Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 16:33
Reklama KD Market

Górski Karabach - wojna bez końca



Po dwudziestoletniej przerwie Azerowie i Ormianie wrócili do starego konfliktu i walczą ze sobą o Górski Karabach, ormiańską enklawę, wchodzącą oficjalnie w skład azerbejdżańskiego państwa. Korzysta na tym – jak zawsze – Rosja.

Azersko-ormiański spór o Górski Karabach trwa już prawie sto lat. Zaczął się w latach 20., gdy decyzją bolszewików ta zamieszkana głównie przez Ormian kraina została włączona do podbitego właśnie przez Kreml Azerbejdżanu (w tym samym czasie bolszewicy podbili także Armenię, a wkrótce potem i Gruzję). Moskwa, zabiegająca w tamtych czasach o przyjaźń z rządzoną przez Mustafę Kemala Ataturka Turcją, oddała Karabach Azerom, najbliższym kuzynom Turków.

Ormianie, uważający Turków i ich kuzynów za najgorszych wrogów, przez siedemdziesiąt lat musieli godzić się z rządami Azerów w Karabachu. Uskarżali się, że są dyskryminowani przez rządy z Baku, które dodatkowo osiedlają Azerów na karabaskim terytorium, by zmienić strukturę etniczną tego regionu Ormianie stanowili tam ponad 75 proc. ok. 200-tysięcznej ludności). Pod koniec lat 80., korzystając z kryzysu Związku Radzieckiego, zażądali od Kremla, by odebrał Karabach Azerom i przyłączył go do Armenii. Moskwa odmówiła, a bunt Ormian wywołał w Azerbejdżanie antyormiańskie pogromy. W odpowiedzi karabascy Ormianie wszczęli zbrojne powstanie; stało się ono początkiem ormiańsko-azerskiej wojny, w której zginęło ponad 30 tys. ludzi.

Początkowo górą byli w niej wspierani przez Kreml Azerowie. Po rozpadzie ZSRR karabascy Ormianie (pomagała im Armenia) przejęli inicjatywę i zajęli cały Karabach i siedem graniczących z nim azerbejdżańskich powiatów, z których stworzyli strefę buforową. Z terenów zajętych przez Ormian uciekła cała ludność azerska – prawie milion ludzi – podobnie jak wcześniej z Azerbejdżanu uciekli wszyscy Ormianie. W 1994 r. karabascy Ormianie, Armenia i Azerbejdżan zawarli rozejm, który zamroził wojnę.

„Górny Karabach stał się jedynym chyba na świecie obszarem konfliktu, w którym zawarto rozejm, ale nie postawiono między wrogami żadnych rozjemców - mówi PAP Wojciech Górecki, znawca Kaukazu, pisarz, były dyplomata. - Przez dwadzieścia lat nikt ich nie rozdzielał. Rosja chciała wysłać do Karabachu swoje wojska jako siły pokojowe, ale Baku nie zgodziło się na to, widząc w Rosjanach sojuszników Ormian i nie chcąc sankcjonować niekorzystnego dla siebie status quo”.

Pierwsze lata rozejmu minęły spokojnie, choć Azerbejdżan nigdy nie pogodził się ze stratą Karabachu, który ogłosił nieuznawaną przez nikogo niepodległość i faktycznie zjednoczył się z Armenią (dwaj ostatni prezydenci Armenii: Robert Koczarian rzadzący w latach 1998-2008 i jego następca Serż Sarkisjan pochodzą z Karabachu i są weteranami karabaskiej wojny). „W strefie buforowej cały czas dochodziło do incydentów zbrojnych, ale nie zagrażały one pokojowi – mówi Górecki. – Sytuacja zaczęła się zmieniać jakieś pięć lat temu. Zamiast pojedynczej wymiany ognia czy aktów dywersji zaczęło dochodzić do ostrzałów artyleryjskich, w zeszłym roku nad Karabachem Azerowie zestrzelili karabaski śmigłowiec, latem w potyczkach brały udział już ciężka artyleria i czołgi, a liczba incydentów zbrojnych gwałtownie zaczęła rosnąć”.

Fiasko dyplomatycznych wysiłków podejmowanych przez tzw. Mińską Grupę OBWE (Rosja, USA i Francja) sprawiło, że mimo utrzymującego się rozejmu Azerbejdżan i Armenia prowadziły prawdziwy wyścig zbrojeń. Przodowali w nim Azerowie, korzystając z miliardów petrodolarów z naftowego boomu z początku XXI w. Prezydent Ilham Alijew przechwalał się, że wydaje na wojsko dwa razy więcej niż wynosi cały budżet Armenii. Zarówno Azerowie, jak Ormianie kupowali broń w Rosji, na której, jako współprzewodniczącej Grupy Mińskiej, spoczywa obowiązek nadzoru nad procesem pokojowym. Moskwa tłumaczyła, że sprzedaje broń obu zwaśnionym stronom (Azerom za gotówkę, Ormianom na kredyt), właśnie żeby utrzymać między nimi zbrojeniową równowagę.

„Póki co nie sposób ustalić, kto zaczął wojnę, która wybuchła w piątek 1 kwietnia. Można co najwyżej mówić, kto na niej korzysta, a kto traci – mówi Górecki. – Na krótką metę korzystają władze Armenii, a zwłaszcza Azerbejdżanu. W obu krajach narastają konflikt polityczny i kryzys gospodarczy. W Azerbejdżanie dramatycznie spadły dochody z ropy naftowej. Konflikt karabaski przesłania wszystkie inne problemy i jednoczy obywateli wokół władz”.

Wojna wybuchła, gdy prezydenci Sarkisjan i Alijew gościli właśnie w Waszyngtonie, gdzie z wiceprezydentem Joe Bidenem rozmawiali o wojnie i pokoju w Karabachu. „Amerykanie proponowali, żeby w strefie buforowej wprowadzić regularne patrole obserwatorów OBWE i rozmieścić tam urządzenia elektroniczne, pozwalające rejestrować wszystkie pogwałcenia rozejmu – mówi Górecki. – Ormianie gotowi byli się na to zgodzić; odpowiada im zachowanie status quo. Azerów amerykańskie propozycje rozczarowały, podobnie jak cała działalność Grupy Mińskiej. Baku – zwłaszcza w sytuacji kryzysowej - chciałoby się móc pochwalić odzyskaniem kontroli, jeśli już nie nad Karabachem, to chociaż częścią azerbejdżańskich powiatów ze strefy buforowej”.

„Rosja nigdy nie przestała uważać Kaukazu Południowego za swoją wyłączną strefę wpływów i niechętnie odnosiła się do prób ustanowienia w tym regionie jakiejkolwiek obcej obecności. Niewykluczone, że zaproponuje teraz posłanie do Karabachu swoich wojsk jako rozjemców i będzie chciała przejąć całą inicjatywę w karabaskim sporze" – mówi Górecki. Rosyjski minister dyplomacji Siergiej Ławrow deklaruje, że Kreml gotów jest wziąć na siebie rolę gwaranta pokoju w Karabachu. „Przedłużający się konflikt zbrojny ułatwi tylko Rosji zadanie, bo zajęty innymi sprawami Zachód, zgodzi się w końcu, by w Karabachu wylądowali rosyjscy żołnierze” - dodaje były dyplomata.

Rosja jest najważniejszym sojusznikiem politycznym i wojskowym Armenii (utrzymuje tam bazę wojskową), a Armenia należy do stworzonych przez Kreml Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej i Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym. Konieczność zrównoważenia ormiańskich wpływów w Moskwie może zmusić także Azerów do większego zbliżenia z Rosją, a perspektywa ta trwoży Gruzję, wciąż zabiegającą o przyjęcie do NATO.

Wojciech Jagielski (PAP)

 

Zamieszczone na stronach internetowych portalu www.DziennikZwiazkowy.com materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Codziennego Serwisu Informacyjnego PAP, będącego bazą danych, którego producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Alliance Printers and Publishers na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama