Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 8 października 2024 11:39
Reklama KD Market

Fatalna seria Ruchu. Górnik Zabrze jeszcze walczy



Piłkarze Ruchu nie przerwali fatalnej serii meczów u siebie bez zwycięstwa. Ostatni raz udało to się chorzowianom 1 grudnia 2015 r., kiedy to pokonali Koronę Kielce 2:1. W piątek przegrali z Cracovią 0:1. W grupie spadkowej walczący o utrzymanie Górnik Zabrze pokonał na własnym stadionie Śląsk Wrocław 2:1 po golu w doliczonym czasie. 

"Niebiescy" szybko stracili bramkę. W 4. minucie po dośrodkowaniu Mateusza Cetnarskiego z rzutu rożnego obrońcy nie przypilnowali Miroslava Covilo i głową skierował on piłkę do siatki.

Cztery minuty później Ruch musiał zmieniać ustawienie w defensywie. Z powodu kontuzji opuścił plac gry Paweł Oleksy, a wszedł Marek Szyndrowski. Nie przeszkodziło to drużynie ze Śląska w przejęciu inicjatywy. Jednak do przerwy niewiele dobrego z tego wynikało.

W drugiej połowie aż do 71. minuty gra toczyła się niemal wyłącznie na połowie Cracovii. Najbliżej zdobycia gola byli gospodarze w 67. minucie. Po główce Martina Konczkowskiego Grzegorz Sandomierski musiał wykazać się umiejętnościami.

Cztery minuty później „Pasy” przeprowadziły groźną kontrę. Jednak Erik Jendrisek, który otrzymał piłkę od Bartosza Kapustki, mając przed sobą tylko golkipera uderzył w boczną siatkę.

Po tej akcji przewaga Ruchu nie była już tak widoczna. Cracovia miała kilka okazji do zdobycia drugiej bramki. W 78. minucie Jendrisek z rzutu wolnego uderzył tak, że Matus Putnocky z trudem wybił piłkę na róg.

Trener Górnika Zabrze Jan Żurek zapowiadał, że dla jego zespołu to będzie walka o życie. Początek spotkania należał mimo to do aktywniejszych wrocławian. Grzegorz Kasprzik musiał interweniować po uderzeniach Roberta Picha i Toma Hateleya, z dobrej pozycji w polu karnym zabrzan spudłował Tomasz Hołota. Gospodarze pierwszą szybką akcję przeprowadzili w 17. minucie i od razu prowadzili po płaskim strzale w długi róg Armina Cerimagica. Potem jeszcze, jakby siłą rozpędu, trzy razy zagrozili bramce rywali, po czym inicjatywę przejęli piłkarze Śląska. Górnik znalazł się w defensywie, znów musiał się wykazać Kasprzik, niepokojony przez Mariusza Pawelca i Picha.

Drugą połowę też ofensywniej zaczęli zawodnicy trenera Mariusza Rumaka. Po kilku dośrodkowaniach i uderzeniach Ryoty Morioki oraz Picha, kiedy piłka przeleciała blisko słupka, kibicom mogły zatrzepotać serca. Przewaga przyjezdnych nie podlegała dyskusji. Cofnięci gospodarze skupili się na bronieniu korzystnego wyniku. Nie udało się. Kamil Biliński siedem minut po wejściu na boisko popisał się "filmowym" trafieniem zza pola karnego, nie dając szans bramkarzowi.

Zabrzanie rzucili sie do rozpaczliwego natarcia i w doliczonym czasie z kolei ich rezerwowy Sebastian Steblecki dał swojej drużynie komplet punktów.

Górnik przez minione osiem miesięcy cały czas znajdował się w strefie spadkowej. Po piątkowej wygranej opuścił ją - przynajmniej do niedzieli.

(PAP)

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama