Obama zaapelował o szacunek dla policji przyznając, że w USA jest rasizm (ZDJĘCIA)
- 07/12/2016 10:02 PM
We wtorkowych uroczystościach żałobnych ku czci 5 policjantów zastrzelonych w Dallas w ub. piątek wzięli udział prezydent Barack Obama i b. prezydent George W. Bush. Obama zaapelował o szacunek dla policji. Przyznał, że USA wciąż nie uwolniły się od rasizmu.
W przemówieniu wygłoszonym w trakcie ceremonii Barack Obama przekonywał, że "w Stanach Zjednoczonych nie ma wojny rasowej”, wbrew temu, co piszą publicyści, którzy twierdzą, iż zabójstwo pięciu policjantów przez czarnoskórego snajpera w odwecie za zastrzelenie przez policję w stanach Minnesota i Luizjana dwóch czarnoskórych mężczyzn, miało przede wszystkim podłoże rasowe.
Prezydent starał się ukazać całą złożoność sytuacji i kontekst, w jakim doszło do tragedii. Podkreślił, że przeważająca większość stróżów porządku w USA to ludzie uczciwi i oddani swej pracy. Posądzanie ich o rasizm nie ma uzasadnienia.
Jednocześnie przyznał, że w USA wciąż istnieją uprzedzenia rasowe, więc trudno się dziwić reakcji Afroamerykanów na zabójstwa w Minnesocie i Luizjanie. Fala ulicznych protestów przeciw policji, jaka ogarnęła cały kraj w minionym tygodniu, była spowodowana przeświadczeniem tej grupy ludności, że zastrzeleni mężczyźni „zginęli, bo byli czarni”.
O policjantach poległych w Dallas Obama powiedział: „ci ludzie wykonywali swoją pracę najlepiej, jak mogli. Zasługują na szacunek, nie pogardę”. Przypomniał też, że fatalnej nocy funkcjonariusze ci zapewniali ochronę demonstrantów protestujących przeciw zabójstwom czarnych.
„Wiem, że Amerykanie są zakłopotani i nie wiedzą, co myśleć, o tych wydarzeniach.(...) Zdaję sobie sprawę, jak się teraz czują. Musimy jednak odrzucić postawę rozpaczy. Nie jesteśmy tak podzieleni, jak mogłoby się wydawać. Ja widzę, że ludzie są dobrzy. To jest Ameryka, którą znam” - zaznaczył prezydent.
Obama zaznaczył, że zdaje sobie sprawę z tego, iż Ameryka nie jest bynajmniej krajem rasowej harmonii. „Nie jestem naiwny. Wiem, jak łatwo może zaniknąć duch jedności (...) Mimo iż stosunki między (przedstawicielami różnych) ras bardzo się poprawiły, to wiemy przecież, że uprzedzenia pozostały. Dostrzegamy je wokół nas. Chociaż większość nas walczy z dyskryminacją, nikt nie jest całkiem bez winy” - podkreślił.
„Faktem jest, że jeśli ktoś jest czarny, jest bardziej narażony na to, iż zatrzyma go policja, a jeśli popełni przestępstwo, że dostanie surowszą karę” – zauważył. „Dlatego nie możemy po prostu kwestionować tych protestów, traktując je li tylko jako wichrzycielstwo, paranoję albo 'odwrotny' (skierowany przeciw białym – PAP) rasizm” - oświadczył. Słowa te odnosiły się do opinii wyrażanych po tragedii w Dallas przez prawicowych polityków i komentatorów, którzy krytykowali protesty przeciw policji jako przejaw świadomego „podsycania nienawiści”.
Zabici w Dallas policjanci to Lorne Ahrens, Michael Krol, Michael Smith, Brent Thompson i Patrico Zamarippa. Uroczystości pogrzebowe ofiar tragedii odbędą się pod koniec bieżącego tygodnia.
Obama, który skrócił swą europejska wizytę, by wziąć udział w uroczystości w Dallas nazwał zabójstwa policjantów „zbrodniami z nienawiści przeciwko policji”.
Rzecznik Białego Domu John Earnest powiedział reporterom, że Obama rozmawiał już z rodzinami Aaltona Sterlinga i Philando Castillego, mężczyzn zabitych przez policję odpowiednio w Luizjanie i Minnesocie. Prezydent oraz Pierwsza Dama Michelle Obama złożyli kondolencje „w imieniu narodu amerykańskiego.
Pierwsze reakcje po przemówieniu Baracka Obamy wskazują, że jego słowa o tym, że Ameryka „nie jest tak podzielona, jak mogłoby się wydawać”, zostały odebrane jako przejaw myślenia życzeniowego i spotkały się z krytyką wielu komentatorów, zwłaszcza lewicowych. Ich zdaniem ostatnie wydarzenia wskazują na narastającą polityczną i ideologiczną polaryzację w USA, która zaogniła uprzedzenia rasowe.
Inni zwracają uwagę, że podłożem animozji rasowych są konflikty i podziały społeczno-ekonomiczne, gdyż większość Afroamerykanów żyje w nędzy, w kojarzonych z patologią społeczną wielkomiejskich gettach. W dzielnicach tych nie ma dobrych szkół, które umożliwiałyby awans społeczny.
Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski (PAP, ak)
fot.EPA
Reklama