Polscy siatkarze przegrali w Sofii ze Słowenią 2:3 (17:25, 19:25, 25:23, 25:19, 14:16) w ćwierćfinale mistrzostw Europy i odpadli z turnieju. Biało-czerwoni w środę przegrywali już 0:2, by później zwyciężyć w kolejnych dwóch setach i ulec w tie-breaku.
Polska: Bartosz Kurek, Karol Kłos, Mateusz Bieniek, Fabian Drzyzga, Michał Kubiak, Mateusz Mika i Paweł Zatorski (libero) oraz Piotr Nowakowski, Dawid Konarski, Grzegorz Łomacz, Rafał Buszek.
Polacy do gry wrócili po dwóch dniach wolnego. Z kolei Słoweńcy we wtorek w meczu barażowym pokonali Holendrów 3:0, a potem otwarcie mówili, że na mecz z biało-czerwonymi wyjdą nastawieni bojowo i ze świadomością, że wszystko może się wydarzyć.
Mistrzów świata postraszyli już w fazie grupowej turnieju. W Warnie Polacy wprawdzie wyszli z opresji i ostatecznie wygrali 3:1, ale było widać, że Słowenia nie będzie łatwym rywalem.
Także statystyk kadry ostrzegał przed spotkaniem: „Musimy wyjść na parkiet i od pierwszych minut pokazać, kto tu rządzi. Jak Słoweńcy są na fali, tworzą bardzo silny zespól i trudno będzie ich pokonać”.
I ten czarny scenariusz się sprawdzał. Znacznie niżej notowani przeciwnicy naładowani pozytywną energią, walczyli od pierwszej piłki. Nie odpuścili, byli skoncentrowani i... pewni siebie. Polakom nie udawało się nic. Fatalne przyjęcie (25 procent) i słaba obrona sprawiły, że rywale wyszli na prowadzenie 8:4.
Przy stanie 15:19 Bartosz Kurek krzyknął do kolegów: „Jeszcze to nadrobimy. Spokojnie”. Nie miał racji. Nawet zmiany – za Mateusza Bieńka wszedł Piotr Nowakowski, nie poprawiły sytuacji. Biało-czerwoni przegrali 17:25.
Słoweńcy zaimponowali przede wszystkim atakiem. Mieli 91-procentową skuteczność, z łatwością gubili polski blok. Ten praktycznie nie istniał. Wybrańcy Stephane’a Antigi popełnili aż 10 błędów własnych.
Miało się to zmienić w drugim secie. Siatkarze siebie nawzajem motywowali, dodawali otuchy i to poskutkowało. Kilka udanych zagrań, zwłaszcza w ataku i prowadzili 6:2. Kibice przedwcześnie zaczęli myśleć, że będzie dobrze. Słoweńcy się obudzili. Kolejne dobre zagrywki, przy słabej postawie w przyjęciu sprawiły, że szybko był remis 7:7.
Boisko opuścił Mateusz Mika, ale Rafał Buszek nie wniósł do zespołu niczego nowego. Także sobie nie radził. Rywale znowu zaczęli odskakiwać. Przy drugiej przerwie technicznej prowadzili już 16:12. Gdy gra się nie zmieniała, Antiga postanowił wprowadzić Grzegorza Łomacza i Dawida Konarskiego. Nie wystarczyło. Polacy przegrali 19:25.
Wówczas na Twitterze trener mentalny polskich siatkarzy Jakub Bączek napisał: „W takich momentach najlepiej działa koncentracja na pierwszej piłce. Srać na to, co było, nie analizować, co będzie. Zagrać jeden meczbol za drugim”.
Tego zawodnicy nie usłyszeli, ale sami wiedzieli, że mają nóż na gardle. Nie ułatwiło im to zadania, a nerwy udzielały się nawet spokojnemu zazwyczaj Antidze.
Polacy wzięli się w garść. Trzeci set nie był może nadal najlepszy w ich wykonaniu, ale zwycięski. Po prowadzeniu 18:13 i serii dobrych zagrywek Bieńka, w końcówce znowu zaczęło być nerwowo. Słoweńcy doprowadzili do remisu 22:22. Później sami się pomylili w serwisie, za to asem popisał się Kurek. W ostatniej akcji z ataku punktował Mika i było 25:23.
„Mamy to” – krzyknął z kwadratu rezerwowych libero Piotr Gacek. Tak łatwo w czwartym secie nie było, ale Kubiak robił co mógł. Kapitan drużyny wziął na siebie rozgrywanie, obronę, ataki i blok. Był wszędzie. Mistrzowie świata wygrali 25:19 i doprowadzili do tie-breaka.
A ten znowu był wyrównany. Walka trwała do ostatniej chwili. Ważnym momentem był challenge wzięty przez Polaków. Twierdzili oni, że rywal przekroczył trzeci metr w trakcie ataku. Wideoweryfikacja wskazała jednak, że tak nie było i Słoweńcy wyszli na prowadzenie 12:10.
Później Polacy mieli piłkę meczową, ale jej nie wykorzystali. Oddali znowu pole rywalom, którzy tej szansy już nie wypuścili z ręki i wygrali 16:14.
Przed dwoma laty, kiedy ME odbywały się w Polsce i Danii, biało-czerwoni zajęli dziewiąte miejsce, a w konsekwencji pracę stracił włoski trener Andrea Anastasi.
Po meczu powiedzieli:
Bartosz Kurek (atakujący polskiej reprezentacji): „Ciężko cokolwiek teraz powiedzieć. Przegraliśmy mecz w dwóch pierwszych setach. W tie-breaku to jest już loteria. W decydujących piłkach zabrakło trochę szczęścia, a do tego Słoweńcy naprawdę bardzo ładnie grali. W żadnym wypadku nie brakowało sił. Byliśmy dobrze przygotowani, nie graliśmy swojej siatkówki z różnych względów. Chyba dlatego, że przez cały sezon się nie rozpieszczaliśmy. Przeszliśmy długą drogę. Przegraliśmy wiele ważnych meczów, także ten. Myślę, że po Pucharze Świata nie odnaleźliśmy naszej mentalności zwycięzców. Staraliśmy się, robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, ale się nie udało. Prawda jest taka, że dzisiaj liczył się wynik. Nie chęci, nie walka. Odpadliśmy z turnieju i to jest kluczowe. To wynik dużo poniżej naszych oczekiwań i możliwości. Prawda jest taka, że z drużyną Słowenii powinniśmy byli sobie poradzić. Teraz musimy wrócić do Polski, rodzin i klubów”.
Mateusz Mika (przyjmujący polskiej reprezentacji): „Nie chcę niczym nas usprawiedliwiać. Ten mecz należało wygrać. Wszyscy cały czas mówią o tym, że jesteśmy zmęczeni, nie zakwalifikowaliśmy się z Pucharu Świata na igrzyska i to w nas siedzi. Ale my musimy sobie z tym radzić. Nie wolno szukać takich wytłumaczeń. Słoweńcy nie zmienili zbyt wiele w swojej grze od ostatniego meczu, jaki z nimi graliśmy. Jeżeli my byśmy zaprezentowali poziom, jaki od siebie oczekujemy, to wtedy byśmy zwyciężyli. To widać też po wyniku. Ulegliśmy w tie-breaku. Jedna piłka i po meczu. Pewnie teraz w szatni każdy z nas będzie się zastanawiać, czy to przypadkiem nie jego błąd zadecydował, czy może inna piłka. Dużo osób w naszej drużynie zrobiło dzisiaj wiele rzeczy źle. Dlatego właśnie przegraliśmy spotkanie. Trzeba jednak żyć dalej i mamy kolejne cele przed sobą. Za nami buraczany sezon – czwarte miejsce w Lidze Światowej, trzecia lokata i brak awansu na igrzyska w Pucharze Świata i nie zasługiwaliśmy na takie odpadnięcie”.
: „Nie będę na pewno tłumaczyć porażki zmęczeniem. Najłatwiej powiedzieć, że jesteśmy zmęczenie i Słowenia zagrała kapitalną siatkówkę. Brawo dla nich. My po prostu nie byliśmy teraz w formie. Ona była u nas w innym czasie. Gramy teraz taką a nie inną siatkówkę, a rywale to idealnie wykorzystali. Trzeba powiedzieć szczerze – w tym sezonie przegrywamy wszystko. Reprezentacja Polska ani razu nie dała radości swoim kibicom, ale też sami sobie jej nie sprawiliśmy. Sześć miesięcy razem pracujemy i po każdym turnieju musimy spuścić głowę w dół. Ten sezon jest na duży minus. Teraz wracamy do klubów i pewnie niewiele będziemy mieli wolnego. To, że pojechaliśmy w tym samym składzie na mistrzostwa Europy, co zagraliśmy w Pucharze Świata było wyłącznie decyzją trenerów. My nie mamy na to żadnego wpływu. To normalna sprawa. Wszyscy byliśmy zdrowi i gotowi do gry, po prostu czysto siatkarska forma nie wypaliła w tym turnieju”.
Paweł Zatorski (libero reprezentacji Polski): "Przed meczem spodziewaliśmy się, że będzie ciężko, ale nie zakładaliśmy, że aż tak. Początek spotkania nie był dobry w naszym wykonaniu, a potem było nam trudno odnaleźć swoją grę. Słoweński zespół był bardzo pewny siebie, a nam było trudno wrócić. Rywale zagrali bardzo dobrze i zasłużyli na zwycięstwo".
Andrea Giani (trener reprezentacji Słowenii): "Moi zawodnicy byli dziś fantastyczni. Od początku spotkania można było zobaczyć w ich oczach pragnienie zwycięstwa - chęć, by pokonać Polskę i awansować do półfinału. Jestem bardzo zadowolony z ich występu. Przegraliśmy trzeciego i czwartego seta, ale dobrze prezentowaliśmy się w całym meczu. Ten półfinał to z pewnością mój największy sukces w roli szkoleniowca".
Alen Pajenk (środkowy reprezentacji Słowenii): "Czuję się niesamowicie. Wiedzieliśmy, że to będzie trudny mecz, ale walczyliśmy od początku do końca. Zagraliśmy dziś kawał porządnej siatkówki. Już wczoraj w barażu z Holandią szło nam bardzo dobrze i chcieliśmy to po prostu kontynuować. Chciałbym zmierzyć się w finale z Bułgarią w hali wypełnionej kibicami po brzegi. To byłoby coś wspaniałego".
(PAP)
(PAP)
Reklama