W poniedziałek wieczorem w czasie akcji wymierzonej w handlarzy narkotyków zostało postrzelonych trzech chicagowskich policjantów. Ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Mężczyzna, który ranił funkcjonariuszy, zginął od policyjnych kul.
Oficerowie z wydziału antynarkotykowego w poniedziałek około godz. 22 patrolowali okolicę Homan Square, niedaleko skrzyżowania ulic Pulaski i Roosevelt. Kiedy funkcjonariusze zbliżyli się do pary stojącej w okolicy 3700 West Polk Street, mężczyzna rzucił się do ucieczki, w trakcie której oddał strzały do goniących go policjantów raniąc trzech. W wymianie ognia, uciekający poniósł śmierć od policyjnych kul. Kobieta została aresztowana; na razie nie wiadomo, czy postawiono jej jakieś zarzuty.
Przybyła na miejsce zdarzenia straż pożarna odtransportowała rannych oficerów do Stroger Hospital. Dwóch z nich zostało we wtorek rano wypisanych do domu, trzeci ciągle przebywa w szpitalu, jednak jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Rannych odwiedził w poniedziałek w nocy w szpitalu p.o. komendanta głównego policji John Escalante oraz burmistrz Chicago Rahm Emanuel. We wtorek burmistrz wydał oświadczenie, w którym napisał m.in.: „Dzisiejsze wydarzenia przypominają o niebezpieczeństwie, z którym na co dzień mierzą się policjanci, o odwadze, którą prezentują podczas wypełniania swoich obowiązków służbowych”.
Do wydarzeń nawiązał także demokratyczny kandydat na prezydenta Bernie Sanders, który w poniedziałek wziął udział w wiecu wyborczym na Roosevelt University. „Przemoc dzieje się na naszych oczach (…) Wspólnie musimy zakończyć oburzający jej poziom” - apelował.
(tz)
Reklama