie zignorować. Jednak nawet jeśli tak zrobi w sensie publicznym, nie zmieni to w żaden sposób faktu, iż dojdzie do władzy jako jeden z najmniej popularnych polityków w historii USA, który wybory powszechne (bez mechanizmów związanych z Kolegium Elektorów) przegrał trzema milionami głosów.

Osobiście nie liczę ze strony Trumpa na żaden rozsądek. Nadzieje na to zostały już dawno pogrzebane w powodzi idiotycznych, bulwersujących wypowiedzi, obraźliwych komentarzy i totalnie lekkomyślnych „tweetów”. Nie wiem nawet, czy prezydent elekt w pełni zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo jego przeprowadzka do Białego Domu wynika z głosów mniejszości, a zatem jak wątłe jest jego poparcie już na samym starcie.

Zwykle gdy jakiś polityk wygrywa, ale wie, że jest „do tyłu”, stara się robić co tylko może, by pozyskać zaufanie tych, którzy na niego nie głosowali i w żaden sposób go nie popierali. Śmiem sądzić, że w przypadku nowego prezydenta USA o czymś takim nigdy nie będzie mowy. Jest to człowiek innego kalibru. Kalibru totalnego prezydenckiego narcyza.

Andrzej heyduH

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama