Przypomina mi się rysunkowy żart z bardzo starego pisma. Dwa obrazki. Na pierwszym człowiek w pokutnej szacie stoi na ulicy, krzycząc coś i gestem proroka trzymając nad głową napis: „Ukorzcie się, jutro koniec świata!”. Na drugim ten sam człowiek w tym samym miejscu, tylko – sądząc z kilku szczegółów – po pewnym czasie, nadal krzyczy, trzymając napis: „Wczoraj był koniec świata!”.
Podobną podziwu godną konsekwencję wykazują tak zwane elity III RP. Zawsze pisząc o nich, zastrzegam, że mam z tym słowem kłopot – bo w potocznej polszczyźnie „elita” oznacza ludzi lepszych, bardziej wykształconych, przyzwoitych, kulturalnych i tak dalej, tymczasem elity III RP, wyrosłe wprost z peerelowskiej nomenklatury, żadnej z tych cech nie przejawiają. Przeciwnie, tworzą je ludzie, których – mówiąc słowami Jonasza Kofty – „żadne noblesse nigdy nie oblizało”, z komunistycznego awansu, których pozycja wynika z zasiedziałych układów, a nie zdolności czy zasług.
Na wyborcze zwycięstwo Andrzeja Dudy, a potem PiS, zareagowały owe elity histerycznym krzykiem, że niebawem w Polsce zapanuje reżim, zaczną się aresztowania, prześladowania opozycji, zamykane będą niezależne media, wprowadzona cenzura… Z tym całym wrzaskiem biegali oczywiście przedstawiciele środowisk tracących wpływy do zagranicznych gazet i organów unijnych, błagać o pomoc i interwencje. A ponieważ było w tej liczbie parę osób, których na Zachodzie przypadkiem brano poważnie, odniosło to nawet pewne skutki – jakkolwiek ograniczone wyłącznie do publicznego znieważania rzekomo „wybierającej faszyzm” Polski.
Minął rok prezydentury Dudy i już prawie dziewięć miesięcy rządów samodzielnej parlamentarnej większości PiS – i co? Jak z tym prorokiem z kawału. Teraz już elity III RP nie mówią, że reżim „będzie” – ale że jest.
Władysław Frasyniuk: „Mamy w Polsce stan wojenny. Jest zupełnie tak (zupełnie tak! – podkr. moje, RAZ) jak po 13 grudnia 1981. Ten stan wojenny wprowadził Jarosław Kaczyński”. Lech Wałęsa: „To są rządy w stylu sowieckim. Wszyscy w swoim czasie zostaniecie aresztowani, będziecie musieli wyskakiwać z okien”. Ryszard Petru: „To jest już naprawdę państwo sowieckie”. Andrzej Zoll: „dzieje się w Polsce [w wymiarze sprawiedliwości] dokładnie to samo, co w Turcji”. Stefan Bratkowski: „Od dawna obserwuję przemianę PiS w NSDAP… To partia faszystowska… Mamy w Polsce reżim autorytarny”. I tak dalej.
To tylko przygarść cytatów z jednego pourlopowego przeczesania internetu. Upowszechniło się w mediach służących PO i Nowoczesnej, że nie piszą już o rządzie, a o „reżimie”, a o mediach publicznych i wszystkich nietrzymających ich linii – „media reżimowe”. Różni aktorzy i celebryci opowiadają, że w kościołach nawołuje się do przemocy, wyznają, że boją się wychodzić na ulice, zwłaszcza w niedziele, gdy z kościołów wychodzą sfanatyzowane przez księży, nacjonalistyczne tłumy. Dobrym przykładem, w jakim matriksie żyją ludzie związani z przegranym w ostatnich wyborach obozem, był komentarz redakcyjnej specjalistki od Kościoła w „Gazecie Wyborczej” przed Światowymi Dniami Młodzieży: z pełną powagą zapowiadała ona, że Polacy wygwiżdżą papieża Franciszka, w najlepszym wypadku zignorują jego i całe wydarzenie.
Rzeczywistość przestała się w tych kręgach liczyć. „Gazeta Wyborcza” ogląda TVN-24, TVN słucha Tok FM, tam znowu opierają się na polskojęzycznej edycji „Newsweeka” i „Polityce”, które piszą, co wiedzą z „Wyborczej”, TVN i TOK FM. Istne perpetuum mobile absurdu.
Co prawda, pamiętam i z USA intelektualistów z przekonaniem perorujących, że Reagan to Hitler, a prywatyzacja jest gorsza od holocaustu. Tyle że własnych jajogłowych Zachód przywykł traktować z przymrużeniem oka. Wałęsę i jemu podobnych niestety zna tylko z legendy i czasem wciąż jeszcze traktuje poważnie.
Rafał A. Ziemkiewicz
Na zdjęciu: Andrzej Duda fot.Valda Kalnina/EPA
Reklama