Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 4 października 2024 12:22
Reklama KD Market

Między nami sąsiadami. Polak pobity w Addison

Między nami sąsiadami. Polak pobity w Addison
Osiedle w Addison, gdzie doszło do zdarzenia fot.Joanna Marszałek
/a> Podjazd, na którym doszło do pobicia fot.Joanna Marszałek


Sąsiedzka sprzeczka w podchicagowskim Addison zakończyła się pobiciem naszego rodaka. Mężczyzna wylądował w szpitalu. Sprawca – Afroamerykanin nie został aresztowany, a poszkodowani Polacy twierdzą, że za opieszałością policji stoi obawa przed posądzeniem o rasizm. Ze względu na możliwość podjęcia kroków prawnych nasi rozmówcy poprosili o nieujawnianie ich tożsamości.

Było słoneczne niedzielne popołudnie, 11 września. Polonijna rodzina wróciła właśnie z weekendowego wyjazdu. Kiedy nasi rodacy podjechali pod swój dom w podchicagowskim Addison, na ich podjeździe bawiły się dzieci sąsiadów, afroamerykańskiej rodziny, która mieszka w sąsiednim budynku od trzech lat. Kiedy dzieci sąsiadów podeszły do ich latorośli, Polka zawołała syna i powiedziała, żeby nie bawił się z dziećmi sąsiadów. – Nie chcemy, żeby nasze dzieci zadawały się z nimi, bo podejrzewamy, że ich rodzice i starszy brat handlują narkotykami. Kilka tygodni temu te dzieciaki chodziły po okolicznych domach i dzwoniły do drzwi. Kiedy sąsiadka zwróciła im uwagę, groziły jej kijem do bejsbola. Nie chcemy, żeby takie łobuzy miały zły wpływ na nasze dzieciaki – mówi ojciec rodziny.

Kiedy zapytana przez córkę sąsiadów Polka powiedziała, że nie życzy sobie, aby dzieci wspólnie się bawiły, czarnoskóra 11-latka zaczęła awanturować się i krzyczeć. Kobieta zwróciła jej uwagę, żeby zmieniła ton i odnosiła się do niej z szacunkiem należnym osobie dorosłej. Wtedy ojciec rodziny poprosił dzieci sąsiadów, żeby sobie poszły; wywiązała się pyskówka.

Dziesięć minut później do drzwi Polaków zadzwoniła starsza córka sąsiadów. – Wyszedłem do niej na podwórko i poprosiłem, żeby opuściła mój teren, ale nie skutkowało, coraz głośniej wyrażała swoje pretensje. W pewnym momencie puściły mi nerwy i w zdecydowany sposób kazałem jej się zamknąć i wynosić, przyznaję, że użyłem wulgarnego słowa na literę f. Ale nie padło żadne rasistowskie sformułowanie ani słowo – opowiada nasz rodak. Dziewczyna postraszyła mężczyznę swoimi rodzicami i poszła, a Polacy zadzwonili na policję, która, ich zdaniem, zignorowała zgłoszenie.

Dalej wypadki potoczyły się błyskawicznie.

Na podjeździe pojawili się sąsiedzi wraz z najstarszym synem, w wieku ok. 17 lat. Czarnoskóry sąsiad, ok. 40-letni ojciec rodziny nie przebierał w słowach, przeklinał, był bardzo agresywny. Zaczął popychać Polaka, a jego żona  zachowywała się agresywnie w stosunku do naszej rodaczki. – Szła na mnie, krzyczała i machała rękami przed moją twarzą – mówi nam Polka. Jej mąż chciał ją obronić, wszedł pomiędzy nią a napastników, starał się odepchnąć agresorów. W tym momencie został uderzony w twarz. Stracił na chwilę przytomność. – Kiedy się ocknąłem, on stał nade mną i zamierzał się doniczką. Rzucił mierząc w twarz, ledwie zdołałem zasłonić się ręką.

Wszystko działo się na oczach czwórki dzieci agresywnych Afroamerykanów.

Na podwórku pojawili się sąsiedzi, którzy byli świadkami zdarzenia. Zadzwonili na policję i po karetkę, bo Polak, upadając, uderzył tyłem głowy o ceglany róg domu i źle się czuł, a rozbita głowa mocno krwawiła.

Policja, która pojawiła się na miejscu zdarzenia, potraktowała naszego rodaka jak winnego zajścia. Przeszukali go, pytali o broń, którą trzyma zamkniętą w sejfie. Funkcjonariusze przesłuchali także czarnoskórych sąsiadów, którzy podali swoją wersję wydarzeń. Z relacji przekazanej nam przez poszkodowanych Polaków wynika, że policjanci zachowywali się w stosunku do nich w chamski sposób, byli aroganccy. Na sugestię, że może należałoby przesłuchać świadków zdarzenia, odpowiedzieli, że to bezcelowe, ponieważ świadkowie są znajomymi Polaków i będą zaznawać na ich korzyść.

Pogotowie zabrało naszego rodaka do szpitala, gdzie lekarze stwierdzili rany głowy, pękniętą szczękę i obrażenia ręki powstałe na skutek uderzenia doniczką. Pielęgniarka złożyła raport na policję i w niedzielę ok. godz. 22 policjanci złożyli poszkodowanemu wizytę w szpitalu. Sfotografowali obrażenia i poszli.

Pobity Polak wrócił do domu z poczuciem bezsilności. – Boję się o bezpieczeństwo mojej rodziny. Zainstalowałem w domu alarm, na samochodach też, chcę zainstalować kamery monitoringu. Sąsiad za każdym razem, kiedy mnie widzi, śmieje mi się w twarz – mówi. Nasi rodacy, którzy mieszkają w szeregowcu od dziewięciu lat, nie chcą wyprowadzać się ze swojego domu, ale twierdzą, że są na to przygotowani, jeśli nie będą mieli innego wyjścia. – Chcę sprawiedliwości, bo jestem pewien, że gdybym to ja uderzył sąsiada, już bym siedział. Złożyłem zawiadomienie o pobiciu na posterunku w Addison i w biurze szeryfa powiatu DuPage – mówi. Teraz polonijna rodzina czeka na raport, na którego sporządzenie policja ma pięć dni roboczych.

O komentarz zwróciliśmy się do departamentu policji w Addison. W czwartek, 15 września sporządzanie raportu wciąż trwało. Policjant, który interweniował, Jake Peterson, 15 września miał dzień wolny i był nieuchwytny, a zdaniem oficera dyżurnego jest on jedyną osobą, która może udzielić wyjaśnień w tej sprawie i odpowiedzieć na pytanie, dlaczego sprawca pobicia nie został aresztowany. Mimo kilku prób nie udało nam się skontaktować z oficerem Petersonem.

Pod domem afroamerykańskiej rodziny zastaliśmy nastolatka, który był świadkiem, jak ojciec pobił sąsiada Polaka. Zapytany o komentarz zniknął na chwilę w środku. Po chwili wyszedł i powiedział, że rodzina w całej sprawie nie ma nam nic do powiedzenia.

Grzegorz Dziedzic

(Współpraca Alicja Otap, Joanna Marszałek)

p1

p1

1

1


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama