Skłamałbym mówiąc, że desperacka akcja PO i Nowoczesnej, którą w poprzednim felietonie nazywałem – w ślad za większością komentatorów – „ciamajdanem” jakoś wstrząsnęła Polską. Polska polityka uległa kompletnemu zablokowaniu, ale większości Polaków jest to głęboko obojętne. W sondażu CBOS ponad 60 proc. ankietowanych stwierdziło, że ich osobista sytuacja w mijającym roku uległa poprawie. W równoległym sondażu, jakie było najważniejsze wydarzenie polityczne ubiegłego roku, prawie połowa zakreśliła opcję – „nie wiem, nie interesuję się polityką”. Wśród pozostałych wygrały natomiast Światowe Dni Młodzieży i wizyta papieża Franciszka (ponad 20 proc.) i program 500+ (10 proc.) Zagrożenia dla demokracji, o których przez cały rok zdzierały gardła najbardziej wpływowe media, rzekome łamanie Konstytucji, Trybunał Konstytucyjny i pomruki Parlamentu Europejskiego oraz Komisji Europejskiej za istotne uznało zaledwie parę procent.
Lewicowo-liberalna część opozycji, rok temu przekonana, że stosując strategię „ulica i zagranica” zdoła szybko doprowadzić do destabilizacji państwa i przyśpieszonych wyborów, zagoniła się w groteskę. Będę tu bezlitosny i przypomnę zapowiedzi Wałęsy, Frasyniuka, Petru i „Gazety Wyborczej”: dwa miliony ludzi wyjdą wiosną na ulice, PiS-owcy będą „wyskakiwać oknami”, pięć-sześć milionów podpisze petycję o rozwiązanie Sejmu, a potem w przyśpieszonych wyborach wygra lista opozycji zjednoczonej pod sztandarem KOD. A jak wygra, to wszystkie akty prawne PiS uzna za nieważne i wszystkich wsadzi do więzienia, z szefami lokalnych klubów „Gazety Polskiej” włącznie.
Cóż, gdyby kto pytał, to posłowie Nowoczesnej i PO nadal okupują salę plenarną Sejmu, choć okupacja ta ma wymiar raczej kabaretowy – po prostu po kilka osób z każdej partii dyżuruje tam, przez nikogo nie niepokojone, robiąc sobie „selfiki” i nagrywając filmiki z napuszonymi odezwami lub szyderstwami. Wymieniają się często, by wpaść do zaprzyjaźnionej telewizji, zjeść obiad w restauracji i przespać się w sejmowym hotelu, a w wolnych chwilach – jak widać na ujawnionym nagraniu śledzących salę przemysłowych kamer – myszkują w pozostawionych w skrytkach pod pulpitami rzeczach posłów PiS, obfotografowując znalezione tam notatki i dokumenty. Ryszard Petru zapowiada – cokolwiek to sprzeczne jedno z drugim – że jego partia nie pozwoli na rozpoczęcie sesji Sejmu 11 stycznia i że złoży wniosek o samorozwiązanie Sejmu, a Grzegorz Schetyna straszy, że posłowie opozycji ogłoszą się sami jedynym legalnym parlamentem i podejmą uchwały unieważniające te przegłosowane przez PiS.
Nikt już tego cyrku nie traktuje poważnie, poza Jarosławem Kaczyńskim, który w poświątecznym wywiadzie dolał oliwy do ognia, nazywając „ciamajdan” zaplanowanym, przygotowanym przez opozycję „puczem”. Na zdrowy rozum, jeśli to pucz, to rząd powinien uruchomić siły policyjne i postawić puczystów przed sądem. Ale rząd raczej nie ma takiego zamiaru – Kaczyński podbechtuje tylko opozycję, by brnęła w radykalizm, w dużym poczuciu bezpieczeństwa, bo nastroje społeczne gwarantują dla takiego radykalizmu brak szerszego poparcia. I jeśli „puczyści” nie zostali jeszcze, jak to zapowiedział przewodniczący NSZZ „Solidarność” Piotr Duda, „nakryci czapkami” przez zwolenników „dobrej zmiany”, to dlatego, że ci ostatni wciąż czują się działaniami PO i Nowoczesnej raczej rozbawieni, niż zagrożeni.
Wydaje się, że narastanie tego absurdu obu stronom odpowiada – opozycji służy on do rozegrania wewnętrznego boju o przywództwo, a PiS konsoliduje swoich zwolenników i dyscyplinuje partię, aby się za bardzo nie rozleniwiła od sukcesów. Więc chyba niestety szybko się to nie skończy.
Rafał A. Ziemkiewicz
twitter.com/R_A_Ziemkiewicz
www.facebook.com/rziemkiewicz
Reklama