Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 6 października 2024 04:21
Reklama KD Market

Fonfara zbił Cleverly’ego. Tyle ciosów świat jeszcze nie widział



Andrzej Fonfara wygrał po dramatycznym pojedynku z byłym mistrzem świata Nathanem Cleverym jednogłośnie na punkty 115:113 i dwa razy po 116:112. Od pierwszego do ostatniego gongu obaj pięściarze postawili na wyniszczającą wojnę w ringu, która zaowocowała rekordową ilością ciosów. Według Compubox, było ich aż 2524, w tym 705 zaliczanych do kategorii mocnych. Polak wyprowadził 1413, z których doszło celu 474. Z kolei jego rywal miał 1111 uderzeń i 462 skuteczne.

Walijczyk po walce ze złamanym nosem i z uchem, z którego sączyła się krew, został odwieziony do szpitala.

Obaj przed walką zapowiadali wielkie show i dotrzymali słowa. Rozpoczął Fonfara wchodząc do ringu ubrany w zbroję i skrzydła polskiej husarii. Jak później tłumaczył, przed nią kiedyś drżała cała Europa, teraz przed nim niech drżą przeciwnicy. I drżeli, chociaż pierwsze rundy nie zapowiadały zwycięstwa „Polskiego Księcia”.

Cleverly potwierdził, że mistrzem świata nie zostaje się z przypadku. Przez trzy pierwsze rundy miał inicjatywę, wciągał Polaka do półdystansu, kontrolował sytuację w zwarciach, zadawał więcej ciosów. Głowa Fonfary częściej odskakiwała, momentami odnosiło się wrażenie, że Walijczyk robi sobie z niej worek treningowy.

Taka sytuacja uśpiła jego czujność. Ponosiła go fantazja, kiedy próbował zamaszystymi ciosami wyprowadzanymi od dołu trafić Fonfarę. Miało to być widowiskowe, okazało się dla niego zgubne. Te zagrywki pod publiczkę jeszcze bardziej zmobilizowały Polaka, który niesiony dopingiem wypełnionej prawie po brzegi polskimi kibicami hali UIC Pavilion, złapał właściwy dla siebie rytm.

Przełom nastąpił w piątej rundzie. Podopieczny Sama Colonny zmienił pozycję. Częściej inicjował akcje, wykazywał większą aktywność, jego proste wyprowadzane z dużą siłą robiły na Cleverlym coraz większe wrażenie.

W końcówce siódmej rundy jeden z potężnych ciosów złamał byłemu mistrzowi świata nos. Od tego czasu stracił wiele ze swojego impetu, zaczął się jego odwrót. Fonfara przejął inicjatywę. Cleverly nadludzkim wysiłkiem i ambicją próbował wprawdzie kontratakować, ale coraz częściej kleił się do przeciwnika, próbując wybić go z uderzenia. Widać było, że traci pomysł na odwrócenie losów walki.

Pięć ostatnich rund prowadzonych w niewiarygodnym tempie, w tym bardzo wyraźnie wygrana ostatnia, były potwierdzeniem dominacji Polaka, którą pozbawił sędziów wątpliwości, kogo powinni wskazać na zwycięzcę tego pojedynku.

Sukces z Cleverlym daje możliwość Fonfarze walki z Adonisem Stevensonem o mistrzowski pas WBC kategorii półciężkiej. Nieoficjalnie mówi się, że może do niej dojść w Chicago lub Las Vegas. W maju ubiegłego roku w Montrealu się nie udało, ale teraz „Polski Książę” jest zupełnie innym pięściarzem. Lepszym, pewniejszym, jeszcze mocniej bijącym. Udowodnił to w piątkową noc w UIC Pavilion z byłem mistrzem świata, udowodni to też w pojedynku z aktualnym.

Powiedzieli po walce:

Andrzej Fonfara: „To była fantastyczna walka. Spotkało się w ringu dwóch wojowników. To dobrze, bo takie walki uwielbiają kibice. Cleverly okazał się lepszy od Julio Chaveza, lepiej wyszkolony technicznie, wyższy, ale ja również teraz dysponuję innymi atutami. Pokazałem, że potrafię inkasować ciosy, ale też i oddać z jeszcze większą precyzją i mocą. Uderzenia Cleverlego nie były mocne, być może dlatego zdecydowałem się na przyjęcie tak dużej ich ilości. Sądziłem, że będę w stanie znokautować rywala, ale okazało się, iż ma niesamowicie twardą szczękę. Przyjął mnóstwo ciosów, doznał złamania nosa, ale nie odpuścił i walczył do końca. Pokazał dużą klasę i jeszcze większą determinację”.

Nathan Cleverly: „Od pierwszego gongu prowadziliśmy wojnę w ringu i nie dziwię się, że pobiliśmy rekordy, bo kiedy zaczęliśmy wyprowadzać ciosy, to nie przestaliśmy do samego końca. Fonfara to znakomity pięściarz, naprawdę potrafi uderzyć, bije prawie tak samo mocno, jak Sergiej Kowalew. Myślę, że prowadziłem na punkty do momentu, aż mój nos pękł. Czuję, że gdyby nie to, wygrałbym ten pojedynek. Moim zdaniem 115-113 dla Fonfary to była dobra punktacja, szacunek dla niego, przyjmował sporo ciosów, ale ciągle szedł do przodu”.

Dariusz Cisowski

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama