Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 08:29
Reklama KD Market
Reklama

Walka na symbole

Rozgrywający drużyny futbolowej San Francisco 49ers, Colin Kaepernick, wywołał wielką chryję w chwili, gdy przed meczem swojej drużyny odmówił wstania w czasie odgrywania hymnu narodowego. Stwierdził, że jest to jego prywatny protest przeciw niesprawiedliwemu traktowaniu w Ameryce mniejszości rasowych. Twierdzi, że przez resztę sezonu będzie robił dokładnie to samo, o ile tylko nie zostanie wyrzucony z zespołu lub zawieszony.

Jego gest spowodował zarówno głosy poparcia, jak i krytyki. Problem w tym, że krytycy jak zwykle odwołują się do pseudopatriotycznych bajek o tym, że ignorowanie hymnu USA lub flagi kraju to jakaś ogromna bezczelność, granicząca niemal ze zdradą. Jest to kompletna bzdura. Colin, podobnie jak każdy inny Amerykanin, ma prawo ignorować cokolwiek mu się tylko spodoba, z wyjątkiem obowiązującego prawa, które o tym, jak się należy się zachowywać w czasie odgrywania hymnu narodowego w ogóle nie wspomina. Jeśli Kaepernick chce siedzieć, to niech sobie siedzi – jego sprawa. Gdyby chciał spalić amerykańską flagę, też może, bo prawo do wyrażania w dowolny sposób protestów jest jednym z najważniejszych atrybutów demokracji. Potwierdził to w roku 1989 Sąd Najwyższy USA, który uznał, że jakakolwiek profanacja amerykańskiej flagi w ramach protestu natury politycznej jest chroniona przez pierwszą poprawkę do konstytucji, a zatem legalna. Ostentacyjne niszczenie lub ignorowanie narodowych symboli jest zawsze dość bolesnym widowiskiem, ale przecież chodzi właśnie o to, by zainteresować kogoś jakimś problemem lub zjawiskiem przez zaszokowanie odbiorcy.

W roku 1968 dwaj czarnoskórzy sprinterzy, reprezentujący USA na olimpiadzie w Mexico City, spowodowali bardzo podobną aferę. Tommy Smith i John Carlos w czasie odgrywania hymnu USA stali na podium ze spuszczonymi głowami i wzniesionymi w górę, zaciśniętymi pięściami, obleczonymi w czarne rękawiczki. Był to ich protest przeciw mniej więcej tym samym niesprawiedliwościom, które dziś sprowokowały Colina do zastosowania podobnego symbolicznego gestu. Reakcje też były podobne. Międzynarodowy Komitet Olimpijski zawiesił obu sprinterów w prawach sportowców, a histerycznych, często obraźliwych komentarzy było całe zatrzęsienie, przy czym niektóre z nich zawierały jawne pogróżki. Jednak Smith i Carlos nie złamali żadnego prawa, ani też nikogo nie obrazili. Zgłosili tylko swój sprzeciw wobec rasizmu.

Dziś z Kaepernickiem można się zgadzać lub nie, ale najsmutniejsze jest to, że przez ostatnie półwiecze na tyle mało w USA się zmieniło, że tego rodzaju protesty nadal bywają uzasadnione. Być może forma tegoż protestu nie jest zbyt zręczna i budzi wśród wielu ludzi niemal automatyczny odruch sprzeciwu, ale w niczym nie zmienia to faktu, że Colin Kaepernick ma do protestowania niezbywalne prawo. Imputowanie mu, że w taki czy inny sposób nie jest patriotą i pogardza swoją ojczyzną jest na tyle śmieszne, że nie zasługuje nawet na komentarz.

Republikański kandydat na prezydenta, Donald Trump, w swej niezmierzonej mądrości, skomentował protest sportowca stwierdzeniem, iż winien on sobie poszukać jakiegoś innego kraju, skoro ten mu nie odpowiada. Jest jednak dokładnie odwrotnie – innego kraju winien czym prędzej szukać Mr. Trump, bo tego, w którym obecnie mieszka zupełnie nie rozumie.

Andrzej Heyduk

Na zdjęciu: Colin Kaepernick fot. John G. Mabanglo/EPA

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama