Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 27 listopada 2024 12:53
Reklama KD Market

Polski salsero



 

"Taniec to świetna pasja i wspaniały sposób na to, żeby poznać ludzi, nawiązać nowe znajomości i miło spędzić czas. Nie ma się co tremować, trzeba po prostu iść i tańczyć"...

Artur Jasowicz tańczyć zaczął w podstawówce. Miał około 15 lat i – jak sam mówi – naoglądał się filmów, "w których był taniec" i spodobało mu się. „Widziałem, że dziewczyny lubią chłopaków, którzy potrafią tańczyć” – wspomina. Głównie dwa filmy,  skłoniły go do zapisania się na kurs w szkole tańca towarzyskiego: „Gorączka sobotniej nocy” i „Dirty Dancing”. Brał tam udział w róznych lekcjach, ale najbardziej podobały mu się tańce latynoskie.

Później, po dłuższej przerwie, w czasie studiów chemicznych na uniwersytecie w Białymstoku zapisał się do studenckiej sekcji tańca. W tamtych czasach znane były tylko tańce towarzyskie i nikt nie słyszał o salsie. Potem znów przez długie lata nie tańczył, aż w końcu doszedł do wniosku, że pora zacząć chodzić do klubów, pobawić się, cieszyć się życiem i poruszać. To było jakieś 7 lat temu.

Któregoś dnia jechał ulicami Chicago i myślał o tym, że pora by się zapisać na salsę. I zobaczył znak: salsa w szkole tańca Dance Center Chicago. Pomyślał, że wstąpi i zapyta o ceny, godziny i dowie się wszystkiego. A tam właśnie zaczynała się druga lekcja kursu podstawowego. Pracownica szkoły namówiła go, żeby wszedł na salę i dołączył do kursu. Salsy nie znał i nigdy nie tańczył. Dołączył jednak do grupy i zaczął chodzić na kurs. Zaliczył jeden poziom, drugi, trzeci, a po skończeniu wszystkich poziomów z grupą ludzi z kursu zebrali się i wynajęli nauczyciela, żeby uczył ich dalej. Po paru miesiącach wszystko się rozsypało.

Zamiast ściskać jakiś włochatych chłopów, wolałem poobejmować dziewczyny, więc przerzuciłem się z aikido na tańce"





Znalazł więc inną szkołę, w portorykańskiej dzielnicy. To był wyższy poziom – salsa na 2, czyli styl nowojorski. Pierwsza szkoła była na 1, czyli styl Los Angeles. Style te różnią się głównie odliczaniem kroku podstawowego – na 1 lub na 2. „Właśnie dlatego tam wylądowałem, bo chciałem się nauczyć stylu nowojorskiego. Trochę próbowałem też salsy kubańskiej. Brałem lekcje na różnych kongresach, także u kolegi, który  pojechał na Kubę i tam się nauczył salsy kubańskiej, więc też mnie poduczał. Ale w Chicago nie ma za bardzo środowiska salsy kubańskiej, więc nie ma z kim jej zatańczyć. W klubie ludzie tańczą głównie na 1, czasami jak ktoś jest dobry, to na 2. A salsa kubańska to rzadkość”.

Artur wymienia pozytywne strony swojej pasji: „Daje mi to przyjemność i pozytywną energię. Mam sporą grupę znajomych dzięki temu, że tańczę. Poznaję ludzi, a potem spotykamy się na przykład na plaży i gramy w siatkówkę. Taniec to także gimnastyka, bo po paru piosenkach tak się spocisz, że siłownia już nie jest potrzebna. Pozwala przyjemnie spędzić czas i dobrze wpływa na kondycję”.

Wcześniej trenował aikido. "To też było fajne, ale zamiast ściskać jakiś włochatych chłopów, wolałem poobejmować dziewczyny, więc przerzuciłem się z aikido na tańce”.

Do tańca potrzebne są odpowiednie buty, ze skórzaną podeszwą. Artur wylicza, że przez te siedem lat zdarł już z 10 par butów. Stara się mieć dwie lub trzy pary, żeby móc je zmieniać. Kolory nie są ważne, ale jak jedne się zedrą, to trzeba mieć drugie, żeby mieć co założyć na nogi. Trzeba więc wydać pieniądze na porządne buty, żeby się nadawały do tańca. Ale zależnie od tego, jak często się tańczy, te buty mogą starczyć na jakiś czas, więc nawet jak się wyda 100 dolarów, to starczy na rok lub dwa. Buty do tańca zakłada się tylko wtedy, jak się idzie na tańce. Nie chodzi się w nich po ulicach.

Artur zauważa, że początkujący tancerze powinni zacząć od lekcji grupowych. W zależności od szkoły jest to koszt między 10 a 20 dolarów za godzinę, więc w miarę rozsądnie. Lekcje prywatne to dla początkujących strata pieniędzy, bo to są kwoty rzędu od 50 do 100 dolarów. Jak już się osiągnie pewien poziom, to lekcje prywatne potrafią dużo dać, ale trzeba mieć jakieś podstawy, żeby móc skorzystać z wartości, które da lekcja prywatna. Jest kilka dobrych szkół w Chicago, gdzie można zacząć naukę salsy. Niektórzy zaczynają tak, że chodzą po prostu do klubów, bo tam często na początku imprezy są darmowe lekcje. Tyle że to są naprawdę jedynie podstawy, może dwa czy trzy podstawowe kroki i to wszystko. Jest jeszcze koszt wstępu do klubów, ale to około 10 dolarów, więc nie tak drogo. Są miejsca, gdzie się wchodzi za darmo lub można się zapisać na listę i wejść za niższą cenę. Oszczędza się też na alkoholu. „Ogólnie kluby nie lubią tancerzy, a zwłaszcza salseros, bo my mało pijemy. Jak się upijesz, nie będziesz w stanie tańczyć. Zaplączesz się we własne nogi”.

Artur dla zabawy brał udział w paru konkursach salsy na poziomie amatorskim. Na przykład parę lat temu w konkursie Cubby Bear Amateur, wygrał koszulkę klubu. Próbował też swoich sił w konkursie Cubby Bear Salsa Open. Dla doświadczenia i żeby zobaczyć, jak to wygląda od podszewki. To wysokiej rangi konkurs. Pojawiają sie na nim najlepsi - bowiem do wygrania jest 5 tys. dolarów.  Ale jak zauważa Artur: „tańczę żywą salsę uliczną, a nie towarzyską, gdzie ćwiczy się tylko po to, żeby startować potem w konkursach i zdobywać punkty czy nagrody. Nam chodzi o to, żeby pójść do klubu i się pobawić. Nikogo nie obchodzą za bardzo takie konkursy. Owszem, raz na jakiś czas są i kto ma ochotę, to bierze w nich udział, ale salsę się tańczy dla przyjemności”.

Ktoś, kto chce się tym zajmować profesjonalnie, może zostać instruktorem i uczyć salsy na kongresach, albo otworzyć własną szkołę. Ale jak zauważa Artur: „nie chcę czegoś, co robię dla przyjemności, robić dla pieniędzy, bo często bywa tak, że jak coś zaczniesz robić dla pieniędzy, to przestaje być przyjemnością. Teraz to jest czysto rozrywkowe – wychodzę, kiedy mam ochotę, tańczę, z kim mam ochotę i po prostu się bawię”.

Wysłuchała: Anna Draniewicz

 

060315_3820

060315_3820

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama