Siatkarze Lotosu Trefla Gdańsk po raz pierwszy w historii sięgnęli po Superpuchar Polski. W poznańskiej "Arenie" pokonali mistrza kraju Asseco Resovię Rzeszów 3:2 (25:23, 25:18, 23:25, 22:25, 15:12).
Asseco Resovia Rzeszów: Fabian Drzyzga, Dmytro Paszycki, Dawid Dryja, Aleksander Śliwka, Nikołaj Penczew, Bartosz Kurek, Damian Wojtaszek (libero) – Olieg Achrem, Jochen Schoeps, Lukas Tichacek.
Lotos Trefl Gdańsk: Marco Falaschi, Wojciech Grzyb, Bartosz Gawryszewski, Sebastian Schwarz, Mateusz Mika, Murphy Troy, Mateusz Mika, Piotr Gacek (libero) – Kamil Dębski, Miłosz Hebda, Damian Schulz, Przemysław Stępień.
Dwie najlepsze drużyny poprzedniego sezonu stworzyły niezwykle zacięte, pełne zwrotów akcji i dramaturgii widowisko. Spotkanie zdobywcy Pucharu Polski i mistrza kraju było na pewno znakomitym otwarcie nowego sezonu.
Trener Resovii Andrzej Kowal zapowiadał przed meczem, że trudno spodziewać się wysokiego poziomu, gdyż drużyny dopiero od niedawna trenują w pełnych składach. I faktycznie, oba zespoły grały falami, świetne akcje były przeplatane prostymi błędami, brakowało czasami porozumienia na boisku.
Nieźle rozpoczęli mistrzowie Polski, prowadzili 8:5, ale szybko inicjatywę przejęli siatkarze Lotosu Trefla. Przy stanie 12:10 dla gdańszczan Kowal poprosił już o drugą przerwę na żądanie.
Szkoleniowiec nie potrafił obudzić swoich podopiecznych, bo to gdańszczanie z każdą kolejną akcją czuli się coraz pewniejsi w ataku. Duża w tym zasługa rozgrywającego Marco Falaschiego, który umiejętnie gubił blok rywali. W końcówce mistrzowie Polski zmniejszyli straty do jednego punktu, ale ostatnie słowo należało do podopiecznych Andrei Anastasiego – dwukrotnie skutecznie zaatakował były reprezentant Polski Wojciech Grzyb.
Drugi set miał jednostronny przebieg. Siatkarze Lotosu Trefla szybko wyszli na kilkupunktowe prowadzenie, świetnie grali w ataku, a rzeszowianie bardzo słabo spisywali się w bloku. Siła ofensywna Resovii opierała się głównie na Bartoszu Kurku, ale to było zdecydowanie za mało, by myśleć o nawiązaniu równorzędnej walki.
Wicemistrzowie kraju pewnie zmierzali po pierwsze w tym sezonie trofeum. W trzeciej partii wygrywali 16:13 i nic nie wskazywało, że sytuacja może się diametralnie zmienić. Resovia, dopingowana przez liczną grupę kibiców, odzyskała wigor, a gracze Lotosu mieli kłopoty ze skończeniem akcji. Rzeszowianie prowadzili 22:19, ale bardzo szybko roztrwonili przewagę. W decydujących momentach nie mylił się Kurek.
Czwarty set to z kolei dominacja rzeszowian, ale mimo wyraźnej przewagi (16:10, 21:15) na własne życzenie doprowadzili do nerwowej końcówki. Niemal wszystkie piłki Fabian Drzyzga posyłał do Kurka, a ten zwykle ataki zamieniał na punkty.
Tie-break dostarczył ponadczterotysięcznej publiczności sporej dawki emocji. Przez długi czas trwała walka punkt za punkt. Przy prowadzeniu Resovii 11:9 do głosu zaczęli dochodzić gdańszczanie. Czujny w bloku był Grzyb, trudne piłki kończył Troy Murphy i Lotos wygrał 15:12.
MVP spotkania został Mateusz Mika. Zwycięska drużyna otrzymała czek na 20 tysięcy złotych.
(PAP)
Reklama