Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 23:06
Reklama KD Market

Królestwo kongresowe



Lewicowo-liberalna część opozycji kontynuuje – zgodnie z zapowiedzią Mateusza Kijowskiego – budowę „państwa podziemnego”. A raczej, należałoby powiedzieć, „państwa alternatywnego”, bo trudno nazwać podziemnym byt, który tworzony jest głównie w wirtualu tzw. wiodących mediów. Państwo „w realu” jak wiadomo zostało bowiem „przejęte przez PiS” (fakt, że w drodze wolnych wyborów, liberalna lewica uporczywie wypiera ze świadomości czy wręcz mu zaprzecza) i dotychczasowe elity, „wysadzone z siodła” wyborczymi kartkami 38 proc. głosujących Polaków postanowiły w związku z tym emigrować. Na razie na emigrację wewnętrzną.

Życie tej wewnętrznej emigracji ogniskuje się wokół zwoływania kolejnych „kongresów” różnych grup zawodowych. Ponieważ takie kongresy nie są w żaden sposób uregulowane prawnie, można na nie zapraszać, wedle klucza towarzysko-prywatnego, tylko tych przedstawicieli danego zawodu, którzy są przeciwnikami „dobrej zmiany”. Na kongresach kolejne grupy zawodowe mają wymawiać posłuszeństwo rządowi, protestować przeciwko „postępującej faszyzacji kraju” i apelować do Zachodu o „przywrócenie w Polsce praworządności”. Łatwo domyślić się, że wszystko razem ma z czasem stworzyć wrażenie, że właściwie wszyscy są przeciwko PiS, w związku z czym powinien on oddać władzę siłom, które wybory przegrały, bo jak nie, to wyjdą na ulice miliony i usuną Kaczyńskiego siłą. Tych milionów jak na razie nie widać ani dudu, ale na kongresach wciąż widać wiarę, że stoją milcząco za podejmowanymi „w obronie demokracji” rezolucjami.

Jako pierwszy odbył się – pisałem Państwu o tym – „kongres sędziów”, a właściwie, jak się okazało, „kongres emerytowanych sędziów”, bardzo zresztą tajemniczy, bo organizatorzy odmówili przedstawienia protokołów głosowań, liczby uczestników, a nagrania z obrad, pierwotnie transmitowanych w necie, usunęli i zagrozili procesem każdemu, kto by je wbrew ich woli ujawniał.

Na początek listopada zapowiedziano z kolei „kongres historyków dziejów najnowszych”. Jako jeden z inicjatorów wystąpił w mediach znany mediewista Henryk Samsonowicz i niektórych może to dziwić, ale nie powinno. Specjalista od średniowiecza był wszak jednym z członków powołanej u samego zarania III RP „komisji historyków”, potocznie zwanej „komisją Michnika”, bardzo dziwnego ciała, które pod pozorem oceny stopnia zachowania materiałów archiwalnych myszkowało w teczkach SB poza wszelkimi procedurami tak, że nie wiadomo zupełnie, czego tam szukało, czy to znalazło i czy zostawiło w takim stanie, jak zastało.

Nie muszę chyba mówić, że na kongres zaproszeń nie dostają ci historycy, którzy nie bronią narracji historycznej poprzedniej władzy i nie kruszą kopii o zachowanie w zaplanowanej formule Muzeum II Wojny Światowej – najbardziej politpoprawnego z muzeów tej wojny, jakie dotąd wymyślono, mającego z założenia upamiętniać wszystkie jej ofiary i wzajemnie zadane sobie przez strony cierpienia; a więc także np. cierpienia niemieckich żołnierzy i SS-manów, „wypędzonych”, jeńców oraz więzionych po wojnie członków formacji uznanych w Norymberdze za zbrodnicze.

A w ubiegłym tygodniu odbył się „kongres kultury”. Podobnie jak to było z sędziami – niezbyt się udał, przybyli albo emeryci, albo twórcy i aktorzy trzeciego garnituru (podobno padło wiele cierpkich słów pod adresem sław, które „już się dogadują z dobrą zmianą”). I wyartykułowali przesłanie potwierdzające moją starą tezę, że tzw. elity artystyczne mówią dokładnie to samo co śp. Lepper, choć niewątpliwie lepszą polszczyzną: dajcie nam kasę podatników, bo my jesteśmy najważniejsi. W kontekście buńczucznych pohukiwań antyrządowych ta żebranina wyszła szczególnie kuriozalnie, no, ale tak już z tymi kongresami jest. Czekam na następne.

Rafał A. Ziemkiewicz
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama