Przypadek sprawił, że dzień Wszystkich Świętych, w polskiej tradycji będący okazją do oderwania się od bieżących sporów i refleksji nad sprawami ostatecznymi, zbiegł się z polityczną groteską dotykającą tematów cmentarnych. Lewicowo-liberalna opozycja oraz sympatyzujące z nią media zareagowały bowiem istną histerią na decyzję prokuratury o przeprowadzeniu ekshumacji i sekcji zwłok ofiar tragedii smoleńskiej.
Prawo jest po stronie prokuratury. W sytuacji, gdy istnieje podejrzenie przestępstwa – a takie niewątpliwie w Smoleńsku istniało, i stwierdzenie takie nie oznacza bynajmniej wiary w „teorię zamachową”, bo bardziej prawdopodobne jest choćby przestępstwo niedopełnienia obowiązków służbowych – przeprowadzenie sekcji zwłok wszystkich ofiar było prawnym obowiązkiem. Poza tym nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, że jest to rutyna podczas każdej katastrofy komunikacyjnej – wiedza o tym, jakie obrażenia odniosła która z ofiar, w połączeniu z wiedzą o ich rozmieszczeniu w pojeździe jest istotną przesłanką do zrekonstruowania biegu wydarzeń.
Tymczasem władze polskie, po fatalnej w skutkach decyzji Tuska o wyborze jako podstawy prawnej załącznika do „konwencji chicagowskiej” i całkowitym oddaniu śledztwa Rosjanom, celowo zaniechały jakiegokolwiek niezależnego od komisji MAK wyjaśniania zdarzenia. A komisja MAK wyjaśniła wszystko na oko, przyjmując apriorycznie, że ani rosyjska technika, ani żaden Rosjanin winien być nie może, więc cała winę trzeba zwalić na nieżyjących polskich pilotów, dla uprawdopodobnienia znajdując pozory rzekomych nacisków ze strony głównego pasażera. Ta ostatnia teza odpowiadała zresztą politycznej potrzebie PO: Tusk, bojąc się, że wywołana tragedią fala współczucia wyniesie PiS do władzy, świadomie sięgał po każdy, najbrudniejszy nawet chwyt, by ofiary tragedii zohydzić.
Obecna decyzja o ekshumacjach, jakkolwiek przykra dla rodzin (nie wszystkich; część chciałaby wiedzieć, czy w rodzinnym grobie znalazły się właściwe zwłoki, a także, co właściwie stało się w Smoleńsku) jest po prostu naprawieniem zaniechania, popełnionego przed sześciu laty. Rozumiem, że można dyskutować, czy wiedza możliwa w ten sposób do uzyskania rzeczywiście może coś dzisiaj rozstrzygnąć, ale sama zasadność ekshumacji jest oczywista.
Ale plemienny podział, jakiego dokonano w Polsce w ostatnich latach, dotyczy także rodzin smoleńskich – w końcu w tragedii zginęli także politycy SLD i PO. Antypis może więc zawsze liczyć na „swoich” bliskich ofiar, którzy w kolejnych odsłonach kampanii atakują Macierewicza, prokuraturę, i kogo tam akurat wyznaczy jako cel lewicowo-liberalna opozycja. Szczególnie aktywny jest tutaj Paweł Deresz, zasłużonych komunista z czasów PRL, występujący jako mąż zabitej w katastrofie posłanki Szymanek-Deresz. Zacietrzewienie pana Deresza i histeryczność jego ataków jest taka, że gdyby – hipotetycznie – udało się kiedyś Macierewiczowi udowodnić, że w Smoleńsku doszło do zamachu, pan Deresz pewnie oznajmiłby, że dobrze tak zabitym i że zamachowcy mieli rację.
Uruchomiono więc oczywiście Deresza, uruchomiono inne „platformerskie” rodziny, rozpętując histerię oskarżeń o „wykopki w grobach”, zakłócanie wiecznego odpoczynku, nieliczenie się z uczuciami bliskich i tak dalej – wszystko, by z góry zdyskredytować ewentualne odkrycia ekshumacji. Można czasem pomyśleć, że dyrygenci tej histerii doskonale wiedzą, co się okaże, i bardzo chcą to ukryć. Ale może to w istocie tylko zwykła, zapiekła nienawiść do ofiar za to, że wciąż gryzą sumienia stronników obozu, odpowiedzialnego za haniebne zachowanie polskich władz po kwietniu 2010. Tak czy owak, Wszystkich Świętych i Zaduszki za ich sprawą stały się w tym roku jeszcze smutniejsze niż zwykle.
Rafał A. Ziemkiewicz
Reklama