Piłkarze Lecha pokonali na wyjeździe lidera włoskiej Serie A Fiorentinę 2:1 (0:0) w meczu 3. kolejki Ligi Europejskiej grupy I. Za dwa tygodnie oba zespoły spotkają się w Poznaniu.
Mistrzowie Polski, którzy przez dwa ostatnie miesiące byli ogrywani, a czasami wręcz ośmieszani przez niemal wszystkie drużyny polskiej ekstraklasy, sprawili niemałą sensację pokonując 2:1 lidera Serie A i to na jego stadionie. Poznaniacy po nieoczekiwanym zwycięstwie awansowali na drugie miejsce tabeli grupy I i zachowali realne szanse na awans do kolejnej fazy rozgrywek.
Lechici do Florencji lecieli w mało optymistycznych nastrojach. Najpierw 11 godzin musieli czekać w Poznaniu na czarterowy samolot, przez co dotarli do Włoch w środę krótko przed północą. Dlatego też nie mogli wcześniej zapoznać się z murawą Stadio Artemio Franchi. Na domiar złego na ostatnim trening, który z konieczności został przeprowadzony na boisku przy Bułgarskiej, urazu doznał Darko Jevtic. Tym samym Szwajcar dołączył do wcześniej niedysponowanych Marcina Robaka, Szymona Pawłowskiego i Paulusa Arajuuriego. Z kolei Karol Linettty musiał pauzować za kartki.
Mimo tych absencji, trener Lecha Jan Urban zaskoczył wyjściowym ustawieniem, w którym znalazło się miejsce dla Davida Holmana, Abdula Aziza Tetteha, Dariusza Dudki i mocno krytykowanego w ostatnim czasie Denisa Thomalli. Natomiast opiekun Fiorentiny Paolo Sousa oszczędzał swoich kluczowych zawodników na najbliższy mecz ligowy z wiceliderem tabeli AS Romą. Na ławce usiedli m.in. reprezentant Polski Jakub Błaszczykowski oraz Chorwat Nikola Kalinic.
Pierwsze minuty zapowiadały, że gospodarze mogą wręcz roznieść ekipę gości. Już w 2. min. po dośrodkowaniu Matiasa Fernandeza zagotowało się w polu karnym Jasmina Burica. Bramkarz Lecha zanurkował wręcz pod nogi rywali, lechici rozpaczliwie wybijali piłkę i ostatecznie udało im się zażegnać niebezpieczeństwo.
Poznaniacy po kwadransie opanowali nerwy, zaczęli grać pewnie, dłużej utrzymywali się przy piłce. To jednak zawodnicy Fiorentiny posiadali inicjatywę, sporo kłopotów defensorom sprawiał Khouma Babacar, ale w miarę upływu czasu lider włoskiej ekstraklasy tracił impet.
O ile podopieczni Urbana nieźle radzili sobie w obronie, tak w ataku przez długie momenty praktycznie nie istnieli. Nieliczne wrzutki w pole karne i jeszcze rzadsze strzały na bramkę Luigiego Sepe, nawet przy dużym szczęściu, nie mogły przynieść goli.
Obraz gry po zmianie stron nie zmienił się. Drużyna z Florencji jeszcze mocniej zepchnęła "Kolejorza" do defensywy, ale poznański zespół bronił się skutecznie. W 65. min. jedna z nielicznych kontr Lecha zakończyła się golem. Wprowadzony kilka minut wcześniej Dawid Kownacki uruchomił Gergo Lovrencsicsa, który idealnie odegrał mu piłkę. 18-letni napastnik nie do końca czysto trafił w piłkę, ale ta odbiła się jeszcze od Nenada Tomovica i wpadła do siatki. W sektorze kibiców gości, w którym zasiadło ponad 600 fanów z Wielkopolski zapanowała olbrzymia radość.
Gospodarze rzucili niemal wszystkie siły na bramkę rywala, ale Buric z każdą minutą czuł się coraz pewniej między słupkami. Bronił jak w transie, a czasami też sprzyjało mu szczęście. Tymczasem Kownacki po zaledwie kilkunastu minutach gry zgłosił uraz i Urban zmienił go na Macieja Gajosa. I znów szkoleniowiec miał przysłowiowego nosa, bowiem były zawodnik Jagiellonii Białystok już pięć minut po wejściu na boisko podwyższył rezultat po dobrze rozegranym rzucie wolnym.
Końcówka spotkania to już wręcz rozpaczliwa obrona lechitów przed zmasowanymi atakami Fiorentiny. Dopiero w ostatniej minucie pokonał Burica Giuseppe Rossi, ale nie był to jednak koniec emocji. Kilkadziesiąt sekund później bramkarz gości tak niefortunnie wybijał piłkę, że trafił w Rossiego. Na szczęście dla poznaniaków, futbolówka potoczyła się obok słupka. W kolejnej akcji Babacar mógł wyrównać, ale zabrakło mu kilku centymetrów, by głową trafić do niemal już pustej bramki.
Lechici przetrzymali napór Włochów i po upływie pięciu minut doliczonego czasu gry mogli triumfalnie unieść ręce w górę. To pierwsza ich wygrana w LE, która przedłuża ich nadzieje na awans do 1/16 finału rozgrywek. Za dwa tygodnie mistrz Polski na własnym stadionie podejmować będzie Fiorentinę, lecz to spotkanie odbędzie się bez udziału kibiców.
Po meczu powiedzieli:
Paulo Sousa (trener Fiorentiny): "Jestem bardzo rozgoryczony wynikiem. To był dla nas smutny wieczór. Wiedzieliśmy, że mecz nie będzie łatwy i szybko stało się też jasne, że nie będzie on przebiegał tak, jak sobie zaplanowaliśmy. Mimo to, mieliśmy sporo szans, by wygrać to spotkanie. Nie potrafiliśmy podejmować ryzyka w grze jeden na jeden i nie próbowaliśmy strzelać z dystansu.
Nie zlekceważyliśmy Lecha, mówiłem wcześniej, że gdyby ta drużyna nie miała jakości, nie byłaby w Europie. Jesteśmy na ostatnim miejscu w tabeli, ale cały czas wszystko zależy od nas. Mamy jeszcze do rozegrania trzy mecze, by wywalczyć awans do następnej rundy".
Jan Urban (trener Lecha): "Fiorentina w pierwszej połowie miała przewagę, ale nie stworzyła tak dużo klarowanych sytuacji, jak w drugiej odsłonie. My natomiast mieliśmy dużo cierpliwości, czekaliśmy na okazje do wyprowadzania kontrataków. Trudno się gra przeciwko tak znakomicie wyszkolonej i grającej kombinacyjną piłkę drużynie. Troszeczkę szczęścia nam dopisało, ale to za naszą cierpliwość w defensywie zostaliśmy nagrodzeni.
Nie byliśmy faworytem tego spotkania. Nie mogliśmy dziś zagrać inaczej, gdybyśmy postawili na otwartą grę, przegralibyśmy zapewne wysoko. Zrobiłem też sporo zmian, ale jak już zapowiadałem, będę dokonywał rotacji, choćby z tego powodu, że chcę poznać wszystkich zawodników i bliżej im się przyjrzeć.
Martwi mnie uraz Dawida Kownackiego. Ta sytuacja nie wygląda za dobrze. Mam nadzieję, że nie będzie to jednak zbyt groźny uraz, choć pierwsze diagnozy nie są optymistyczne".
(PAP)
Reklama