Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 20:50
Reklama KD Market

Czy to dobrze, że tak tanio?



Benzyna tanieje w oczach. Średnia dla Illinois to 1,81 dolara za galon. A nie jest to przecież stan, w którym za paliwo płaci się najmniej. W wielu miejscach USA jest poniżej półtora dolara.

Do ekstremalnej sytuacji doszło w Houghton Lake w Michigan, gdzie dwa tygodnie temu oferowano benzynę po… 47 centów. Tak tanio to już jednak nie będzie. Przecena z Michigan była skutkiem wojny cenowej prowadzonej przez trzy stacje benzynowe w miasteczku. Przy tej cenie właściciel pobierał od klientów jedynie należne podatki, benzynę oddając za darmo.

Temu, że jest coraz taniej, nikt jednak nie zaprzeczy. Pamiętacie rok 2008? Wówczas najwyższa krajowa średnia doszła do 4,12 dol. za galon, ale w kilku miejscach w kraju były stacje, które za zwykłą bezołowiową potrafiły zdzierać nawet po 6 dolarów.

Więcej ropy, mniej chętnych

Proces spadku cen benzyny wynika z prostych mechanizmów popytu i podaży. Na globalnym rynku znajduje się zbyt dużo surowca, bo wszyscy pompują ropę na potęgę. Na dodatek niektóre kraje, takie jak Chiny, rozwijają się w wolniejszym tempie i importują mniej produktów naftowych.

Na świecie trwa cenowa wojna na wyniszczenie. Arabia Saudyjska i inne kraje OPEC nie ograniczają wydobycia, licząc na to, że zaszkodzą Stanom Zjednoczonym, gdzie pozyskiwanie ropy i gazu z łupków jest dużo droższe od tradycyjnych metod wydobycia. Cierpią na tym gospodarki tych krajów. Według szacunków International Energy Agency w pierwszych sześciu miesiącach tego roku nadwyżka dziennego wydobycia wyniesie 1,5 miliona baryłek. To surowiec, którego nie ma komu sprzedać. Fenomenem jest nie tylko spadek cen ropy, ale tempo w jakim taniał surowiec – jedno z najszybszych w historii. Dziś za baryłkę ropy płaci się w okolicach 30 dolarów. Jeszcze nie tak dawno cena przekraczała 100 dolarów.

Wolimy oszczędzać, zamiast wydawać

W powszechnym mniemaniu taniejąca benzyna powinna pomóc gospodarce USA, ponieważ Amerykanie będą wydawać pieniądze, które w innym wypadku musieliby wydać na paliwo. Ale taniejąca ropa może być także powodem do poważnego niepokoju. Jeśli nie teraz – to w dającej się przewidzieć przyszłości. Nie brak więc ekonomistów, którzy przestrzegają przed nadmierną euforią.

Trzeba pamiętać, że sektor naftowy jest znaczącą częścią amerykańskiej (i nie tylko) gospodarki. Oczywiście konsumenci będą mogli wydawać pieniądze zaoszczędzone na taniej benzynie, napędzając wewnętrzny popyt. Nie ma jednak żadnej gwarancji, że będą się tak zachowywać. Statystyki pokazują, że nauczeni smutnym doświadczeniem wielkiej recesji i bezrobociem wolą raczej oszczędzać.



W ubiegłym roku bankructwo ogłosiło 81 firm naftowych, które nie utrzymały się w nowych warunkach rynkowych. A to dopiero początek – ostrzegają eksperci"



Deflacyjne widmo

Ekonomiści ostrzegają, że spadające z powodu niższych kosztów produkcji ceny produktów mogą doprowadzić do deflacji, równie zabójczej dla gospodarki co wysoka deflacja. Właśnie o tym niebezpieczeństwie mówił niedawno w Europie prezes Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi. Skokowy spadek cen ropy może spowodować, że konsumenci w oczekiwaniu na potanienie różnych dóbr będą powstrzymywać się od zakupów. A to właśnie wewnętrzna konsumpcja napędza w 70 proc. naszą amerykańską gospodarkę. Czyli – od tego, ile kupimy, zależy w dużej mierze to, czy PKB będzie rosnąć, a my będziemy mieli pracę.

Spadek cen w tak szybkim tempie spowodował też destabilizację na giełdach. Gwałtowne wahania, a przede wszystkim spadki kursów dwóch sektorów – naftowego i finansowego, odbiły się także na papierach innych sektorów gospodarki. Kryzys na rynku ropy przypadł na dodatek na okres podnoszenia stóp procentowych przez Rezerwę Federalną, co nigdy nie sprzyjało zwyżkom kursów. Miliony Amerykanów dostrzeże to na wyciągach z kont emerytalnych – w większości wypadków pieniądze inwestowane są przecież za pośrednictwem różnych funduszy na rynku kapitałowym.

Problem nafciarzy, problemem bankierów

Ograniczenie produkcji ropy i zamykanie szybów też nie jest zjawiskiem neutralnym. Amerykański boom na rynku paliwowym to rezultat zastosowanych drogich technologii niekonwencjonalnych, które opłacały się, gdy za ropę płacono po 100 dolarów za baryłkę. Teraz wydobycie z łupków po prostu się kalkuluje. Tylko w ubiegłym roku bankructwo ogłosiło 81 firm naftowych, które nie utrzymały się w nowych warunkach rynkowych. A to dopiero początek – ostrzegają eksperci.

Dalsze skutki można sobie wyobrazić. Cięcia wydatków związane ze spadającymi cenami okazały się twardą koniecznością. Tylko w samym sektorze naftowym zlikwidowano w ubiegłym roku 130 tysięcy miejsc pracy. W wielu miasteczkach, gdzie lokalna gospodarka uzależniona jest od nafciarzy, problemy przeżywają także inne biznesy – sklepy, restauracje, zakłady usługowe. Także tam zaczęto ograniczać zatrudnienie. W Teksasie liczba przejęć nieruchomości (foreclosures) zdążyła już wzrosnąć o 16 procent. Podobnie jest w Oklahomie, czy Dakocie Północnej.

Problem nafciarzy stał się także problemem bankierów. Większość inwestycji finansowana była z pożyczek, które teraz trudno spłacić. Takie banki jak JPMorgan Chase, Citigroup, Bank of America czy Wells Fargo musiały dokonać poważnych odpisów i odłożyć pieniądze na pokrycie przyszłych strat. To wielkie instytucje, które sobie z tym poradzą. Relatywnie większe problemy mogą czekać mniejsze banki, bardziej uzależnione od kondycji lokalnych gospodarek. Według szacunków Dealogic zadłużenie amerykańskich spółek naftowych przekroczyło łącznie 500 miliardów dolarów. Agencja ratingowa Standard & Poor's – ta sama, która ostatnio obniżyła wiarygodność kredytową Polski – ostrzegła, że połowa obligacji wydanych przez spółki naftowe zagrożona jest niewypłacalnością.

Świat się boi

Są także i poważniejsze globalne zmartwienia. Tańsza ropa naftowa może być także symptomem globalnego zwolnienia gospodarczego. Mechanizm jest prosty – gdy gospodarki rozwijają się szybciej, konsumują więcej surowca. Gdy zwalniają – popyt spada. Na razie gospodarka USA ma się dobrze, ale globalne spowolnienie odbije się negatywnie na kondycji wielu amerykańskich firm prowadzących działalność na całym świecie, takich jak Coca-Cola, McDonald's, Apple, czy Caterpillar. Nie mówiąc już o kłopotach wielu krajów uzależnionych od eksportu surowców energetycznych. Z kłopotów Rosji możemy się cieszyć, ale załamanie grozi takim krajom jak Brazylia, Arabia Saudyjska, Wenezuela, czy Kolumbia. Z wieloma z tych krajów Stany Zjednoczone utrzymują stosunki handlowe, a część leży w rejonach, które i teraz są mało stabilne.

Tym wszystkim trudno się zamartwiać, zajeżdżając samochodem pod dystrybutor z benzyną. Ale ciesząc się z tego, że jest tak tanio, warto pamiętać, że nic nie trwa wiecznie.

Jolanta Telega

[email protected]

 
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama