„Jeśli Pan Trump zostanie wybrany, mogę jednoznacznie oświadczyć, że będzie najzdrowszą osobą wybraną kiedykolwiek na prezydenta” – napisał dr Harold Bornstein ze szpitala Lenox Hill na Manhattanie po przebadaniu republikańskiego kandydata.
List o stanie zdrowia Donalda Trumpa datowany na 4 grudnia zeszłego roku został udostępniony przez politycznego strongmana kilka dni temu, kiedy zażądała tego jego kontrkandydatka, której po zasłabnięciu na uroczystościach rocznicowych w Nowym Jorku trudno byłoby się postarać o podobną opinię lekarską. Styl lekarskiego zaświadczenia utrzymany jest w retoryce zadziwiająco przypominającej ton wystąpień samego pacjenta.
W piśmie składającym się z czterech akapitów dr Harold Bornstein zdrowie Trumpa określa jako „nadzwyczajne”. Zostajemy poinformowani, że ciśnienie republikańskiego kandydata utrzymuje się na poziomie 110/65, przyjmowane przez niego leki ograniczają się do niewielkiej codziennej dawki aspiryny i statyny na obniżenie poziomu cholesterolu we krwi. Nie dowiadujemy się jednak, jaki jest poziom cholesterolu kandydata. Za to dr Bornstein informuje w liście, że poziom PSA, czyli antygenu sterczowego, jest bardzo niski i wynosi 0,15 ng/ml. Kandydatowi nie grozi więc rak prostaty. Dodaje też, że fizyczna tężyzna i wytrzymałość Donalda Trumpa są „nadzwyczajne”.
Nie wiemy, kiedy badania zostały przeprowadzone i nie bardzo wiadomo przez kogo, bowiem Donald Trump prezentując zaświadczenie, oznajmił: „Jestem dumny z podzielenia się wynikami badań napisanymi przez powszechnie szanowanego dr. Jacoba Bornsteina z Lenox Hill Hospital”.
Problem w tym, że doktor Jacob Bornstein zmarł w 2010 roku. Praktykę przejął jego syn Harold, który w kwiecistym stylu pisze, że „od 1980 roku ma pod opieką Donald Trumpa”. Harold dodaje także: „Od ponad 39 lat mam przyjemność informować, że pan Trump nie ma żadnych problemów medycznych”. Prosta matematyka pokazuje, że musiałby być jednak jego lekarzem od 1976 roku.
Prezentując list swojego nadwornego medyka, republikanin pozwolił sobie także na szarżę, stwierdzając, że jest uprzywilejowany, bo posiada po rodzicach wspaniałe geny. Ogólnie wiadomo jednak, że ojciec Trumpa, Fred, chorował na alzheimera, a brat był alkoholikiem i zmarł w wieku 43 lat. Jest więc jednak jakaś historia chorób w najzdrowszej amerykańskiej rodzinie.
Ale nie czepiajmy się drobiazgów. W końcu tylko o rok młodsza Hillary Clinton, która nie zasłabła, a zwyczajnie zemdlała, wsiadając ostatkiem sił do swojej limuzyny, może tylko pozazdrościć ciśnienia swojemu kandydatowi.
Przyznam jednak, że jako wyborcę znacznie bardziej interesuje mnie rozliczenie podatkowe Donalda Trumpa niż stan jego prostaty.
Małgorzata Błaszczuk
Reklama