Przez bar Garnier w Madrycie codziennie rano przewijają się tłumy. W poniedziałek, dzień po wyborach, w których znów zwyciężyli konserwatyści, każdy ma coś do powiedzenia. Hiszpania to szalony kraj, ale nawet dla nas Podemos to przesada - mówi starszy pan.
Garnier to typowa hiszpańska knajpka z kawą za 1,5 euro. Na ziemi pełno zużytych serwetek, stoliki co chwilę zmieniają właścicieli. Bar mieści się w eleganckiej dzielnicy Salamanca o raczej konserwatywnym elektoracie. To właśnie w tej części stolicy, tak jak przed każdymi wyborami, centroprawicowa Partia Ludowa (PP) Mariano Rajoya zamknęła swoją kampanię, organizując w piątkowy wieczór swój ostatni wiec.
Przy barze siedzi elegancki starszy pan. David, były przedsiębiorca, teraz na emeryturze, to stały klient Garnier. Mieszka w okolicy i codziennie wpada tu na poranną kawę i śniadanie.
"Szkoda, że (liberalna centroprawicowa) partia Ciudadanos nie zdobyła więcej mandatów. (Jej szef – PAP) Albert Rivera wydaje mi się osobą uporządkowaną i rozważną – mówi. - Za to ci z (lewicowej) Podemos to squattersi, jak ci z ruchu oburzonych 15 maja. A Pablo Iglesias (szef Podemos - PAP)? To chłopak, który chce przyciągać uwagę" – uważa David. Jego zdaniem Iglesias, gdy pracował na uniwersytecie, zawsze był w centrum zainteresowania. "Tylko mówił i mówił, a inni mieli go słuchać. Teraz zachowuje się podobnie" – tłumaczy starszy pan.
"Nawet nie chodzi mi o jego młody wiek, to nie ma żadnego wpływu" – dodaje.
Davida oburzyło m.in. to, że Iglesias nazwał Arnaldo Otegę "więźniem politycznym". "A przecież on był bojownikiem ETA! Wszyscy to wiemy" – kontynuuje. Nie podobało mu się też, że jedna z deputowanych Podemos, która w wyniku grudniowych wyborów weszła do parlamentu, przyszła do Kongresu Deputowanych z dzieckiem i karmiła je piersią na oczach innych.
"Hiszpania to bardzo szalony kraj, ale tego już było za wiele! Można być szalonym w życiu prywatnym, ale gdy chodzi o sprawy państwowe – to już inna sprawa" – dodaje.
Właściciel baru, brzuchaty Pedro, jest raczej usatysfakcjonowany wynikiem niedzielnego głosowania. "Chciałbym oczywiście, żeby PP zdobyła jeszcze więcej głosów. Większość bezwzględna – o tym marzyłem!" – mówi, śmiejąc się. W ocenie Pedro tylko konserwatyści mają szansę pomóc Hiszpanii.
"Ja się nie kryję z poglądami, David mnie zna i zna moje zdanie" – mówi, puszczając oko do starszego pana, który siedzi obok. "Wielu Hiszpanów myśli tak jak ja i nie chodzi tylko o przedsiębiorców. Irytuje mnie, gdy widzę, że ludzie, którzy prowadzą interesy, którzy mają małe firmy, głosują na Podemos lub socjalistów. Tak nie może być! Przecież z nimi u władzy Hiszpania na pewno by się nie rozwijała" – dodaje.
"Ale czy ty naprawdę myślisz, że politycy robią to wszystko dla ciebie czy dla mnie? Robią to dla siebie!" – zaczyna pokrzykiwać David. "Widzisz jakie wzbudziłaś emocje? Obudziłaś Hiszpanię! Niech żyje Polska. I żebyście wygrali z Portugalią na Euro 2016!" – żartuje uradowany Pedro.
Po chwili przedstawia swoją receptę na funkcjonowanie kraju: pracować więcej i zarabiać mniej. "Gdy dasz ludziom podwyżkę, będą chcieli jeszcze więcej" – dodaje szeptem, wskazując na kelnerki stojące za barem.
Podczas rozmowy cały czas kontroluje sytuację w knajpce. "Marisol, uważaj, żeby się nie poparzyć, opiekacz jest włączony!" – przerywa nagle, zwracając się do jednej z pracownic.
Po chwili kontynuuje wywód. "Podemos jeszcze przed wyborami poczuła się, jakby do niej należała cała Europa, Iglesiasowi wydawało się, że już ma koronę na głowie" – mówi. Lewicowa koalicja Podemos i Zjednoczonej Lewicy w niedzielę uzyskała taki sam wynik jak w grudniowych wyborach, w których partie startowały oddzielnie, chociaż sondaże dawały jej drugie miejsce.
Pedro przytakuje Davidowi, gdy ten krytykuje konserwatystów za korupcję. "PP musi stopniowo oddać kasę, którą dostali skorumpowani politycy" – przyznaje Pedro. "A potem tych, którzy kradli, muszą wyrzucić z partii. Rajoy musi wszystko zacząć od nowa, powiedzieć jasno, że nie będzie tego akceptował" – uważa David.
Z kolei zdaniem 30-letniej Andrei Rajoy jest świetnym manipulatorem. "Mówi tylko to, co ludzie chcą usłyszeć. Zawsze opowiada o sukcesach, o tym, jak wszystko zmienia się na lepsze. Ale rzeczywistość jest inna" – uważa młoda kobieta. Jej zdaniem do zwycięstwa PP przyczynił się strach Hiszpanów przed konsekwencjami Brexitu. "Gdyby nie brytyjskie referendum, to ludzie na pewno nie zagłosowaliby na PP" – mówi Andrea.
Do rozmowy włącza się jej znajomy, starszy Peruwiańczyk, który nie chce podać swojego imienia. W niedzielę nie głosował, bo w Hiszpanii nie ma prawa głosu. Za to poglądy polityczne ma bardzo wyraźne. "Ludzie boją się zmian. Boją się Podemos, a bez zmian nie da się iść naprzód" – mówi. "Tylko skrajna lewica chce zmienić konstytucję, nikt oprócz nich o tym wczoraj nie wspomniał" – zauważa, choć nie jest w stanie wyjaśnić, na czym te zmiany miałyby polegać.
"Politycy opowiadali bzdury i kłamstwa o Podemos. Demonizowali obraz tej partii. Naprawdę myślisz, że on (Iglesias – PAP) będzie się zachowywał jak komuniści? Komunizm już nie wróci, czasy się zmieniły" – uważa i cytuje Władimira Putina.
30-latka Paqui, która pracuje w tej dzielnicy jako menedżerka, wpadła do baru po kawę na wynos. Chętnie dzieli się tym, na kogo zagłosowała w niedzielę. "Poparłam Ciudadanos. Liczyłam, że lepiej im pójdzie, że będą mogli stworzyć koalicję z PP. Teraz będzie im trudniej, potrzebują pomocy innych partii" – ubolewa.
Przed pojawieniem się Ciudadanos Paqui głosowała na PP. "Uważam jednak, że to ugrupowanie potrzebuje formacji, która będzie stanowić dla nich pewną przeciwwagę. Musi być miejsce na inne punkty widzenia, PP nie może sama o wszystkim decydować. Poza tym politycy Ciudadanos to zupełnie nowa jakość, są pełni entuzjazmu" – dodaje.
Zdaniem Paqui słaby wynik tej partii w niedzielnych wyborach jest efektem utraty zaufania wyborców. "Niektórzy odnoszą wrażenie, że Ciudadanos raz mówi jedno, a po chwili zmienia zdanie" – tłumaczy. Dodaje, że do spadku poparcia przyczyniła się też niska, jak na hiszpańskie warunki, frekwencja.
"My już jesteśmy trochę zmęczeni polityką i mamy dosyć" – dodaje. Atmosfera panująca w barze wydaje się jednak temu zaprzeczać.
Z Madrytu Julia Potocka (PAP)
Reklama