Piłkarze Lecha Poznań i Legii Warszawa wygrali po 1:0 swoje niedzielne mecze 35. kolejki ekstraklasy. To oznacza, że "Kolejorz" zachował punkt przewagi nad obrońcą tytułu. Miejsce nad podium zapewniła sobie już także trzecia obecnie Jagiellonia Białystok.
Z prowadzącego duetu jako pierwsza wybiegła w niedzielę na boisko Legia, która w nieco "zakurzonym" ligowym klasyku podejmowała Wisłę Kraków. Podopieczni Henninga Berga nie zachwycają w ostatnich tygodniach, a jeśli wygrywają, to z reguły różnicą jednej bramki.
Tak było również w niedzielę. Zwycięstwo 1:0 zapewnił Legii sprytnym strzałem w 60. minucie obrońca Jakub Rzeźniczak, po dośrodkowaniu Tomasza Brzyskiego.
- Za mało mieliśmy do zaoferowania w ofensywie. Stworzyliśmy kilka akcji, ale spodziewałem się, że będzie nas stać na więcej. Czasami miałem wrażenie, że gra męczy moich piłkarzy - przyznał trener Wisły Kazimierz Moskal.
Po tym meczu Legia na chwilę objęła prowadzenie w tabeli, ale Lech szybko wrócił na pozycję lidera. Wieczorem pokonał u siebie Pogoń Szczecin 1:0, a jedyną bramkę zdobył uderzeniem z 14 metrów w końcówce pierwszej połowy Karol Linetty.
Dwie kolejki przed zakończeniem sezonu Lech ma 39 punktów, Legia 38, zaś trzecia Jagiellonia 35. Nikt inny nie ma już szans na podium. Czwarty Śląsk Wrocław zgromadził dotychczas 29 punktów (nie dogoni Jagiellonii, ponieważ był niżej w tabeli po części zasadniczej), a piąta Lechia Gdańsk 28.
W niedzielę ekipa z Białegostoku wygrała u siebie z Górnikiem Zabrze 3:2. Dwie z pięciu bramek padły po strzałach samobójczych - zdobyli je Erik Grendel dla gospodarzy oraz Michał Pazdan dla zabrzan. Trzynastą bramkę w sezonie strzelił tego dnia napastnik Jagiellonii Patryk Tuszyński.
- Chyba tak jak zawodnicy, muszę trochę ochłonąć po tym meczu, bo działo się w nim od początku do końca. Myślę, że to dobrze dla widowiska, trochę gorzej dla naszego powrotu do Zabrza - przyznał trener gości Józef Dankowski.
Dzień wcześniej Śląsk pokonał u siebie Lechię 1:0 po bramce w 77. minucie Flavio Paixao. To jego szesnasty gol w rozgrywkach.
Mecze grupy spadkowej odbyły się w piątek i sobotę.
W spotkaniu dwóch ostatnich drużyn Zawisza Bydgoszcz po raz drugi od kwietnia pokonał na wyjeździe PGE GKS Bełchatów 4:1. Poprzednim razem jeszcze w sezonie zasadniczym (27. kolejka), a teraz w ważnym meczu grupy spadkowej.
Dwie bramki zdobył w sobotę Chorwat Josip Barisic, a po jednej Portugalczyk Mica i Jakub Świerczok. PGE GKS odpowiedział tylko trafieniem Macieja Małkowskiego (na 1:2).
Po sobotnim zwycięstwie Zawisza (23 pkt) wciąż traci punkt do 14. miejsca, oznaczającego utrzymanie. PGE GKS jest w znacznie trudniejszej sytuacji. Obecnie ma tylko 20 pkt i jedynie teoretyczne szanse pozostania w ekstraklasie. Do osiągnięcia tego celu potrzebuje zwycięstw w dwóch ostatnich kolejkach oraz korzystnych wyników w meczach innych drużyn.
Lokaty od 12. do 14. zajmują trzy drużyny z dorobkiem 24 punktów - Korona Kielce, Podbeskidzie Bielsko-Biała i Górnik Łęczna.
Korona już w piątek wygrała u siebie z niemal pewnym utrzymania Piastem Gliwice 2:1. Podopieczni Ryszarda Tarasiewicz mogą mówić o szczęściu - zwycięską bramkę, niezwykle istotną w kontekście walki o uniknięcie spadku, zdobyli w ostatniej minucie (Vlastimir Jovanovic).
Pierwsze miejsce w grupie spadkowej - czyli w sumie dziewiąte - zajmuje Cracovia (30 pkt). "Pasy", pozostają niepokonane pod wodzą Jacka Zielińskiego, wygrały w piątek na wyjeździe z Podbeskidziem 3:0. Bohaterem spotkania był Boubacar Dialiba, zdobywca wszystkich bramek. Jego wyczyn jest tym większy, że Senegalczyk wszedł na boisko dopiero w 70. minucie.
- Dzisiaj zapewniliśmy sobie utrzymanie - powiedział po meczu zadowolony trener Zieliński.
W innym spotkaniu grupy spadkowej Górnik Łęczna uległ w sobotę Ruchowi Chorzów 0:1. "Niebiescy" dzięki temu są bardzo bliscy utrzymania. Powody do radości może mieć także Grzegorz Kuświk, który w sobotę zaliczył 14. trafienie w sezonie.
Następna, przedostatnia kolejka, odbędzie się we wtorek i środę.
(PAP)
Reklama