Basebaliści Chicago Cubs pokonując w czwartym meczu finału dywizji St. Louis Cardinals 6:4 wygrali serię 3:1 i zakwalifikowali się do decydującej rozgrywki National League, w której zmierzą się ze zwycięzcą pojedynków Los Angeles Dodgers z New York Mets.
Cubs po raz pierwszy w historii wywalczyli awans do finału National League na własnym stadionie Wrigley Field. 12 lat temu podobny sukces zanotowali w Atlancie na boisku tamtejszych Braves.
Rodzina Ricketts przejęła Cubs w 2009 roku i od tego czasu rozpoczęła się przebudowa zespołu. Rok później do zespołu przyszedł Sterlin Castro, który obecnie jest jedynym zawodnikiem ze starego składu. Powierzenie Theo Epsteinowi funkcji prezydenta do specjalnych poruczeń było strzałem w dziesiątkę. Wcześniej stworzył potęgę Boston Red Sox, teraz miał to powtórzyć z Cubs. Nie tylko rozpoczął rewolucję personalną polegającą na tym, że pozbywał się graczy najdroższych, angażując młodzików, którzy grali z dużo mniejsze pieniądze, wniósł także nową filozofię i nadzieję na sukces.
Początki były trudne. Po roku pracy Epsteina Cubs ukończyli sezon z rekordową ilością 101 porażek. Rok później było ich 96, w ubiegłym roku 89. Epstain zmieniał trenerów jak rękawiczki, ale konsekwentnie wprowadzał młodzież. Anthony Rizzo, Kris Bryant, Addison Russel, Kyle Schwarber, Javier Beaz, Jorge Soler, mieli być tymi, którzy otworzą Cubs drogę do sukcesów. I otworzyli.
Ten sezon nie zapowiadał jeszcze sukcesów, ale świetna końcówka, w której Cubs w dziesięciu ostatnich meczach odnieśli osiem zwycięstw, pozwoliła im ubiegać się o dziką kartę. Wygrali ją w Pitssburgu 4:0, głównie dzięki znakomitej dyspozycji zarabiającego 20 milionów dolarów rocznie miotacza Jona Lestera.
Pierwszy mecz play-off z St. Louis Cardinals wprawdzie przegrali 0:4, ale na miotacza miejscowych Johna Lackeya nie było mocnych. Drugi, za sprawą świetnej postawy pierwszoroczniaków, szczególnie w drugim inning, kiedy wybijając piłeczkę przed siebie zupełnie zaskoczyli bardziej doświadczonych Cardinals, wygrali 6:3.
Poniedziałkowy mecz na Wrigley Field przeszedł do historii ligi. Nikomu do tej pory nie udało się w play-off aż sześć razy wyrzucić piłeczkę poza boisko. Zwycięstwo Cubs 8:6 dało nie tylko prowadzenie w serii 2:1, ale psychologiczną przewagę. Najlepsi w sezonie regularnym Cardinals stracili pewność siebie i nawet pokerowa zagrywka ich szkoleniowca polegająca na tym, że desygnował we wtorek do boju mającego tylko trzy dni odpoczynku Lackeya nie zapobiegła porażce.
Trzy home run, zwane niekiedy w baseballu asami, Javiera Baeza, Anthony Rizzo, Kyle Schwarbera oraz znakomita postawa kończących miotaczy sprawiła, że awans, na który w tym roku jeszcze mało kto liczył, stał się faktem.
Cubs grają dalej. Chicago oszalało. Zanosi się na ekscytujące najbliższe tygodnie.
Dariusz Cisowski
Reklama