„Mam 35 lat, nazywam się Natalia. Teraz potrafię powiedzieć otwarcie, że wiele doświadczeń z moich wczesnych lat zaważyło na moim życiu. Prawdę o toksyczności w mojej rodzinie zaczęłam uświadamiać sobie dopiero 5 lat temu. I tak mam szczęście. Mojej starszej siostrze zajęło to 25 lat. Ale uświadomienie sobie tego faktu było pierwszym krokiem na długiej drodze do zaleczenia ran i powrotu do normalnego życia.”
Natalia jest jedną z wielu ofiar toksyczności w rodzinie. Już jako mała dziewczynka przejęła rolę opiekunki i przyjaciółki swojej matki. Stało się to wtedy, gdy rodzice zaczęli oddalać się od siebie. Wówczas niespełnione nadzieje i poczucie krzywdy matki zostały przeniesione na Natalię i jej siostrę. Odtąd to ona czuła się odpowiedzialna za dobro matki. Stała się filarem jej szczęścia, ale pod warunkiem, że spełniała oczekiwania.
„Dlaczego uważam, że moja matka była toksyczna? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Może dlatego, że nie czułam się przez nią akceptowana, nie spełniałam jej oczekiwań. Czułam, że muszę być tym, kim ona chciała żebym była. Wybrała mi karierę. Zawsze wiedziała lepiej co jest dla mnie dobre, nie brała pod uwagę moich potrzeb. Za drobny przejaw nieposłuszeństwa potrafiła wywołać we mnie takie poczucie winy, że wolałam już złamać się i zrobić jak chciała.”
To właśnie poczucie winy jest najsilniejszym uczuciem scalającym toksyczny związek. Nie pozwala spojrzeć na sytuację z innej perspektywy, osoba tkwi w naznaczonych ramach, bo nie chce pogarszać sytuacji nasilając swoje poczucie winy i nieadekwatności. Natalia myślała, że jest w sytuacji bez wyjścia, że nie ma prawa do własnego życia. Jak mogła budować własne szczęście i zostawić matkę, nieszczęśliwą i samotną?
Manipulowanie uczuciami, wymuszanie posłuszeństwa, kontrolowanie każego kroku, podcinanie skrzydeł, brak swobody, ciągła krytyka, nadmierna opiekuńczość – to trucizny wynikające ze źle pojętej miłości. To nic innego jak szantaż emocjonalny.
„Dopiero niedawno nauczyłam się rozpoznawać te drobne szpile wywołujące poczucie winy i obowiązku i nie zawsze potrafię sobie z nimi poradzić. Moi rodzice rozwiedli się w końcu, kiedy miałam 16 lat. Rozstali się w sposób kulturalny. Miałam utrzymywać kontakty z rodziną ojca, w tym z dziadkami. Więc co niedziela matka nalegała na moje wizyty u nich. Jednak jest to jasna strona medalu. Po moich powrotach do domu czekała na mnie zawsze awantura. Nie, broń Boże, nie była związana z moją wizytą. Zawsze był inny powód. Ale często słyszałam, że tak naprawdę nigdy nie byłam dla nich ważna. Doprowadziła do tego, że przestałam chcieć odwiedzać rodzinę ojca. Teraz wiem, że była to bzdura. Na szczęście zdążyłam wyjaśnić tą sprawę z dziadkami tuż przed ich śmiercią, ale nikt nie odda mi tych 10 lat.”
Szantaż emocjonalny jest najpotężniejszą bronią z arsenału toksycznych rodziców. Służy uzależnieniu ofiary i odseparowaniu jej od osób będących wsparciem. Rodzic, który szantażuje, zna doskonale mapę czułych punktów i potrafi wywołać pożądaną reakcję. Należy pamiętać, że takie zachowanie rzadko jest rozumiane przez samego rodzica jako krzywdzące. Jest formą wyuczonego sposobu komunikacji i wpływania na innych. Każdemu z nas zdarza się posługiwać szantażem emocjonalnym. Dopóki jednak jesteśmy w stanie to dostrzec i są to sporadyczne wypadki, nie ma w tym tragedii. Problem zaczyna się, kiedy staje się główną formą komunikacji w rodzinie i kiedy przestajemy dostrzegać w tym coś złego. Skuteczną obroną przed szantażem jest obnażanie go przez komunikowanie wprost – „szantażujesz mnie”.
„Moja matka ciągle uważa, że była fantastycznym rodzicem, a jej jedynym błędem wychowawczym było popuszczenie mi cugli. Zawsze słyszałam jak bardzo się poświęcała i tylko ja i moja siostra nie potrafimy tego docenić”.
Na szczęście Natalia wyznaczyła własne granice. Zrozumiała, że nie jest odpowiedzialna za „poświęcanie się” i cierpienie rodzica. Maltretowana od dziecka poczuciem winy, w trakcie terapii zrzuca powoli ciężar i przewartościowuje swoje życie. Teraz wie, że jest odpowiedzialna za siebie i im bardziej wolna będzie od ciężaru toksyczności rodziców, tym bardziej będzie szczęśliwa. Założyła swoją rodzinę i uczy się jak być matką. Nie chce popełniać tych samych błędów.
Katarzyna Pilewicz, LCPC, CADC
psycholog i psychoterapeutka licencjowana w stanie Illinois. Ukończyła Adler University w Chicago w dziedzinie psychologii klinicznej. Obecnie prowadzi badania doktoranckie w Walden University na temat wpływu psychologii pozytywnej na poprawe stanu psychiki człowieka. Członek American Psychological Association i PSI CHI. W swojej praktyce opiera się na holistycznym poglądzie o wzajemnym wpływie umysłu, ciała, i środowiska. W swojej klinice w Deerfield zajmuje się leczeniem młodzieży i dorosłych z problemami psychologicznymi pomagając w powrocie do wyższej jakości życia.
405 Lake Cook Rd., Suite 203, Deerfield
Tel.: (847) 907 1166
www. psychologicalcounselingcenter.com
email: [email protected]
fot.Greyerbaby/pixabay.com
Reklama