Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 23:31
Reklama KD Market

Totalny Postmodernizm



Pewnie już Państwo słyszeli ta nazwisko – Adam Mazguła. Jeśli nie, to znaczy, że nie jesteście Państwo w kursie. „Syn sapera”, jak sam się przedstawia, oraz były oficer tzw. ludowego wojska, co, mówiąc słowami piosenki, „widać, słychać i czuć”. W stanie wojennym porucznik, cieszący się nienaganną kartą służby i wysoko ceniony przez zwierzchników – „powierzone mu zadania wykonuje wzorowo”, „bez wątpliwości uznaje konieczność działań podjętych dla obrony socjalizmu” etc. – w czasach III RP bywał komendantem garnizonów, administrował w Iraku, aż uwieńczył karierę w wojsku stopniem pułkownika, na który awansował go Tomasz Siemoniak w ostatnich dniach rządu PO-PSL. Przez kilka lat sołtys Skorochowa pod Nysą, komendant opolskiego hufca ZHP (właśnie złożył rezygnację), w obejściu, sposobie wypowiadania się i argumentowania, klasyczny – przepraszam, ale tak to się dokładnie nazywało – peerelowski „trep”, z tych, którzy przed wizytacjami ganiali żołnierzy do malowania trawy na zielono.

Nieodparcie przywodzi na myśl stare anegdoty ze studium wojskowego i odsługiwania „zaszczytnego obowiązku obrony Ludowej Ojczyzny” w Szkole Podchorążych Rezerwy. Przede wszystkim zaś, od pewnego czasu – wschodząca gwiazda Komitetu Obrony Demokracji. Do mediów po raz pierwszy przebił się już kilka tygodni temu, gdy straszył władzę puczem wojskowym, czy wręcz sam do takiego puczu wzywał. Ale prawdziwą karierę zrobił w minionym tygodniu. Wygłosił płomienne przemówienie na manifestacji byłych funkcjonariuszy SB i MO, którym PiS odebrał właśnie sejmową ustawą przywileje emerytalne (dotąd, nie dość, że przechodzili na emerytury znacznie wcześniej, to na mocy prawa z 1993 roku mieli je kilkakrotnie większe od innych). Głośne stały się zwłaszcza jego słowa, że w stanie wojennym były może jakieś incydenty, ale „generalnie dochowano wtedy kultury”, ona sam bowiem „nie pamięta, by na ulicach coś szczególnego się wtedy działo” – zwieńczone pointą, że prawdziwy reżim to jest teraz.

Przemowa płk. Mazguły stała się tak głośna, że Mateusz Kijowski zaprosił go do podpisania apelu o „wypowiedzenie posłuszeństwa władzy”, którego to symbolicznego aktu chce dokonać opozycja 13 grudnia, w ramach ogłoszonego przez siebie „dnia wolności”. Na liście 13 sygnatariuszy apelu Mazguła sąsiaduje m.in. z Władysławem Frasyniukiem, aktorką Krystyna Jandą, od miesięcy wzywającą do czynnej walki z PiS, oraz jej kolegą po fachu Krzysztofem Pieczyńskim, heroldem skrajnego antyklerykalizmu (Kościół to organizacja przestępcza i „okupant”, polityk-katolik jest zdrajcą państwa etc.) powołujący się w wywiadach na przekazy jakie dostaje od kosmicznej jaźni i wieszczący „odradzenie siły księżycowej, którą Kościół tłumi od 2000 lat”.

Zestaw nazwisk był mocny, ale to właśnie o Mazgule najgłośniej – okazał się bowiem nie do przełknięcia nawet dla części antypisu. Co ciekawe, odcięło się od apelu, oprócz Nowoczesnej i części PO także SLD. Natomiast „legenda Solidarności”, Frasyniuk, bronił obecności Mazguły w komitecie, podobnie jak i Kijowski. W KOD, odwołującym się wszak do oporników i tradycji KOR, zapanowała konfuzja. Jak podaje Gazeta Wyborcza”, w Warszawie, Gdańsku i kilku innych miejscach urządzi on 13 grudnia po dwa marsze, jeden Kijowskiego z Mazgułą, a drugi jego zastępcy i rywala do przywództwa, Szumełdy.

Tak czy owak, dzięki wrzuconej w porę ustawie, osią rocznicowych manifestacji KOD 13 grudnia stała się de facto obrona ubeków i ich przywilejów. Znowu bezbłędnie zadziałała „klatka Kaczyńskiego”, o której tu niedawno pisałem.
A także fakt, że rok bez sukcesów sprawił, iż „totalna opozycja” zmieniła się w totalny… żeby się wyrażać, powiem uczenie – w totalny postmodernizm. A teraz to już mamy, rzekłbym, pożar w postmodernizmie.

Rafał A. Ziemkiewicz
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama