W roku 2008 prezydent Barack Obama obiecał, że zamknie niemal natychmiast więzienie w bazie wojskowej Guantanamo na Kubie. Twierdził, że istnienie tej placówki, w której ludzie mogli być przetrzymywani latami bez stawiania im jakichkolwiek konkretnych zarzutów, było plamą na honorze Ameryki. Miał rację, ale obietnicy nie dotrzymał, z wielu skomplikowanych, politycznych przyczyn. Udało mu się jednak zredukować liczbę więzionych tam ludzi z 780 do 61. Być może zanim przejdzie na emeryturę zdoła zwolnić kolejnych więźniów, choć o kompletnej eliminacji tzw. „Gitmo” przed końcem kadencji raczej nie ma mowy.
Hillary Clinton zapowiada, że w roli prezydenta, jeśli takowa przypadnie jej w udziale, będzie kontynuować wysiłki na rzecz ostatecznego zamknięcia więzienia. Uważa słusznie, że samo istnienie tego miejsca prawdopodobnie doprowadziło do rekrutacji całej rzeszy nowych terrorystów, natomiast niczemu istotnemu nie zapobiegło. Z drugiej strony Donald Trump obiecuje wysyłanie tam nowych „lokatorów” i stosowanie wobec nic środków „znacznie gorszych” od podtapiania, czyli tzw. waterboardingu.
Tymczasem przed kilkunastoma dniami w Guantanamo miało miejsce wydarzenie, które raz jeszcze pokazało kompletny idiotyzm istnienia tej placówki oraz podkreśliło jej haniebny charakter. Przed specjalną komisją stanął tam na chwilę Abu Zubajda, Saudyjczyk palestyńskiego pochodzenia, który „wakacje” na Kubie odbywa już od ponad 14 lat. Zubajda raz jeszcze przekonywał, w obecności kilku postronnych obserwatorów w osobie dziennikarzy, że nie jest i nigdy nie był terrorystą i nie zamierza w żaden sposób szkodzić USA, a po zwolnieniu marzy o normalnym życiu rodzinnym oraz o założeniu małego biznesu.
W roku 2006 ówczesny prezydent George W. Bush wymienił nazwisko Zubajdy w jednym ze swoich przemówień, nazywając go „wysokim rangą przywódcą terrorystycznym” w szeregach Al-Kaidy. Jego przykład miał być w pewnym sensie uzasadnieniem istnienia tego więzienia. Jednak więźniowi nigdy nie postawiono jakichkolwiek konkretnych zarzutów, ponieważ nie ma przeciw niemu absolutnie żadnych materiałów dowodowych. Dopiero w roku 2009 rząd USA oficjalnie przyznał, że nie posiada dowodów na to, że Zubajda był kiedykolwiek terrorystą i członkiem Al-Kaidy.
Początkowo Abu przesłuchiwany był przez FBI. Traktowany był w miarę przyzwoicie i – jak wynika z raportów Biura – chętnie dzielił się on wszystkimi posiadanymi przez siebie informacjami. Gdy nieco później przekazano go w ręce CIA, w miarę jasne było już to, że Zubajda niczego istotnego nie wie, ani też nigdy nie był groźnym terrorystą. Mimo to, w trakcie przesłuchań został poddany 83 razy procedurze waterboardingu. Stosowano też wobec niego inne środki przymusu, zwane niezbyt poetycznie „rozszerzonymi technikami przesłuchań”. By nie owijać w bawełnę, Abu Zubajda, więziony przez 14 lat bez dostępu do prawników i bez postawienia go w stan oskarżenia pod jakimkolwiek zarzutem, był torturowany, za zgodą amerykańskiego rządu.
Andrzej Heyduk
fot.Shawn Thew/EPA
Reklama